Nie spodobam się

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Kamila, 36 lat.

Drobna, eteryczna blondynka o elfickiej urodzie i ogromnej sile płynącej z jej oczu i szczupłego ciała.

Zachwyciła mnie od wejścia. Urodą, charyzmą, której nie czuła, a którą bardzo chciała odczuć.

Nie podobała się sobie i wciąż wikłała w toksyczne relacje z Mężczyznami.

Rozkręcała innym biznesy, sobie nie potrafiła. Nie mogła tego pojąć. Wiedziała, że dobrze wygląda wizualnie, ale nie mogła tego poczuć. Obojętnie w co się nie ubrała, we wszystkim i tak po chwili czuła się nijaka.

Schowana za idealnym wizerunkiem. Każdy detal w ubiorze był przemyślany i drogi. Samowystarczalna, wykształcona, atrakcyjna, niezależna finansowo, inteligentna, pochłonięta sprawami zawodowymi i robieniem wszystkiego, by zadowolić wszystkich. Wszystkich, oprócz Siebie.

Nie potrafiła zrozumieć, co jest z nią nie tak. Trafiała wciąż na Mężczyzn niby fajnych i ogarniętych życiowo, a finalnie depresyjnych, zamkniętych w sobie, zajmujących się swoimi hobby i innymi, tylko nie nią. Oczywiście, wychodziło to później, pierwsze wrażenie było zawsze wspaniałe.

Ona organizowała im całe życie, to do niej się wprowadzali. To ona dwoiła się i troiła, by zorganizować rozrywkę, by gdzieś wyszli, wyjechali.

„Ciągle boję się, że mu się nie spodobam. To stało się już moją obsesją” – tak podsumowała swoje samopoczucie w jej obecnie trwającym 3-letnim związku. Nie była w stanie namierzyć źródła dyskomfortu.

Nie wiedziała już po co z nim jest, kiedy żyli tak naprawdę obok siebie. Miłość fizyczna już dawno nie istniała, każde z nich było pochłonięte swoimi sprawami zawodowymi. Ona coraz później wracała do domu, On czytał książki rozwojowe lub siedział w necie. Często wyjeżdżał w delegacje z pracy.

Właściwie łączyły ich już tylko pretensje do siebie, wyrażane inteligentnie wbijanymi szpilami. On zarzucał jej, że pochłania ją tylko praca, ona irytowała się, że on ciągle czyta i zajmuje się tylko sobą. Nie kłócili się, ona zawsze bała się agresji i podniesionych głosów. Były to raczej „ciche dni” pełne chłodnego dystansu i błyskotliwych ripost z żalem w tle. Uświadomiła sobie u mnie, że wszyscy jej Partnerzy zawsze byli spokojni, wręcz nienormalnie. I zawsze nagle ją opuszczali. Cicho i bezkonfliktowo.

***

Jej rodzinny dom.

Rodzice w ciągłym konflikcie, zajęci swoją walką, alkohol w nadmiarze u Ojca, przemoc werbalna (wulgarny język, wyzwiska), fizycznej nie było. Pieniądze były, nikt się nimi specjalnie nie interesował. Starczało na to, co potrzeba.

Młodszy o dwa lata Brat. To ona się nim zajmowała, kiedy Matka uciekała w sen i leki uspokajające. Ona robiła z nim lekcje, organizowała jedzenie, pocieszała.

Matka ciągle rozmawiała przez telefon ze swoimi przyjaciółkami, głównie o Ojcu, jaki jest beznadziejny i ich problemach, a kiedy Kamila chciała coś od niej, słyszała – ”Myszko nie teraz, nie widzisz, że Mamusia rozmawia?”

Ona zawsze pilna w szkole, dwoiła się i troiła, by stworzyć dom dla Siebie i Brata. Nie pamięta, kiedy ktoś jej poświęcał uwagę, tylko Babcia, która mieszkała kilka domów dalej, ale zmarła, gdy Kamila była nastolatką. Tylko u niej odpoczywała i czuła się ważna.

