Łączenie nietypowych materiałów przychodzi mu z łatwością. Zachwyca się lśniącymi fakturami, postaciami wykonanymi ze złota srebra, rodu i platyny. Dla Gérarda Sandoza wymyślanie nieprzeciętnej biżuterii nie stanowi wyzwania. Co innego inne zadania, jakich się podejmuje.
Następca
W dzieciństwie ma dwóch idoli: dziadka i ojca. Od nich uczy się samodzielności, podejmowania decyzji i nie pozostawiania niczego przypadkowi. Promocja, marketing szeptany, wymyślanie chwytliwych haseł reklamowych i wytwarzanie wyjątkowych klejnotów zajmują mu całe dnie, pracy jest naprawdę sporo. Dwa razy do roku, w maju i grudniu, klienci składają najwięcej zamówień, na fantazyjne brosze, kolczyki, pierścionki, papierośnice i zapalniczki, jubiler dba, by były one najwyższej jakości.
Dla urodzonego w 1902 roku Gérarda Sandoza dekoracyjne, złoto – czarne ozdoby nie są niczym nadzwyczajnym. Trudne do zapamiętania nazwy narzędzi nie mają dla chłopaka tajemnic. W domu często słyszy o firmie, w niedalekiej przyszłości ma ją przejąć. Zanim to się stanie Sandoz musi się sporo nauczyć.
Dom z zasadami
Tak o Ecole des Roches w Normandii mówią wychowankowie. Kilkukondygnacyjny budynek przypominający luksusowo urządzoną rezydencję z przystrzyżonym trawnikiem wysadzanym równo wytyczoną aleją drzew i ogrodowymi rzeźbami nie przypomina szkoły, bliżej mu do ekskluzywnej willi zamieszkiwanej przez kilku pokoleniową rodzinę. Indywidualnie dostosowany do zainteresowań program sprawia, że uczniowie się nie nudzą.
Sandoz chętnie rysuje, a kiedy trafia na osobny kurs na temat rzemiosła artystycznego nie potrafi usiedzieć spokojnie na miejscu. W pracowni cenionego francuskiego medaliera Louisa Botté doskonali warsztat, woli tworzyć nowoczesne ozdoby. Automobile, budowle z ostrymi krawędziami i grany coraz częściej jazz to rzeczy, w których gustuje Gerard.
Zabawa w jubilera
Ma 19 lat kiedy przejmuje rodzinną pracownię. Proste geometryczne kształty, koła, kwadraty i romby to figury, które chętnie eksponuje. Dodają kasetkom i puzderkom delikatności, są oryginalne, kobiece i bardzo eleganckie. Mężczyzna czuje awersję do kamieni, nie przepada za diamentami, czasem miesza je z onyksami i kryształami, zdobywa wtedy rzesze nowych klientów. Spragnione nowości kobiety chętnie nabywają też przedmioty zdobione czarną i czerwoną laką.
Gérard bawi się strukturami, uważa, że biżuteria jest połączeniem sztuki i najwyższej klasy rzemiosła, wymyśla stowarzyszenie propagujące tego typu klejnoty. Oprócz kasetek i cieszących się dużą popularnością ozdób, mężczyzna wpada na pomysł wymyślania serwisów do kawy i herbaty. Nowy asortyment zapewnia firmie dodatkowy dochód, dzięki wystawom m.in. w Ambasadzie Francuskiej Sandoz zdobywa dwie cenne nagrody.
Film
W wolnym czasie z coraz większą rezerwą patrzy na wykonane przez siebie klejnoty, nie ma zamiaru wracać do wyuczonego zawodu. Sandoz dusi się w niewielkiej pracowni, czuje, że dłużej w takich warunkach nie wytrzyma. Wpada na pomysł, który wielu – zwłaszcza wiernym od lat klientom – może się nie spodobać. Gdy po 11 latach odchodzi z branży, w której wielu wieszczy mu sukces, kolekcjonerzy są wściekli. Nie zwracają uwagi na kolorowe plakaty na wydarzenia sportowe, przyciągające wzrok obrazy i afisze filmowe. Sandoz nie czuje satysfakcji z pracy, opowieści o nowych zamówieniach coraz bardziej go irytują.
Dużą miłością darzy za to przemysł filmowy. „Operacja Tannerre” to najsłynniejszy obraz, nad którym pracuje. W połowie lat 30. o Sandozie znowu jest głośno, tym razem z powodu Grand Prix du Cinema Français. Ufundowana przez mężczyznę statuetka bywa przyznawana przez kilkadziesiąt kolejnych lat. W chwilach wytchnienia artysta staje przed płótnami, dzieł nie sprzedaje, rozdaje je przyjaciołom. Kiedy w 1995 roku umiera, kolekcjonerzy natychmiast ustawiają się w kolejce po wysmakowane, wykonywane w pojedynczych egzemplarzach dzieła. Gérard Sandoz był jednym z najbardziej ulubionych jubilerów osób zakochanych w epoce art – déco. Chociaż swoje ozdoby wytwarzał nieco ponad dekadę, osiągnął w tej dziedzinie prawdziwe mistrzostwo.