Eklektyczny Gdańsk w świetle miłości do smaku i historii. Rozmowa z autorkami książki pt.:”Smaki Gdańska”.

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Alicja Pruszyńska

Pasje łączą ludzi. Czasem nawet stają się powodem do tworzenia wyjątkowych projektów. Gdy dodatkowo spotykają się przy tym osobowości, które wzajemnie się uzupełniają, sukces wydaje się być nieunikniony. Taka właśnie była współpraca Aleksandry Kucharskiej i Katarzyny Fiszer, w wyniku której obie panie w zeszłym roku wydały książkę kulinarną. Aleksandra to kobieta, która niebanalnie łączy smaki w kuchni. Katarzyna natomiast dopełnia ich wspólną sztukę wyjątkową fotografią, zamykając całość w przyjemnych dla oka obrazach.

Jak obie twierdzą, książka “Smaki Gdańska” powstała z szacunku oraz miłości do sztuki i dawnej kuchni. O niezwykłej współpracy, pasji oraz historycznym smaku Gdańska w tle, autorki tego wyjątkowego dzieła postanowiły opowiedzieć nam osobiście.

Jak powstał pomysł na stworzenie książki kulinarnej, która połączy historię, kuchnię oraz sztukę?

A.K.: Cóż… Historię tego, jak się poznałyśmy i jak powstał pomysł napisania wspólnie książki najlepiej opowiada Kasia. Mówiąc w skrócie, kiedy po pierwszych spotkaniach okazało się, że dobrze nam się ze sobą pracuje i że wspólnie kręci nas gotowanie/opisywanie lub fotografowanie historycznej kuchni, postanowiłyśmy iść w tym kierunku. Ze względu na to, że obie jesteśmy z Gdańska, wybór jako źródła „Gdańskiej książki kucharskiej” – autentycznej i historycznej książki kulinarnej z naszego miasta był naturalny.

K.F.: Skoro oddano mi głos, to sięgam w przeszłość nie tak daleką, bo chyba do września 2019 roku, kiedy natrafiłam na Olę przypadkiem podczas pikniku historycznego w Parku Oruńskim. Bardzo mi się wtedy spodobało Oli stoisko z odtworzonym stołem z potrawami z epoki. Mimo kotłującego się tłumu, podeszłam, przedstawiłam się i zapytałam o możliwość współpracy. Wtedy jeszcze zupełnie niesprecyzowanej i czysto hobbystycznej, ponieważ od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, żeby dla własnej przyjemności zrobić zdjęcia jedzenia nawiązujące do malarskich martwych natur. Brakowało mi tylko osoby do współpracy, która będzie się znać na kuchni historycznej i co równie ważne – przygotuje te potrawy dla mnie. Okazało się, że Ola jest zainteresowana tematem. Nie zmieniło to jednak faktu, że mimo obopólnego entuzjazmu, obowiązki pracowe i rodzinne sprawiły, iż minęło pół roku, aż w końcu udało nam się po raz pierwszy spotkać na zdjęcia. Kolejne pół, aż zdecydowałyśmy się nasz początkowo luźny pomysł przekuć w coś więcej i zaczęłyśmy szukać firm i instytucji, które byłyby zainteresowane wydaniem tej publikacji.

“Smaki Gdańska” to nie tylko spis przepisów, ale również wyjątkowe zdjęcia nawiązujące do obrazów martwej natury. Skąd inspiracja do stworzenia sztuki?

A.K.: Opisanie artystycznych inspiracji pozostawię Kasi, która jest autorką zdjęć. Ze swojej strony mogę jedynie dodać, że nawiązanie w wyrazie zdjęć do motywów z historii sztuki i do dawnych mistrzów miało dodatkowo podkreślać historyzujący charakter książki. No i oczywiście estetyka, która bardzo do nas przemówiła, bo dała wspaniałe pole do popisu.

K.F.: Zaczynając od początku – poza tym, że jestem fotografem, to jestem również mgr archeologii z kilkuletnim doświadczeniem w pracy na wykopaliskach oraz mam za sobą krótki epizod studiowania historii sztuki. Tak więc, stylistyka dawna krążyła wokół mnie od zawsze. Zawsze też interesowało mnie (o wiele bardziej niż historia polityczna) życie codzienne ludzi, czyli również to, co i jak jedzono. Jako fotograf kulinarny mogłam brać udział w różnych sesjach produktowych, jednak w większości przypadków były one osadzone we współczesnych realiach. Wciąż ogromną przyjemność sprawiało mi tworzenie współczesnych, fotograficznych martwych natur i próba przedstawienia jedzenia w najbardziej atrakcyjny sposób, ale miałam ogromną ochotę na pójście o krok dalej i zastosowanie w swoich zdjęciach konkretnych przykładów ze świata historii sztuki – grę światła, użycie charakterystycznych przedmiotów, zakodowania bogatej symboliki w obrazie i oddania całego tego ducha dawnego malarstwa.

