„Pogadajmy o miłości!” – o tęczowym rodzicielstwie opowiada Agnieszka Chruścińska

agnieszka_chruscinska_

Według najnowszego rankingu ILGA-Europe „Rainbow Map”, po raz kolejny, Polska okazała się najbardziej homofobicznym państwem Unii Europejskiej. Mimo wysiłków aktywistów, stowarzyszeń, kampanii społecznych, osoby LGBTQIA wciąż nie czują się w naszym kraju bezpiecznie. Z roku na rok rośnie liczba dzieci i młodzieży LGBTQIA doświadczających przemocy. Wzrasta również liczba prób samobójczych w tej grupie. 

Na ich cierpienie patrzą najbliżsi, rodzice, którzy w walce z bezdusznym systemem i krzywdzącymi stereotypami są często bezradni. O bezgranicznej miłości i akceptacji swojego dziecka oraz o sytuacji rodziców osób transpłciowych w Polsce rozmawiamy z Agnieszką Chruścińską ze Stowarzyszenia My Rodzice, aktywistką na rzecz osób LGBTQIA, prywatnie mamą transpłciowej córki.  

Joanna Rembowska: Ile lat ma twoja córka?

Agnieszka Chruścińska: Moja córka to już dorosła kobieta, ma 24 lata.

 
Reklama

A co lubicie razem robić?

Rozmawiać. Grać w scrabble. I oglądać filmy. Chyba jak każda mama z córką. Tylko zakupów wspólnych nie lubimy.

Dlaczego?

Bo ja w ogóle nie lubię z nikim chodzić na wspólne zakupy.

Tak trochę tak, jak ja.

No widzisz, rozumiesz mnie. 

Mówiłaś, że lubicie z córką rozmawiać. Zawsze tak było?

Zawsze miałyśmy bardzo fajny kontakt ze sobą, ale niestety był czas, w którym to się zepsuło. Moja córka, jak pewnie każda osoba transpłciowa, przechodziła bardzo ciężki okres w swoim życiu. Kiedy dziecko pogrąża się w depresji, samo nie wie, co się z nim dzieje, często odpycha najbliższe osoby, rodziców. Zresztą rodzic właściwie zawsze dowiaduje się ostatni. Przełom w naszych relacjach nastąpił dopiero po tym, jak się przede mną wyoutowała. 

Pamiętasz ten moment? 

Tego się nie da zapomnieć. Widzisz, że z dzieckiem coś się dzieje, że się męczy i jest mocno nieszczęśliwe, ale nie wiesz dlaczego. Zaczynasz coś podejrzewać. Ja na początku myślałam, że mam syna geja. Moje dziecko było takie delikatne, więc gdzieś mi zadziałał stereotyp oczywiście. 

Ale ta myśl, że masz syna geja, była dla ciebie uspokajająca? Ok, wiem co się dzieje?

Wiesz, ja na szczęście pochodzę z bardzo otwartej i akceptującej rodziny. W moim otoczeniu od zawsze były osoby nieheteronormatywne, więc taka możliwość nie byłaby ani dla mnie, ani moich bliskich żadnym problemem. To mnie trochę uspokoiło. A potem, pamiętam dokładnie tę rozmowę, moje dziecko przyszło do mnie i powiedziało: „Mamo, bo ja tak naprawdę czuję się kobietą”. 

Pamiętasz, co wtedy poczułaś?

Jakbym dostała kamieniem w głowę. Najbardziej czułam wtedy strach. Zaczęłam bać się o moje ukochane dziecko. Myślałam, że transpłciowość to najgorsze, co może człowieka spotkać. Ale wiesz, w tamtym momencie nie było tylu informacji i kampanii społecznych, co teraz. Miałam w głowie te wszystkie krzywdzące stereotypy i bałam się, jak na moją córkę zareagują inni ludzie, jak ona wyjdzie na ulicę? Nawet teraz, kiedy mieszka sama w innym mieście, codziennie boję się o jej bezpieczeństwo. Codziennie staram się ją wspierać. Zresztą, to też była moja pierwsza myśl, kiedy powiedziała mi prawdę o sobie – że muszę jej pomóc w tej drodze, nie zostawiać jej. Przecież to jest moje ukochane dziecko, jak mogłabym je zostawić?

Wielu rodziców niestety myśli inaczej.

Niestety tak, a dzieciaki się boją. Samookaleczenia, próby samobójcze czy nawet próby samobójcze zakończone śmiercią – to jest niestety ich rzeczywistość. Często, kiedy w końcu odważą się powiedzieć rodzicom prawdę, są już spakowane, mają zorganizowany jakiś nocleg, bo nie są pewne, czy nie wyrzucą ich z domu, co niestety często się zdarza, szczególnie w bardzo konserwatywnych rodzinach.

Do których zapewne dotarły słowa arcybiskupa Marka Jędraszewskiego o tęczowej zarazie, czy prezydenta Andrzeja Dudy o ideologii, a nie ludziach. Ale na pewno dotarły również i do was. 