Ojciec, kiedy nie kłócił się z Matką, zajmował się naprawą starych motorów. Pamiętała, że ciągle siedział w garażu. Najczęściej brudny, przesiąknięty specyficznym zapachem benzyny i smarów. Kochał tę pracę. Do dziś nie mają o czym rozmawiać, stąd rzadko jeździ do domu. Mama zmarła kilka lat po Babci, kiedy Kamila już była samodzielna finansowo i mieszkała ze swoim ówczesnym chłopakiem. Zasnęła po lekach, nie wiadomo czy przedawkowała rozmyślnie, czy to był wypadek. Odeszła tak nagle i trochę niezauważenie.

Kamila dopiero u mnie poczuła tęsknotę za Matką, a ciało jej uwalniało, warstwa po warstwie, ogrom smutku, powracając stopniowo do czucia.

***

Dotarłyśmy do wspomnienia, jak szła na bal karnawałowy w ostatniej klasie podstawówki i Mama kupiła jej cudowną sukienkę, w pięknym pastelowym różu, ciągle jej ulubionym kolorze. Kiedy z bijącym sercem poszła pokazać się Ojcu, ten skwitował „może być i pamiętaj, żebyś się nie łajdaczyła z chłopakami”.

To zdanie, niczym sztylet, przebiło jej serce. Dość długo integrowałyśmy ten zapis w ciele, który został w niej od tamtej pory. Pamiętała jak się skuliła w sobie i okropnie poczuła, zresztą jej ciało doskonale to odwzorowało w trakcie procesu.

To nie był udany bal.

Tak jak i każdy związek, w który wchodziła.

Potrzebowała pochwał, przytulenia, usłyszenia, że jest świetna, piękna, mądra… Tyle wystarczało, by już biegła z sercem na srebrnej tacy.

A potem brakowało już tac, a ona stawała się niewidzialna.

Bingo!

Niewidziana…ani przez Ojca, ani przez Matkę, wciąż szukała odbicia Siebie w oczach innych.

Chciała być widoczna dla Mężczyzn, i jednocześnie nie chciała. To właśnie ten konflikt ufności i oczekiwania uznania w oczach Taty, z jednoczesnym umniejszeniem jej dopiero dojrzewającej kobiecości, zamroził jej percepcję na lata.

Mama niedostępna emocjonalnie, nieświadomie zrobiła z niej Matkę. Swoją i Brata. Przymus opiekowania się, organizowania, zajmowania się innymi stał się u niej organiczny.

Zawsze była z kimś, bo nie mogła być sama. Musiała się kimś opiekować, bo tylko tak czuła, że istnieje.

***

Jakiś czas później…

Postanowiła rozstać się ze swoim Partnerem i pobyć trochę sama ze sobą.

Pojechała na wakacje, które zorganizowała od „a do zet” tylko dla Siebie i pod Siebie.

To było jak narodziny. Uczyła się rozpoznawać co lubi, co jej się podoba. Miewa huśtawki nastroju, ale coraz rzadziej.

Czuje.

Stwierdziła, że bycie samą to jest coś fantastycznego. Zapisała się na jogę i taniec. Cieszy się każdą nową chwilą. Teraz jej ulubionym kolorem jest czerwień.

„Czuję się w nim taka wyraźna, wszyscy zwracają na mnie uwagę. Czuję się bosko w moim ciele. Chyba już nigdy nie ubiorę bladego różu, nie czuję się już w nim” napisała mi niedawno przez messengera.

„Wszystko czuję tak wyraźnie, nowe smaki, ludzi, czuję jakbym się obudziła ze stuletniego snu. Dziękuję Ci za wszystko, co odkryłam i odkrywam każdego dnia”

****

Ludzie dla których pracowała zaproponowali jej spółkę, więc idzie na swoje. Na razie w taki sposób, ale z perspektywą zupełnej samodzielności.

Dawno nie czuła takiego podekscytowania.

W pracy pojawił się nowy menedżer od spraw sprzedaży.

Bardzo obrotny, przystojny i…wolny.

Będą ściśle współpracować. Usłyszała od niego, że czerwony kolor działa na niego jak żaden inny.

Nie śpieszy się…odkrywa, czym jest męska adoracja.

Ojciec zmarł niedawno na zawał, co mocno wstrząsnęło Bratem. Choć nadal są bardzo blisko, nie matkuje mu już.

Wie już, że „Ona za Siebie, On za Siebie”.

Jestem po pierwszych sesjach z Bratem…ale to już zupełnie inna historia.

Reklama