Komu poleciłybyście swoją książkę?

A.K.: Książkę możemy polecić każdemu, kto interesuje się historią Gdańska, jego kulinariami czy gotowaniem w ogóle. Będzie to też ciekawa pozycja dla każdego, kto jest wrażliwy na piękno, bo z tej książki można nie tylko gotować. To równieź piękna ozdoba na półce i przyjemność dla oczu. Nie należy się też bać gotowania z przedstawionych w niej przepisów. Sama jestem amatorką i mogę spokojnie potwierdzić, że wszystko da się ugotować w zwykłej, domowej kuchni.

Jak więc przebiegała współpraca kobiet, które nie znały się na długo przed rozpoczęciem tego projektu? Czy wspólne gotowanie wchodziło w grę?

A.K.: Jak już wspominałam, od początku dobrze nam się razem pracowało. Każda wspólna sesja była dla nas po prostu przyjemnością. Oczywiście też pracą, ale zawsze miłym spotkaniem i okazją do pogadania. Coś jak wizyta u dobrego znajomego. Oczywiście, na płynny przebieg prac wpływało także to, że każda z nas była do tej roboty przygotowana. Kasia wiedziała jak ustawić światło, jakiego tła użyć i jakie techniki wykorzystać, by uzyskać pożądany efekt. Ja przygotowywałam dla nas inspiracje malarskie, które mogłyśmy wykorzystać jako „podstawę” do układu na zdjęciu. Każda odrabiała swoją „pracę domową” i dzięki temu wszystko szło dość gładko. Chociaż były też zdjęcia, do których walczyłyśmy z układem ponad półtorej godziny. Jeżeli zaś chodzi o gotowanie, to podział zawsze był jasny: ja gotuję, Kasia robi i obrabia zdjęcia 😉 Zazwyczaj wszystko gotowałam dzień wcześniej, a z Kasią umawiałam się na to, jakie produkty spożywcze będą potrzebne,  jakie rekwizyty i która co kupuje. Następnego dnia była sesja i oczywiście degustacja 🙂

K.F.: Tak jak Ola wspomniała – od samego początku miałyśmy dość klarowny podział ról. Wspólne gotowanie chyba nie sprawdziłoby się w naszym przypadku, bo każda z nas musiała nieźle się nagimnastykować, żeby się zsynchronizować i zorganizować sobie czas na wspólne robienie zdjęć (przy w sumie trójce małych dzieci i pracy zawodowej nie było to łatwe). Być może właśnie dzięki temu jasnemu podziałowi, oraz z pewnością dzięki wielu wspólnym zainteresowaniom i nadawaniu na tych samych falach, pracowało nam się bardzo dobrze.

 Z jakiego okresu pochodzą przepisy zawarte w książce?

A.K.: Książka, na której się oparłyśmy to wspomniana już „Gdańska książka kucharska” wydana w Gdańsku w 1858 roku przez Marie Rosnack. Przepisy są również z pierwszej połowy XIX wieku, choć niektóre są z pewnością starsze, przekazywane z pokolenia na pokolenie, zachowane w lekko odświeżonej wersji do wieku dziewiętnastego.

W jaki sposób potrawą można opowiedzieć historię? Chodzi tu o smak, czy o kwestie wizualne?

A.K.: Myślę, że opowiadamy tę kulinarną historię obiema tymi kwestiami. Sam smak oczywiście przemawia za siebie, choć trzeba być świadomym, że to tylko pewna interpretacja. Nikt przecież sprzed 300 czy 200 lat nie potwierdzi nam, czy to właśnie o taki efekt chodziło. Jeżeli zaś chodzi o efekt wizualny, to jest to nieodzowny element każdej książki kucharskiej. Dopóki czegoś nie ugotujemy, to właśnie zdjęcie potrawy (nie smak) powie nam, czym ona jest. Budowanie opowieści przez obraz sprawia, że te dania mają swój charakter.

Jaki jest w takim razie Gdańsk w świetle miłości do smaku i historii? Co charakteryzuje kuchnię z tamtych lat?

A.K.: Dawna kuchnia gdańska jest bardzo eklektyczna. To połączenie wielu regionów. Przeplatają się tu smaki lokalne, pomorskie, kaszubskie, a także zagraniczne: niemieckie, holenderskie, angielskie i inne. Mówimy też o tendencjach kuchni mieszczańskiej, bo taką reprezentuje opracowywana przez nas książka. Dla domu średnio i bardziej zamożnego. Mamy kilka składników, które występują częściej i jest to na przykład powszechnie używana cielęcina, a z ryb: szczupak. Dużo więcej znajdziemy przepisów na podroby, takie jak grasica, której teraz już prawie nikt nie gotuje. Dania łączą w sobie prostotę (mięso czasem bywa przygotowane jedynie z masłem i solą), wyrafinowanie i złożoność (sos może zawierać nawet 6-8 silnych smakowych składników). Takie sosy budowane są na bulionie wołowym, solonych sardelach, gałce lub kwiecie muszkatołowym, cytrynach i kaparach. Te składniki często pojawiają się w  wielu przepisach z książki. Jeżeli chodzi o słodkości, to są to prawdziwie „pełne” ciasta. Obfitują w masło, cukier i są tak klasycznie dobre, „jak u babci” w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wiele przepisów zawiera skórkę lub sok z cytryny i cynamon. Musiał to być lubiany przez Gdańszczan smak. Wiele deserów zagęszczają jajka lub są też oparte na winie…To prawdziwa uczta dla zmysłów.

