Wolfgang Beltracchi. Geniusz „fałszywek”

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Zanim usiądzie do pracy długo przygląda się danemu dziełu. Duże znaczenie przypisuje proporcjom, farbom i motywom; zwłaszcza te ostatnie odgrywają w jego twórczości olbrzymią rolę. Wolfgang Beltracchi bywa nazywany jednym z najbardziej interesujących współczesnych fałszerzy. I choć dziś rzadko sięga po pędzel, przed laty narobił sporo zamieszenia w uporządkowanym świecie marszandów i kolekcjonerów.

Chłopiec z Picassem w ręku

Przychodzi na świat 4 lutego 1951 roku w Höxter w północnej Westfalii, ale słabo zna rodzinne miasto. Zdecydowanie lepiej czuje się w Geilekirchen, gdzie ojciec Wolfganga dostaje etat w muzeum. Sale wypełnione po brzegi nowoczesnymi mikroskopami, paletami i białymi fartuchami stają się dla chłopca świetnym miejscem do zabawy. Beltracchi spędza sporo czasu na podglądaniu w pracy innych konserwatorów, prawdopodobnie wtedy uczy się rozpoznawać techniki malarskie i barwniki wykorzystywane przez artystów.

Ma 14 lat gdy kopiuje Picassa. To pierwsza samodzielnie wykonana praca Wolfganga. Nie wszystko toczy się zgodnie z planem, chłopiec sprawia kłopoty wychowawcze, w końcu zostaje wyrzucony z gimnazjum. O wiele lepiej czuje się w szkole artystycznej w Aachan. Outsider, o którym mówiono, że nie zda do następnej klasy, nagle zostaje jednym z najlepszych uczniów; przynajmniej jeśli chodzi o wiedzę z zakresu historii sztuki.

Wolfgang kocha podróże, mieszka m.in. w Amsterdamie, Hiszpanii i na Majorce. Kopiuje kilka obrazów, zdarza mu się zażywać narkotyki. Wreszcie otrzymuje ciekawe zlecenie, ma zaprojektować okładkę albumu Enigmy. Po tym wydarzeniu chłopak podejmuje decyzję: zarobione pieniądze postanawia przeznaczyć na stworzenie autorskiej galerii sztuki.

Awantura o sztukę

Lata 80. to idealny czas na tego typu biznes, zwłaszcza, że Wolfgang postanawia wypromować sztukę współczesną. W Ameryce Leo Castelli przekonuje klientów do inwestowania w dzieła sztuki, Beltracchi robi to samo w Niemczech. Z różnym skutkiem. Przyjaciel, z którym prowadzi galerię coraz częściej oskarża go o kradzież i podrabianie prac, jednak Wolfganga niewiele to obchodzi. Podobnych opinii jest więcej, jednak dopóki finanse się zgadzają, dopóty mężczyzna nie zamierza rezygnować z intratnej posady. Dzięki pracy na własny rachunek ma wyrobioną nie tylko opinię, ale osobiście zna marszandów i kolekcjonerów; a to w jego zawodzie podstawa.

Jakiś czas później Beltracchi poznaje Helene, szybko dochodzą do wniosku, że na tworzeniu „fałszywek” można całkiem nieźle zarobić. Na podstawie już istniejących dzieł tworzą własne prace, wymyślają nowe nazwy, tematy i motywy. Stają się mistrzami w podrabianiu Maxa Ernsta, Keesa van Dongena i kilku innych artystów. Wymyślają nowe kolekcje, a gdy któryś z kolekcjonerów wyraża wątpliwości, wówczas Beltracchi pokazują dowód; zniszczone zdjęcie przodków z wiszącymi na ścianach obrazami, rzecz jasna podrobionymi. Wolfgang ustawia aparat, dzięki umiejętnościom zdobytym w pracowni ojca umie postarzeć fotografię. Helene zajmuje się resztą; jest modelką, decyduje, gdzie powiesić dane prace. Wolfgang ufa jej całkowicie. W ten sposób Beltracchi tworzą nową kolekcję Jäger, rzekomo należącą do rodziny kobiety. Na rynku sztuki czują się coraz pewniej, ich obrazy sprzedawane są za setki tysięcy euro, oni sami bywają nazywani geniuszami. Wolfgangowi to nie przeszkadza. Pod koniec lat 90. mężczyzna otrzymuje kolejne zlecenie. Ma sprzedać jeden z portretów Oskara Schlemmera, niemieckiego malarza. Wtedy wybucha zamieszanie.

Kłopoty w raju

Eksperci uznają, że dzieło sfałszowano. Dla Beltracchiego to żaden szok, od lat pilnie strzeże swojego sekretu, zakazuje mówić żonie, czym się parają. Gorzej, że dostaje wyrok w zawieszeniu. Na razie Wolfgang może odetchnąć, śledczy nie odkryli pozostałych obrazów. Według fałszerza podrabia prace „około 50 artystów”, część dzieł trafia nie tylko do prywatnych kolekcji, ale i cenionych muzeów. Tak dzieje się z jedną z kompozycji Maxa Ernsta. Jeden z marszandów uznaje dzieło za autentyczne, sprzedaje je prywatnej osobie. Beltracchi zarabiają na tym blisko 10 milionów dolarów. Schody zaczynają się gdy sprzedana praca okazuje się „fałszywką”. Trefna kompozycja Heinricha Campendoca okazuje się gwoździem do trumny pary.

Gdy pod koniec sierpnia 2010 roku świat obiega informacja o skazaniu Wolfganga i części jego rodziny (pomagają mu m.in. w transporcie, szukaniu klientów) wielu osobom nie jest do śmiechu. Są wśród nich marszandzi i kolekcjonerzy, których dzieła, wcześniej warte fortunę, teraz są bezwartościowe. Niektórzy z nich, podobnie jak Wolfgang, odsiadują wyrok. Beltracchi ma głowę na karku, przyznaje się do sfabrykowania 14 prac, liczy na łagodniejszy wymiar kary. Faktycznie, odsiaduje połowę wyroku, pracuje w zakładzie fotograficznym, w którym… fałszuje zdjęcia!

W 2012 roku znawcy sztuki odkrywają, że jedna z martwych natur z kwiatami także budzi wątpliwości. Tym razem Wolfgangowi pomaga przypadek. Licytacja obrazu w Dubaju zostaje wznowiona, kiedy okazuje się, że powstały dwie wersje tej samej kompozycji. Jedną z nich faktycznie sprzedano w domu aukcyjnym Sotheby’s, druga nie wiadomo gdzie się znajduje.

Powrót do zawodu

Kilka miesięcy później Beltracchi znowu jest na ustach wszystkich. Dzięki pobytowi w więzieniu staje się gwiazdą, chętnie udziela wywiadów, bywa zapraszany do telewizji. Pisze książki, powstają na temat jego twórczości dokumenty na czele ze słynnym „Beltracchi: sztuka fałszerstwa”. To właśnie w tym materiale mężczyzna wyznaje, że tworzy legalne obrazy, sygnuje je własnym nazwiskiem. Wolfgang Beltracchi przez niektórych bywa nazywany geniuszem „fałszywek”. Ale jak każdy przez chciwość i nieuwagę popadł w niełaskę. Gdy jakiś czas temu przestał tworzyć nowe dzieła, miłośnicy jego talentu wiedzieli, że postanowił w porę wycofać się z zawodu.

Reklama