Przed wszelkimi targami z kasjerką o cenę biletu, jako skazanymi na porażkę, przestrzegano z góry. Wysokie naddatki finansowe określano natomiast mianem pożądanych („Za jakieś tam głupie 10 lub 15 marek naddatku – dziękujemy!”). Poeci między występami udzielali audiencji, w tej sprawie podania należało składać dzień wcześniej. Zwyczajna rozmowa (3-5minut), z prawem podania ręki kosztowała marek 50, objaśnienie czytanego utworu: 75, ofiarowanie rękopisu z dedykacją: 500 (bez niej: 150). Dodanie w dedykacji słowa „kochanemu”: 100 marek ekstra. Każdy z gości zobowiązany był spoglądać na poetów z szacunkiem a obelżywe okrzyki i im podobne ekscesy uważane były za niedopuszczalne ze względu na ekonomię czasu w programie. Podobnie zresztą jak odgadywanie rymów podczas czytania wierszy. Wprowadzania psów też zakazano (niestety). Taki regulamin obowiązywał gości warszawskiej kawiarni poetów „Pod Pikadorem”, ukuli go przedsiębiorczy twórcy ze Skamandra. Pośród nich: Jarosław Iwaszkiewicz. Regulamin wisi zaś w jego niegdysiejszej posiadłości, wśród Lasów Podkowy Leśnej (i rzeźb Juliana Soriano, którego park rzeźby – niedaleko), Stawisku, w spacerowej odległości od kolejki WKD.
Wokół regulaminu, w rozległych wnętrzach, moc innych atrakcji. Eh balowałoby się pośród tego bezmiaru książek, mnogości obrazów, błyskotliwych rozmów i migotliwych wspomnień (ale zatrzęsienia poroży już niekoniecznie), jak balował tu niegdyś literacko-artystyczny parnas.
Zamieszkali tu Iwaszkiewiczowie w latach ’20, w tej posiadłości darowanej im przez ojca Anny, Stanisława Wilhelma Lilpopa (przemysłowca i współzałożyciela miasta-ogrodu Podkowy Leśnej, mecenasa kultury i kolekcjonera sztuki) w ślubnym prezencie. I mieszkali tu przez 5 dekad, czyniąc z podwarszawskich włości epicentrum kulturalnych spędów. Ze wspomnianej śmietanki bywali tu Gojawiczyńska, Dygat, Szymanowski, Lechoń, Słonimski, Tuwim, Parandowski, Miłosz – i liczni inne i inni. W tym ówczesna królowa Belgii. W enklawie cichości podmiejskiej, pośród sosen zwanych Muzami, powstały najznakomitsze utwory pisarza, z „Matką Joanną od Aniołów” na czele.
Podczas wojennej pożogi stanowiło Stawisko schronienie dla ludzi i ich książek (tu przetrwał choćby rękopis Ireny Krzywickiej). Dziś trwa tam wystawa o Annie i Jarosławie jako Sprawiedliwych. Spoczywa Iwaszkiewicz w niedalekim Brwinowie.
Duchami Stawiska natchniona, uznałam czas za najwyższy, by zdjąć z półki korespondencję między Iwaszkiewiczem a chłopakiem z niedalekiego Brwinowa („Wszystko jak chcesz”). Was niech zaś natchną chęcią do podpodkowianej wyprawy do Muzeum, które wyglądając, jak gdyby gospodarze ledwie niedawno wyszli i mieli powrócić za chwilkę, kontynuuje zapoczątkowane tu przez nich kulturalno-literackie zwyczaje.