
Intrygujące, czarno-białe zdjęcia publikowane w najbardziej prestiżowych magazynach to dla niejednej osoby powód do dumy. Ale dla Richarda Avedona, pracoholika o artystycznej duszy tylko doskonałej jakości odbitki były powodem, dla którego żył.
Kochanka
Praca była jego największą słabością i namiętnością. Nienawidził jej i ją kochał. Poświęcał wolne wieczory, urlopy, dla niej wspinał się po drzewach, kładł na rozgrzanym asfalcie i wyzywał modeli. Poświęcił jej wszystko co miał, jednak rzadko był zadowolony z efektów. Ziarniste odbitki musiały wyglądać idealnie, podobnie jak zwykle puste biurko i krążący wokół Avedona asystenci. Nie cierpiał gdy się spóźniali, a jeśli już to robili musieli mieć ku tremu dobry powód. Inaczej nie mieli czego szukać w studiu. Chociaż Richard Avedon rzadko pojawiał się na redakcyjnych spotkaniach, krytykował kolegów i uważał, że zdjęcia można wykonywać wyłącznie na dworze, zyskał uznanie dzięki jednej sesji, którą – notabene – również nie był zachwycony.

Zdjęcie Dovimy stojącej obok dwóch słoni natychmiast uczyniła z niego legendę współczesnej fotografii. Avedon miał do niej ambiwalentny stosunek. Dość szybko znudził się powielanymi w setkach tysięcy egzemplarzy odbitkami, a udzielanie wywiadów było dla niego prawdziwą katorgą. Zamiast udzielać się towarzysko, Richard chwytał aparat i pracował nad kolejnymi sesjami. Nikt nie zadręczał go pytaniami. Pochłaniały go zdjęcia, a zapytany przez dziennikarzy jak dojść do redakcji „Harper Bazaar”, z która od kilkunastu lat współpracował, nie umiał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Znajomi i pracodawcy uznali go za dziwaka o ognistym temperamencie, ale takiej gwieździe – bo Avendon – publikował m.in. w „Vogue’u” i „New York Timesie” – wybacza się wszystko. Richard Avedon przyszedł na świat 15 maja 1923 roku w Nowym Jorku w żydowskiej rodzinie o artystycznych ambicjach. Wprawdzie w domu Avedona nikt nie zajmował się sztuką w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale w wolnym czasie czytano, dyskutowano o malarstwie, fotografii i rzeźbie. W przerwach między kolejnymi wierszami książek rodzice zachęcali go do bycia odpowiedzialnym, samodzielnym i dobrze zarabiającym biznesmenem. Nie musieli tego robić. Richard od zawsze o tym marzył, a jego idolem z dzieciństwa stał się handlujący ubraniami ojciec. Bardziej niż sprzedawania odzieży pociągała go literatura, lecz nigdy nie dowiedział się czy ma talent, bo w wieku 19 lat dostał wezwanie do wojska i na własne oczy przekonał się co wojna robiła z ludźmi. Dwa lata później Avedon dostał prezent. W kartonowym pudełku znalazł pierwszy aparat i kartkę z adresem jednej z poczytniejszych gazet.
Mistrz ziarnistych portretów
„Harper Bazaar” od dawna było pismem przyciągającym młodych, ambitnych i zdolnych fotografów, ale takich jak Avedon właściciele pisma spotykali codziennie. W wywiadach przyznawał iż nie pamiętał rozmowy z naczelnym, nie wspominając o długich, wąskich korytarzach, którymi wlókł się na rozmowę. Richard dostał posadę dzięki koneksjom ojca. Fakt ten, podobnie jak inne niewygodne wydarzenia z życia, dość szybko wymazał. Postronnym czytelnikom objawiał się jako oddany sztuce, doskonały pod każdym względem fotograf. Dyskusja z redaktorem trwała długo, z przejęcia Avedon zapomniał zadać jakiekolwiek pytanie. Na szczęście pismo oczekiwało od niego czarno-białych odbitek. „Na szczęście”, bo tylko takie sesje Avedon umiał robić.

Rzadko udzielał wywiadów, a jeśli już się zgadzał odmawiał odpowiedzi na kompromitujące pytania. Zagadnienia związane z orientacją seksualną zbywał machnięciem ręki, za to pytany o ulubiona gwiazdę wymieniał jednym tchem Marilyn Monroe, Audrey Hepburn, Tinę Turner, Twiggy, Boba Dylana, Whitney Hudson, Andy’ego Warhola i Monty Pythona. Otoczony gwiazdami dobrze czuł się w ich towarzystwie. Znał sekrety, ale nigdy nie wyjawił ich przed kamerami. Takie zachowanie zawsze podsyca emocje i nie inaczej było w przypadku Avedona.
Biseksualne zwierzę
W kuluarach i w przerwach między sesjami nazywano go biseksualnym zwierzęciem. Nic dziwnego, miał na koncie trzy zakończone rozwodami małżeństwa, mnóstwo kochanków różnej płci oraz kilkoro dzieci z różnych związków. Był kiepskim partnerem i jeszcze gorszym ojcem. Zapominał o urodzinach, zbliżające się święta nie miały żadnego znaczenia, a nowych partnerów uczył jednego: że praca była jego największą miłością. Słabo radził też sobie ze współpracownikami. Krzyczał na nich, należał do dominujących, charakternych ludzi. Nie cierpiał układów, plotek. Wolał skupić się na pracy i wyjść z biura, które po kilkunastu rozstaniach stanowiło jego prawdziwy, bo i jedyny dom.

Może dlatego gdy 1 października 2004 roku stracił przytomność i zmarł współpracownicy i najbliższa rodzina nie wydawali się być poruszeni. Jedynie gwiazdy, chyba najbliżsi przyjaciele Avedona, w każdym razie dość dobrze znający go, były przerażone. Kim był Richard Avedon? W jednym z bardziej szczerych wywiadów wyjawił: „Jestem przekonany, że przypadek, który spowodował, że zostałem fotografem, uczynił moje życie w ogóle możliwym”. Czy to swoiste credo jednego z uwielbianych, nieokiełznanych fotografów mody? Być może to prawda, wiele, w każdym razie, na to wskazuje.