Bruno Kadyna

Rocznik 1981 – urodziłem się i mieszkam w Gdyni. Z wykształcenia jubiler-złotnik. Kreując biżuterię, zaspokajałem pragnienie tworzenia. Uprawiałem kulturystykę i boks, pracowałem na statku, a pierwszą książkę napisałem na bramce w klubie nocnym. Zawsze towarzyszyło mi zamiłowanie do słowa, szczególnie poezji i prozy. Oprócz literatury uwielbiam muzykę i sport. Dziś żonaty, doradca biznesowy, nie brakuje mi wytrwałości, a pisanie zaspokaja pragnienie tworzenia.

Wczesna wiosna

Jest! Wczoraj też wyszła z tego domku. – Patrzy na mnie? – gadam cicho, bo dźwięk świetnie niesie się po wodzie. Fajny ten domek, ciekawe, jaki jest

Kruki

Było ślisko – powtarza w myślach po raz tysięczny. Wciąż go prześladuje przerażony wzrok i wyraz twarzy spadającego z dachu kolegi. Nie rozumie, dlaczego nie może

Tu nas nie dosięgnie

Obóz różnił się od tego, który zawsze rozbijali. Zamaskowany namiot między drzewami stał się praktycznie niewidoczny. Ognisko zamiast na plaży, płonęło w lesie za namiotem,

Bobas

– Nasz słodziaczek. Zobacz, jaki duży już, zobacz – mówi mama. – Widzę. – Widzisz, jak sobie radzi? Widzisz? – Widzę. – Wcale nie patrzysz. Mógłbyś przejawiać trochę więcej entuzjazmu. Tata

Kamień

                Nie mogę się doczekać wiosny i lata. Kiedy w końcu będę mógł założyć krótkie spodenki, pojeździć na

Mruczenie do glizdy

Rozmemłany. Zadłużony i w kłopotach. Już się z tego nie wykaraskam. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć, co będzie dalej. – Wiadomo, co. Ostatnio z

Choroba

– Zostań ze mną. Ostatnio znikasz coraz częściej. – To nie zależy ode mnie. Wrócę najszybciej, jak się da. – Wiem. Kocham cię tak bardzo. Nie chcę, żeby

Maciek i kurczaczek

– Nie rób im krzywdy, synek! – wołam zza fortepianu. Brzdąc nie ma jeszcze wyczucia. Ciągnie koty za ogon, podnosi za szyję. – Nie robi tego specjalnie – mówi

Karmnik

Na początku Gniazdo Obfitości było wspólnym błogosławieństwem, szczególnie zimą. Jedzenia wystarczało dla wszystkich. Chyba że pojawiła się nienażarta sroka czy wrona, wtedy trzeba było czekać,

Martwe maciejki

Dziewczyny szykowały się do wyjścia. Nic im raczej nie groziło, najwyżej którąś by zgwałcili. Chodziło o to, żeby niczego nie widziały. Kowboj Wiechu puścił oczko

Brzydale

– Boże, jakaś ty brzydka. – Piękniś się odezwał. Leżymy, patrzymy na siebie. Ja na jej jedynki. – Masz te szufle jak do odśnieżania. – Musisz przyznać, że po

Sfrustrowane wewnętrzne dziecko

Wejść w energię dziecka, zachwycać się tym, co dokoła, jakby widzianym po raz pierwszy. Zauważać piękno w drobiazgach, cieszyć aromatem kawy, kolorami jedzonych warzyw, śpiewem

Dyniak

– Jak można wywalać gnój w klapkach? – pytam tego wieśniaka. Nie odpowiada, szczerzy się tylko i robi wykrok, a bosa stopa tkwiąca w piankowym damskim klapku

Początek i koniec

Ustanawiamy od wieków chciwe prawa. Słuchamy pragnień, rządzimy się sami i wszystkim dokoła, nie licząc się z niczym. I trzęsiemy portkami. Mnożą się lęki i

Kiedy inni śpią

Już słyszę, po co idzie. Otwiera drzwi, muzyka wypada ze środka. – Jarek, możesz przyjść? Facet nie chce zapłacić. Po tylu latach rozpoznaję kroki dziewczyn, chodzą

Sanatorium

– Gdzie siadamy? Baśka maszeruje przed nami, kręci kuprem, klapie najgłośniej z nas klapkami. Jak na sześćdziesięciolatkę figurę ma świetną. – Gdzie siadamy? – Odwraca się i pyta

Życie

Życie nam ucieka. Tak bym chciał, żeby do mnie przyszła uśmiechnięta i radosna. Dotknęła mojego ramienia i zapytała, jak mi idzie w pracy. Może pochwaliła,

Wizerunek

– Oczywiście panie Marcinie, zrobimy jak pan mówi. No przecież – myślę. – Więc mamy ustalone. Dam znać, kiedy będę miał wszystko gotowe. Już nie mogę się doczekać. Ostatnie

Mogło być gorzej

Zdrowy, szczęśliwy dzieciak nie zaprząta sobie głowy umieraniem, jest nieśmiertelny, może wszystko. To niesamowicie piękne. I tak szybko mija. Oddałbym każde osiągnięcie, wszystkie doktoraty, wyróżnienia,

Kret

Kobieta stała przed oknem balkonowym. – Mój biedny ogród. Czuła się bezsilna i wściekła. Walka trwała już szereg lat. – Skurczysyn, niech no się tylko pojawi – warczała