Język na przekór tradycyjnej narracji, gra z formą i wyraziste bohaterki z niepełnosprawnością intelektualną, które chcą żyć tak jak inni dorośli ludzie – wolne i niezależne. Ta eksplozja wolności w „Lekturze uproszczonej” to kolejna z prób uwolnienia się od narzuconych reguł systemu. Bo Christina Morales nie ulega złudzeniom – każdy z nas jest jego więźniem, tylko że niektórym jest trudniej. W anarchistycznym buncie przeciwko systemowi, pomaga kobieca solidarność i przeciwstawianie się kultowi pozornej integracji – czasem na przekór ograniczeniom i normom społecznym. Obnażanie pozornego wsparcia niesionego przez państwo, podkreślenie społecznych nierówności oraz język jako próba samostanowienia to największa siła książki, która od pierwszych stron powala dosadnością i wnikliwą obserwacją kwestii, które bynajmniej proste nie są.
Autorka od pierwszych stron swojej czwartej powieści otwiera przed nami drzwi do świata głównych bohaterek oddając im głos i „samorzecznictwo”. Perfekcyjnie buduje cztery zupełnie odmienne bohaterki, tworząc obraz warunków życia osób z niepełnosprawnością intelektualną we współczesnej Barcelonie oraz wykluczeniem, z jakim się spotykają na każdym kroku. A liczy się szczegół – bo pod płaszczem niesienia pomocy, niekiedy kryje się kolejny krąg wykluczenia, ten czasami nieświadomie pominięty.
Nati (70% niepełnosprawności i 1118 euro miesięcznie), Marga (60% i 438 euro), Patrizia (52% i 324 euro) i Angeles (40% i 189 euro) to cztery kuzynki z niepełnosprawnością intelektualną, które mieszkają razem w dzielnicy Barceloneta. Rytm ich życia jest zaplanowany z góry: lekcje baletu, pisanie powieści na Whatsappie oraz spotkania klubu samorzeczników, do których zachęcane są przez pracowników socjalnych. Każdy ich ruch kontrolowany jest przez państwo: wydatki, przyjmowane leki, dodatkowe aktywności, czy pory powrotów do domu. Nic dziwnego, że próbując wyrwać się z ograniczeń narzuconych przez „władzę”, szukają czegoś tylko dla siebie, na przykład, uczestnicząc w spotkaniach grupy anarchistów, odkrywając freeganizm, czy wyszukując używane ubrania w kontenerach. Z drugiej strony bunt przeciwko systemowi i normom wyraża się poprzez nielegalne zajęcie opuszczonego mieszkania czy impulsywnie podejmowane kontakty seksualne.
Niezależnie od tego, czy kobiety próbują żyć po swojemu i poza systemem (jak wielu ludzi na tym świecie), ten ostatni, spychając je na margines, chce jednocześnie przytrzymać w swoich ramach. Codzienność kobiet wyznaczają pory zorganizowanych i zintegrowanych zajęć oraz wizyty kuratorów – nazywanych przez Nati „kapoasystentkami”, które mają na celu sprawdzenie, czy ich decyzje życiowe i zachowania nie odbiegają od ogólnie przyjętych norm. Jeśli tak – podjęte powinny zostać odpowiednie środki. Jednym z nich i najbardziej wstrząsającym jest proces sądowy w sprawie sterylizacji Margi. Jej niepełnosprawność i depresja, według specjalistów, powoduje pobudliwość seksualną, skutkującą licznymi seksualnymi kontaktami z przypadkowymi osobami. W obawie przed konsekwencjami jej zachowań „dobroduszny” system, przed decyzją ostateczną, przesłuchuje jeszcze kuzynki Margi, w celu zebrania szerszego kontekstu do sprawy.
Zeznania stanowią jeden z czterech wątków narracyjnych, które przeplatane ze sobą, relacjonują kolejne wydarzenia składające się w historię kobiet. Dzięki zeznaniom poznajemy przede wszystkim Patrizię, która zaskakuje elokwencją i szczegółową diagnozą sytuacji.
Samo wystąpienie przed sądem pokazuje, że kobiety podejmują nierówną walkę w obronie swoich własnych praw. Przede wszystkim chcą żyć jak inni ludzie i decydować o sobie jak dorośli. Niestety system nie obchodzi się z osobami z niepełnosprawnością sprawiedliwie – podejście jest surowe, jeśli chodzi o zasady, które muszą spełniać, by móc mieszkać w mieszkaniu chronionym, a nie w zamkniętym ośrodku. Muszą więc na każdym kroku udowadniać, że niepełnosprawność nie stoi na przeszkodzie do prowadzenia samodzielnego życia. W tym ma pomagać opieka państwa, co podkreśla w zeznaniu Patrizia:
W mieście rządzonym przez przedstawicielkę nowej polityki my, osoby z intelektualną odmiennością funkcjonalną lub rozwojową, mamy prawo do pełnego, zdrowego i satysfakcjonującego życia uczuciowego i seksualnego, a obowiązkiem instytucji publicznych i prywatnych z naszego sektora jest demontować mity dotyczące naszej seksualności, przygotowywać opiekunów grup samorzeczników i podnosić społeczną świadomość naszych praw seksualnych i reprodukcyjnych. To znaczy nikt tu nie powiedział mojej kuzynce Mardze, że bara-bara to coś złego. Tu nikt nie represjonuje seksualnie Margarity Guirao Guirao, Wysoki Sądzie, tutaj na każdym spotkaniu samorzeczników, na każdej wizycie u psycholożki zapewniano jej edukację uczuciowo- seksualną, która pozwoli jej rozróżnić właściwe i niewłaściwe sposoby okazywania pociągu seksualnego, odróżnić zachowania seksualne albo sposoby wyrażania uczuć właściwe w sytuacjach publicznych od tych, które należą do sfery prywatnej czy intymnej. Wszystko to miało pomóc jej, powtarzam pomóc, w stworzeniu intymnej przestrzeni.
W świecie kobiet, które są dla siebie najbliższymi osobami, nie ma miejsca na zawiązywanie głębszych relacji z innymi. Ciężko bowiem żyć jak inni ludzie, jeśli system odpowiednio nie wspiera osób z niepełnosprawnościami, a zamiast integrować ich ze społeczeństwem, segreguje i budzi jeszcze większe poczucie odmienności. Ale nie mogą w pełni liczyć na państwo, bo:
Wysoki sądzie, jedno środowisko nie stanęło na wysokości zadania. Mówię o środowisku instytucjonalnym, czyli instytucjach państwowych powiązanych z sektorem. A w jaki sposób zawiodło? Otóż Pewnego dnia do akcji wkroczyła psychiatra z Hospital Del Mar (…) i powiedziała, że ta Marga ma depresję, i zapisała moje kuzynce tripteridol w dawce pięćset, czym spowodowała, że cała edukacja seksualna poszła w pizdu. Nie mam pojęcia, dlaczego tych psychiatrów tak pojebało z tym trypteridolem, przypisują go na wszystko. Zaburzenie zachowania? Tripteridol. Schizofrenia? Tripteridol. Depresja? Też tryptetridol! Co mają wspólnego pacjent z zaburzeniami zachowania, pacjent ze schizofrenią i pacjent z depresją? Przecież to brzmi jak początek dowcipu. Czy psychiatrzy dostają prowizję, czy co?
– podkreśla Patrizia w zeznaniu, a potem w całkiem logiczny sposób zapewnia:
Proszę mnie dobrze zrozumieć, wysokiej sądzie, nie chce dyskredytować tej pani psychiatry ani nikogo (…). Przepisała jej tripteridol? Okej, ale po co przy okazji rujnować całą pracę wykonaną w ramach edukacji seksualnej i terapii skoncentrowanej na osobie, w tym przypadku na osobę mojej kuzynki. Czy praca pani psycholożki i pani pedagogożki społecznej są nic niewarte? Nie chcę być złośliwa, Wysoki Sądzie, ale mam wrażenie, że pani psychiatra, zaznaczam znowu, że jej nie znam i nie mam do niej nic osobistego, należy do tych, co myślą, że psychiatrzy ze swoimi studiami, podręcznikami, kongresami, i pracą, są lepsi i mądrzejsi. Specjaliści od niepełnosprawności przecież też mają ze sobą studia i podręczniki kongresy i wykłady na całym świecie!
