Jak nikt potrafi oddać czyste, wyrafinowane piękno. Dba o jakość fotografii, a wykadrowane odbitki zachwycają elegancją i nierealnymi elementami. Są spójne, a używane w nich znaki i symbole zrozumiałe dla wszystkich. Kim był Hiro?
Podróż w nieznane
Jego zdjęcia są nadrealne, pokazują świat, którego nie ma. Nie istnieje w nim strach, niepewność jutra, jest w nim nieskazitelność i prostota. Wystarczy jedna dobra praca, w której opowiada historię o ludziach, martwej naturze i przyrodzie. Naprawdę nazywa się Yasuhiro Wakabayashi, ale trudne do wymówienia imię, zastępuje prostszym pseudonimem. W ogóle Hiro kocha prostotę i autentyczność. Dla urodzonego 3 listopada 1930 roku w Szanghaju chłopaka fotografia jest oknem na świat, sprawia, że lepiej rozumie rzeczywistość i otaczające go przedmioty. II wojna światowa zaskakuje go, jasne od pocisków niebo przypomina fajerwerki, ale miłe wspomnienia zagłuszają dzwonki alarmowe i pospieszne chowanie się w schronach.
Hiro nie rozumie dlaczego musi wracać z matką do domu, jest za mały, by dyskutować o polityce, ale wychwytuje nerwowe strzępki rozmów przy stole. W 1945 roku rodzice podejmują trudną decyzję: chcą wrócić do Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni i Chiny dzieli przepaść: kulturowa, społeczna i polityczna, ale przez długi czas Hiro nie umie odnaleźć się w świecie wąskich uliczek, kimon i uprzejmych ukłonów. Być może dlatego wyrusza do Stanów Zjednoczonych.
Poszukiwania
W School of Modern Photography zwykle panuje ruch. Na Manhattanie to jedna z lepszych uczelni, w której zamiast ławek, tablicy i dziennika są rzędy krzeseł, mnóstwo statywów i skomplikowanych matryc. Nauka przypomina uczenie się do egzaminów, na kursie nie ma miejsca na indywidualność. Hiro rezygnuje ze szkolenia, trafia do Rubena Samberga i Richarda Avendona.
Ten ostatni poleca go wydawcy „Harper’s Bazaar”. Duże pismo i jeszcze większe wymagania. Na korytarzach często słychać opinie o krnąbrnych i niezadowolonych szefach. Hiro nie ma takich zmartwień. Jako freelancer dostaje zamówienia na zdjęcia do „Vogue’a” i uczy się pracować w każdych warunkach. Ustawia modeli wedle swoich upodobań, robi kilkadziesiąt odbitek, z których zawsze wybiera najlepsze ujęcia. Całkowicie zatraca się w pracy i opowieściach, jakie tworzy. Zapomina o posiłkach, zamiast dwudaniowego obiadu z deserem, jada zimne kanapki. Nie czyta książek, za to na biurku znajduje się stos ciepłych, przyniesionych prosto z drukarni magazynów, na których pysznią się wystylizowani modele.
Kiedy numer jest oddawany do druku nocuje w biurze. Ciężka praca w końcu się opłaca: Hiro zdobywa zaszczytny tytuł Fotografa Roku, a Amerykańskie Stowarzyszenie Fotografów i „American Photographer” poświęcają mu jeden numer pisma. Hiro bywa traktowany jak artysta, w wolnych chwilach, których ma coraz mniej, uwielbia uwieczniać martwą naturę. Te zdjęcia chociaż nie są idealne, powstają w ułamku sekundy, mają zachwycać feerią barw i migoczącym w ciemnościach światłem. Lato spędza w Pensylwanii, łagodniejszy klimat i mniejszy pośpiech sprawiają, że żyje lepiej, spokojniej. Wiejska ostoja sprzyja odpoczynkowi, Hiro bywa w niej, gdy potrzebuje wytchnienia. Jest legendą komercyjnej fotografii mody, wie, jak uchwycić Claudię Schiffer, w jakim świetle najkorzystniej wygląda Naomi Campbell. Pracuje z największymi czasopismami.
Uwielbia pośpiech, pęd, szybko podejmuje decyzje, a trzask naciskanych migawek to dla niego najpiękniejsza muzyka świata. Kiedy 15 sierpnia 2021 roku Hiro umiera, na znak żałoby, redakcje, z którymi współpracował pogrążyły się w ciszy. Jego zdjęcia były autorskimi dziełami, ukazywały świat pełen iluzji i magii. Eklektyczne, ponadzmysłowe odbitki jednych doprowadzały do szału, w innych wyzwalały emocje i uczucia. Prace Hiro były kultowymi fotografiami. Takich, których nie da sfabrykować.