Brzmi jak poezja smaków. Po spróbowaniu której potrawy waszym zdaniem osoba spoza Gdańska mogłaby zatracić się w tym mieście i dlaczego?

A.K.: Ooo to jest bardzo trudne pytanie, bo tak wiele tu zależy od preferencji 😉 Dlatego opowiem o dwóch daniach: pierwsze to klasyka kojarzona z Gdańskiem, czyli sos rakowy na śmietanie. Jest przepyszny…W oryginale podawany solo lub polany na gotowanym kalafiorze. Genialne połączenie, do tego ziemniaczki lub bardziej współcześnie frytki i jest cudownie. Drugie to pieczone, młode kurczęta w sosie agrestowym. Tak przyrządzony kurczak to niebo w gębie, a sos z agrestem pięknie pasuje do mięsa. Cudo!

K.F.: Ja bym tutaj jednak bardziej postawiła na nutkę egzotyki, która wyróżniała miasta portowe na tle innych i wspomniała o przepisach z cytryną (fenomenalny sorbet cytrynowy na winie) oraz tych wszystkich intensywnych smakach potraw z kaparami i soloną sardelą, które mi osobiście bardzo przypadły do gustu. Lubię smaki ostre, których akurat w książce nie ma, ale właśnie te wszystkie mocno słone i kwaskowate, bardzo „smakowe” potrawy były dla mnie jakby powiewem świeżości. Takim mocnym kopniakiem w kubki smakowe, ale bez wykorzystywania ostrych przypraw.

Czy odnosicie wrażenie, że wasze dusze miały spotkać się ze sobą? Przeszło wam przez myśl, że to nie tylko przypadek?

A.K.: My z Kasią już o tym rozmawiałyśmy i stwierdziłyśmy, że nie wierzymy w przypadki. Tak miało być i już! Bo tego dnia, gdy się poznałyśmy na jednej z imprez rekonstrukcyjnych mnie miało w ogóle nie być. Zdarzyło się jednak inaczej i myślę, że nasze drogi prędzej czy później musiały się przeciąć.

K.F.: Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, ale jedno wiem na pewno – jeśli można mówić tu o jakimś zrządzeniu losu, to ja jestem temu losowi bardzo wdzięczna.

Wasz duet to chyba idealny przykład wzajemnego uzupełniania się. Czy planujecie więcej wspólnych projektów?

A.K.: Dziękujemy za miłe słowo i tak, pomysł na dalszą współpracę już powoli się rodzi, ale wymaga jeszcze sporo pracy. Po okrzepnięciu po procesie wydawniczym i późniejszym okresie promocji książki myślę, że powoli zaczyna nam brakować siebie i pracy nad czymś. Dlatego sądzę, że już niedługo ja znów stanę przy kuchni, a Kasia za aparatem, by “ożywiać” dawną kuchnię.

K.F.: Oooo, zdecydowanie tak! Praca nad książką to był bardzo wyczerpujący i stresujący czas i krótko po oddaniu wszystkich materiałów do wydawnictwa powiedziałyśmy sobie – „nigdy więcej”. Mimo to, ja już mocno tęsknię za tymi naszymi pracowymi spotkaniami oraz za całą magią procesu wydawniczego.

Fot. Katarzyna Fiszer

Blog kulinarny Aleksandry Kucharskiej :

https://www.facebook.com/miedzianygarnek

Strona Katarzyny Fiszer :

www.foodandlight.pl

Strona książki (Facebook) :

Strhttps://www.facebook.com/smaki.gdanska

Reklama

Kiedyś mężczyźni dyskryminowali kobiety himalaistki | Eliza Kubarska

Eliza Kubarska – reżyserka filmu „Wanda Rutkiewicz. Ostatnia wyprawa” jest dzisiaj naszą gościnią. W rozmowie z naszą redaktorką Alicją Pruszyńska opowie nam o tworzeniu filmu, a także przybliży historię himalaistki, pierwszej kobiety świata i pierwszej osoby z Polski na najwyższych szczytach ziemi.

Każdy może ADOPTOWAĆ! | Justyna Janiszewska

Czy adopcja psiaka ze schroniska i nowego właściciela zawsze musi być jak „perfect match”? Dziś przyjrzymy się pracy schroniska dla zwierząt oraz dowiemy się, jak możemy je wspierać. Naszym gościem jest Justyna Janiszewska ze Schroniska dla Zwierząt “Na Paluchu”.