To boli, bardzo boli. Odczłowieczają twoje ukochane dziecko. Mówią jakieś totalne bzdury, tak krzywdzące. Poczułam się, jakby ktoś pluł mi i mojej córce w twarz. Poza tym te ich przemowy, to było wręcz namawianie do nienawiści. Nie wiesz, co może komuś strzelić do głowy. Martwisz się, czy dziecko jest bezpieczne. Moja córka w takich sytuacjach zamyka się w sobie, nie chce wychodzić z domu. To jest rozpacz, ale z drugiej strony też silny kopniak do walki.

Mówisz o walce, a mnie się przypomniał twój opis w mediach społecznościowych: „Jestem mamą wyjątkowej transpłciowej córki, wspieranie jej w codziennej walce o siebie zmieniło mnie w aktywistkę na rzecz osób LGBTQIA”. 

Śmieję się, że trochę musiałam zostać aktywistką za córkę, bo ona się raczej nie udziela. Ale na początku po prostu chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o transpłciowości, o tym, co nas może czekać. Chciałam też wiedzieć, czy to co czuję, jakie myśli przychodzą do mnie, jest ok. Większość rodziców przechodzi takie fazy jak przy normalnej żałobie po śmierci ukochanej osoby.

I to jest normalne.

Tak, to jest zupełnie normalne. Przez lata myślałam o swoim dziecku jak o synu, w tej myśli je wychowywałam i w pewnym momencie dowiedziałam się, że już tego ukochanego synka nie ma, że jest córka. Oczywiście to cały czas moje dziecko, ale jest zupełnie inaczej. To jest długi proces dla rodziców, na który trzeba sobie pozwolić, trzeba to przepracować. U mnie (jak u większości rodziców i rodzin) pojawiały się wtedy różne myśli – może ona chce zwrócić na siebie uwagę,  może to jakiś rodzaj nastoletniego buntu? Potem myślałam, a co jeśli ona się myli? Zacznie brać hormony i nagle okaże się, że to jednak pomyłka? Jak jej organizm zareaguje na leki? Co ja mam teraz robić? Do jakiego lekarza się umówić? Całe mnóstwo strachów. Kładłam się spać z nadzieją, że jak się obudzę, to już wszystko się jakoś samo poukłada. 

Ale twoja córka wiedziała już, co robić.

Tak, ona już miała wszystko posprawdzane. Wiedziała doskonale, jak ta procedura wygląda, do jakiego lekarza najpierw muszę z nią się wybrać, gdzie szukać wsparcia.

W takim razie od czego zaczęłyście?

Od wizyty u psychiatry i seksuologa w Warszawie. 

Uspokoiła cię ta wizyta?

Z jednej strony tak, ale z drugiej cały czas podświadomie myślałam, czy nie robię mojemu dziecku krzywdy. No i oczywiście później wystraszyłam się, że to się dzieje, że trzeba będzie się zmierzyć z różnymi rzeczami – z tym, jak zareaguje rodzina, szkoła.

Możesz powiedzieć, jak zareagowali wasi najbliżsi?

Naprawdę bardzo dobrze. Oczywiście denerwowałyśmy się jak to będzie i czy wszystko się ułoży – tym bardziej, że niektóre osoby w naszej rodzinie mają bardziej konserwatywne poglądy. Ale nikt nie odrzucił mojej córki, wszyscy ją zaakceptowali. A najszybciej to przyszło, wbrew naszym obawom, najmłodszym kuzynom mojej córki. 

A jak wyglądała sytuacja w szkole? 

Na początku chciałam koniecznie pójść z moją córką do szkoły, wyjaśnić sytuację, ale córka powiedziała, że chce to zrobić sama. Do tej pory jestem z niej ogromnie dumna i wciąż podziwiam jej odwagę, Poprosiła swoją wychowawczynię o rozmowę, podczas której wszystko jej powiedziała i poprosiła o możliwość przeprowadzenia na lekcji wychowawczej w swojej klasie prezentacji o transpłciowości. Dzieciaki w szkole przyjęły to bez żadnych problemów, większość nauczycieli również. Oczywiście zdarzały się też przypadki nauczycieli, którzy mimo wszystko nazywali ją starym imieniem, ale na szczęście to tylko wyjątki. Za to u mnie w pracy zdarzały się czasem zabawne sytuacje. Kiedy już dowiedziałam się o mojej córce, ale jeszcze nie byłam wyoutowana w pracy jako mama osoby transpłciowej, pytano mnie, tak po prostu, jak tam u twojego syna? I u mnie było takie chwilowe zawieszenie zawsze, o kim ten człowiek mówi? Jakiego syna? Ja mam przecież córkę!

A właśnie, jak zareagowali twoi znajomi z pracy?