Obok opieki psychiatrycznej, zawodzą też inne formy wsparcia niesionego przez państwo. I tak poznajemy Nati, która przed wypadkiem, w wyniku którego zyskała niepełnosprawność, była tancerką i intelektualistką, co w niej pozostało. Nikt tak jak ona, mimo tzw. „zespołu bramkowego”, nie potrafi konstruktywnie stworzyć filozoficznego wywodu krytykującego system, odwołując się do teorii komunizmu, bękartyzmu i bowaryzmu. I tylko czasem, pod wpływem trudnej sytuacji społecznej, niekontrolowanie obraża innych. Zbuntowana, bezpośrednia, mówiąca bez ogródek o tematach tabu, nasycona seksualną energią, wspiera cichą Margę w jej sekretnych spotkaniach z anarchistami i planie zeskuotowania opuszczonego mieszkania lokali. Podczas jednego ze swoich monologów podnosi temat tańca integracyjnego, wskazując na jego przemocowość względem osób z niepełnosprawnością fizyczną, oraz podkreślając, że taniec wspólnotowy jest sztucznym tworem systemu:
Taniec wspólnotowy jest jednym ze szwindli powstałych, żeby przetrwać w czasach kryzysu (…). Żeby móc żyć dalej ze swojego zawodu poza niewielkimi kręgami artystycznymi, [profesjonalni tancerze] wymyślili sobie ideę tańca jako dobra społecznego, narzędzia integracji i usługi publiczno-prywatnej, która finansowana jest albo przez administrację publiczną i przedsiębiorstwa, albo przez administrację, przedsiębiorstwa i użytkownika (…). Ci, którzy uprawiają taniec wspólnotowy, mają status użytkowników, podobnie jak użytkownicy basenu gminnego albo autobusu miejskiego, podczas gdy twórcy tego interesu, czyli faceci w piżamach i ich asystenci, zachowują swój status artystyczny (…). Z całego tego personelu działającego za kulisami pieniądze zarabiają tylko reżyser i asystent reżysera. Pozostali zaś robią to w imię symbolicznego kapitału, jakim są ich imiona i nazwiska na ulotkach i plakatach, ale tancerze, czyli ci, którzy wychodzą na scenę, żeby zatańczyć, pozostają anonimowi. Przepaść pomiędzy kategoriami artysty i artysty jest tak wielka, że na plakatach i w ulotkach ostatnich spektakli tańca wspólnotowego pod auspicjami multikina tancerze opisani są wspólnym mianem mieszkańców i mieszkanek dzielnic (…).
Niepełnosprawność jako ograniczenie narzucone systemowo jest punktem wyjścia do szerszej rozmowy na temat wykluczeń i różnic płciowych czy statusowych. Morales wplata w wypowiedzi swoich bohaterek krytykę neoliberalizmu i kapitalizmu. Autorka pokazuje, że sytuacje, z którymi się borykają, trzeba zmieniać na szeroką skalę. Wyśmiewa pozorną otwartość i integrację, punktuje każdy przejaw dominacji kultury patriarchatu. Brawurowo wybrzmiewają wywody Nati na temat nierówności społecznych między kobietami i mężczyznami, nazywanych przez nią „samcami” i „maczystami”. Tematy nierówności płciowej i klasowej pojawiają się również podczas spotkań Margi z anarchistami. Anarchiści, nieposiadający niepełnosprawności, wspierają Margę w jej samostanowieniu, poprzez planowanie akcji zajęcia mieszkania. Marga imponuje im tym, jak dba o czystość w mieszkaniu i jaka jest nieustępliwa w swoim buncie, by zaznać choć chwilę szczęścia w prywatności i bez kontroli. Anarchiści widzą analogię pomiędzy uciskiem systemu na osobach niepełnosprawnych, a problemami społecznymi w Hiszpanii ogólnie – niskie wynagrodzenie uniemożliwia im wynajęcie mieszkania, których ceny rosną. Dochodzą do wniosku, że nie mają wyboru, choć i tak są uprzywilejowani względem Margi, czy przedstawicieli innych wykluczonych grup.
Angeles w ramach działań terapeutycznych i integracyjnych pisze własną powieść w trybie „lektury uproszczonej”, która ma inkluzywny charakter i której zadaniem jest dotrzeć do wszystkich ludzi – również tych, którzy dopiero uczą się języka lub mają problemy z czytaniem. Główną zasadą jest tworzenie prostych zdań oraz tłumaczenie skomplikowanych wyrazów. Angeles poproszona o zeznania w sprawie Margi, wchodzi w dyskusję z sędzią, czy transkrypcje będą spisane w formie lektury uproszczonej, na co sędziemu trudno jest odpowiedzieć, a Angeles odmawia zeznań. Sytuacja staje się kuriozalna, bo jak wyjaśnić, że transkrypcji nie da się przerobić na lekturę uproszczoną? A drugie pytanie: czy na pewno się nie da, czy po prostu ktoś tak ustanowił? Świeżość spojrzenia kobiety na język nadaje mu nowych znaczeń i pokazuje, z jaką czułością Morales traktuje swoje bohaterki. Najbardziej wybrzmiewa to w wypowiedzi Patrizii podczas jednego z ostatnich zeznań:
My cztery jesteśmy dla siebie jedną rodziną. Pokazałyśmy, że potrafimy wzajemnie o siebie dbać i że mieszkając we wspólnym mieszkaniu, jak to robią wszystkie dziewczyny w naszym wieku, najlepiej zbliżamy się do celu, jakim jest normalizacja i całkowita integracja osób z niepełnosprawnością intelektualną albo odmiennością funkcjonalną (…). Jeśli zrobi się jej (Mardze) nowe badanie stopnia niepełnosprawności i wyjdzie na to, że nie ma ona niepełnosprawności niepozwalającej jej zajść w ciążę, i trzeba będzie ubezwłasnowolnić i odmienić funkcjonalnie jej cipkę? To się ją ubezwłasnowolni, odmieni funkcjonalnie i do domu z dwieście euro renty na miesiąc więcej!
Dla mnie powieść była nowym i niezwykłym doświadczeniem, bo mimo że „Lektura uproszczona” dotyczy trudnych tematów, to autorka pokazuje go u podstaw – oddając głos bohaterkom, które zasługują na godne i równe traktowanie. A potem, z łatwością można odnaleźć paralele i analogie, dotyczące nierówności społecznych i paradoksów systemu ogólnie. Najciekawsze są poszukiwania, które można czynić wraz z bohaterkami, próbując nadążyć za ich sprawnymi i bystrymi mózgami. Obserwując język, który jest czasem jedynym sposobem na możliwość samostanowienia (akty twórczości, słowa wypowiedziane, manifesty), analizując poszczególne kwestie poddawane w wątpliwość przez główne bohaterki, pojawiają się pytania, nad którymi być może na co dzień się nie zastanawiamy. A moment, w którym się to zmienia, to krok ku temu, by poszukiwać znaczeń słów i uwrażliwić się na ich definicje i sposoby rozumienia – po to, by rozwijać wrażliwość językową. A od tego już tylko krok, by pogłębić wrażliwość na drugiego człowieka. Cieszę się, że powstają książki, które przełamują tabu, tak pięknie opisują duchowość i seksualność osób z niepełnosprawnością oraz w tak bezpośredni sposób przemawiają do ludzkich emocji. A tych ostatnich różnorodność podczas lektury jest ogromna, bo elokwentny dowcip bawi i wzrusza, a reszta – zaskakuje, wciąga, złości, ale i podnieca.