It’s good to be in Dobre, to wniosek sformułowany na podstawie wizyty w tamtejszym społecznym Muzeum Konstantego Laszczki. Ucieleśnił Laszczka mit od pucybuta do milionera, a konkretnie od chłopskiego (karczmarskiego) syna do rzeźbiarza, malarza, aż po profesora i rektora krakowskiej ASP.
Jakim szczęśliwym trafem stała się ta rzecz niemal niemożliwa? Otóż jako genialnego samouka, miejscowego Janka Muzykanta, tyle że rzeźbiarza, wypatrzyła go ziemiańska rodzina Ostrowskich, fundując wyjazd do Warszawy, celem kształcenia. Reszta to sprawa Laszczkowych: talentu, pracy i determinacji. Jedna z prac posyłanych przezeń na wystawy organizowane przez Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych nagrodzona została paryskim stypendium. Aby dorobić do skromnego grantu, nocami pracował przy budowie kanałów. Na skutek pięcioletniego pobytu w stolicy sztuki, nabrał Konstanty wielkoświatowego sznytu. Pragnąc promować rodzimą twórczość na arenie międzynarodowej współzałożył Towarzystwo Artystów Polskich „Sztuka”, torujące mu drogę do prezentacji dzieł jak świat długi i szeroki, a co najmniej Europa. Powróciwszy, działał prężnie w Krakowie, za ziomków miał Fałata, Wyspiańskiego, Mehoffera.
Protestował przeciw dzieleniu sztuki na „czystą” i użytkową w imię prawa każdego do piękna – stąd popularyzowanie przezeń ceramiki. Fakt szczególnie wart odnotowania: w 1917 roku do swej pracowni przyjął pierwszą w dziejach akademii studentkę: Zofię Baltarowicz-Dzielińską. Społecznie zaangażowany, w proteście przeciw utworzeniu obozu w Berezie Kartuskiej, w ’35 zrezygnował ze stanowiska pedagogicznego, wykształciwszy rzeźbiarskie znakomitości takie jak Dunikowski, Kuna czy Puget. Żonaty z Marianną Strońską (zmarłą młodo na dziesiątkującego wówczas kobiety raka piersi) doczekał się czwórki potomstwa, które z ojcowską dumą w swych dziełach uwieczniał. Spoczął w Krakowie, na cmentarzu Rakowickim. W Makówcu Dużym, wiosce urodzenia, przy drodze wojewódzkiej nr 637 upamiętnia go głaz z marmurową tablicą.
W efekcie konsekwentnego zaangażowania mieszkańców Dobrego i kilku łutów szczęścia w ’71 powstało muzeum Laszczki. Pośród licznych dzieł: Kopernik o nieszablonowym spojrzeniu, królewna kotka, chimera uskrzydlona, zaklęta w ptaka, walka centaurów z młodzieńcem, capek biały czy żubr mędrzec leśny. Ożywają pod wpływem zajmujących historii kustoszki Emilii Szymańskiej (Ot choćby tej o popiersiu Piłsudskiego, zaginionym, oplotkowanym, odnalezionym na okolicznym strychu i przewiezionym maluchem. Czy o konflikcie z Szukalskim). Rzeźby Laszczki rozsiane są i po okolicy: przed przedwojenną szkołą, na ryneczku, w kościele (tu nie sprawdzałam, trwał pogrzeb). O istnieniu muzeum przypomniałam sobie dzięki ulotce ze stojaka z atrakcjami Mazowsza wypatrzonej w pałacu w Jabłonnie, ale to już zupełnie inna opowieść.