W pracy wyoutowałam się oczywiście, kiedy zgodziła się na to moja córka. Przyjęto tę sytuację ze zrozumieniem i wsparciem. Nie spotkałam się z żadnym krzywdzącym komentarzem. 

Chciałam zapytać o Stowarzyszenie My, Rodzice, w którym działasz. Wspominałaś wcześniej, że szukałaś informacji o transpłciowości – tak właśnie tam trafiłaś?

Na początku zajęłam się córką i jej tranzycją. Po pewnym czasie zaczęłam myśleć też o sobie – skoro są osoby transpłciowe, to gdzieś muszą być też ich rodzice. Logiczne, prawda? I tak znalazłam Stowarzyszenie My, Rodzice. Fantastycznie się złożyło, bo gdy odezwałam się do Rodziców, to mieli akurat spotkanie w Łodzi, na które mnie zaprosili. Mimo, że nie znałam tam nikogo, poszłam na to spotkanie, zobaczyłam tych wszystkich rodziców i pomyślałam: ja nie jestem sama! Opowiadali swoje historie, w których odnajdywałam siebie. Mówili o dzieciach – że studiują, pracują, podróżują, prowadzą całkiem fajne życia. To mi dało bardzo dużo siły.

I kopa do walki.

Tak, to też! Cały czas działam w Stowarzyszeniu, prowadzimy różne akcje. Staramy się pomagać rodzicom dopiero poszukującym pierwszych informacji o transpłciowości, ale jesteśmy też dla wszystkich, którzy po prostu potrzebują wsparcia. Prowadzimy w wielu miastach spotkania rodziców osób LGBTQIA. Pokazujemy, że tęczowe rodziny, których tak bardzo nie chciała widzieć poprzednia władza, są. I cały czas były, więc to nie jest żadna moda, jak też niektórzy starają się wmawiać. To często nasi znajomi, sąsiedzi, koledzy i koleżanki z pracy, którzy ze strachu nie chodzą po ulicy trzymając się za rękę ze swoim partnerem/swoją partnerką. I nie są to tak zwane potwory gender, które zniszczą inne rodziny. Boimy się tego, czego nie znamy, co jest dla nas obce. Dlatego tak ważne jest zdobywanie rzetelnej wiedzy na temat transpłciowości, homoseksualności. Im więcej będziemy wiedzieć, tym mniej się będziemy bać. O tym też mówimy na naszych spotkaniach. A na początek edukacji o transpłciowości polecam genialną książkę Piotra Jaconia „My, trans”.

Mówisz bardzo dużo o strachu. Pokazujesz swoją twarz, przedstawiasz z imienia i nazwiska, udzielasz się publicznie – nigdy się nie bałaś?

Wiesz co? Nie! Za dużo jest do zrobienia!

Przychodzą do was rodzice tylko akceptujący czy również tacy, którzy mają problem z akceptacją?

U nas są rodzice, którzy albo już akceptują, albo chcą zaakceptować. Niestety nie trafiamy do rodziców, którzy w ogóle nie akceptują swojego dziecka. Często podczas naszych spotkań przychodzą do nas same dzieciaki i pytają, co mają zrobić. To jest zawsze dla mnie najtrudniejsze. Co ja mam im odpowiedzieć? Mogę przedstawić punkt widzenia rodziców, jak ja się czułam w momencie coming outu i później. Przekazać kontakt do nas. I tu kółko się zamyka – trafiają do nas ci, którzy chcą trafić, chcą zrozumieć i wspierać swoje dzieci. W trakcie marszów równości My Rodzice prowadzimy akcję przytulania.

Przytulania?

Idziemy w marszach z tablicami. Ja mam na przykład napis: „Chodź, mama przytuli”.

Przytulają się?

Tak. Podchodzą, przytulają i mówią, że dobrze, że jesteśmy, bo mogą się do kogoś przytulić.  Tęczowe dzieciaki – młodsze i całkiem dorosłe – przytulając się do mnie mówią, że do swojej mamy nie mogą się tak przytulić. Że rodzice wyrzucili z domu. Że tęsknią za rodzicami.  A ja się zastanawiam, jakim trzeba być rodzicem, żeby odrzucić swoje dziecko? To zawsze jest mega wzruszające. O, widzę, że też masz łzy w oczach.

Jak mi opowiadasz takie historie, trudno zapanować nad emocjami.  W ogóle mam takie wrażenie, że my cały czas gadamy o miłości.

I bardzo dobrze, o miłości trzeba mówić jak najwięcej!

Agnieszka Chruścińska -mama wyjątkowej transpłciowej córki, aktywistka na rzecz osób LGBTQIA, członkini Stowarzyszenia Matek, Ojców i Sojuszników Osób LGBTQIA+ @myrodzice, członkini Koalicji na Rzecz Równych Praw Equality Watch. Na co dzień wspiera innych rodziców oraz osoby ze społeczności LGBTQIA, bo wierzy że razem możemy stworzyć świat pełen akceptacji i zrozumienia.

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE