OK, musielibyśmy mieć sporego pecha, żeby trafić na zjełczałe jajka lub baleron z salmonellą. Normy sanitarne dotyczące pakowania, transportu i przechowywania żywności sprawiają, że sięgając po naszą ulubioną przekąskę, nie musimy obawiać się drobnoustrojów czy robaków. Mogą być w niej za to inne szkodliwe substancje – nie budzące na pierwszy rzut oka strachu, całkiem legalne, powszechnie stosowane i zaakceptowane przez wszelkie szanowane instytucje monitorujące jakość.
Ot, na przykład syrop glukozowo-fruktozowy – substancja słodząca, którą wytwarza się głównie ze skrobi kukurydzianej. Zupełnie tak, jak gdyby sam czysty cukier nie był wystarczająco szkodliwy, producenci żywności serwują nam go w formie przetworzonej! Wystarczy szybka wyprawa do supermarketu i krótki przegląd informacji o składzie sprzedawanych produktów, żeby uświadomić sobie, że „syropek” jest niemal wszędzie. Znajdziemy go m.in. w słodkich napojach, jogurtach, konserwach, dżemach, słodyczach, płatkach śniadaniowych (także tych zaliczanych do kategorii „fit!”), lodach, gotowych sosach i marynatach, a czasem nawet w mięsie czy piwie.
Regularne spożywanie produktów z tym składnikiem zaburza gospodarkę węglowodanową organizmu, co w konsekwencji prowadzi do: a) otyłości, b) degeneracji wątroby, c) wzrostu cholesterolu, d) nadciśnienia tętniczego. Wzrasta też ryzyko raka, szczególnie trzustki.
Tak, mówimy o czymś, co śmiało można nazwać trucizną.
Wzrastające zastosowanie syropu w przemyśle spożywczym zbiera już swoje żniwo. Na oddziały pediatryczne coraz częściej trafiają dzieci, których wątroby są otłuszczone niczym u pacjentów z wieloletnim uzależnieniem od alkoholu. I w zasadzie nie powinno nas to dziwić. W produktach uwielbianych przez dzieciaki – napojach gazowanych, żelkach, czy lodach – syrop glukozowo-fruktozowy stanowi często jeden z najważniejszych składników.
Innym ubóstwianą przez najmłodszych smakołykiem są kremy czekoladowe i masła orzechowe, często reklamowane w telewizji jako „idealna porcja energii na śniadanie”. Owa energia to w dużej części olej palmowy, kolejne paskudztwo, które czeka na nas w wielu zakątkach naszego „spożywczaka”. Wynalazek ów uzyskiwany jest z owoców i nasion palmy oleistej, a używa się go również do produkcji kosmetyków, mydła i świec. W postaci surowej nie jest szkodliwy dla zdrowia, posiada wręcz pewne właściwości pozytywne. Problem – i to poważny – pojawia się po rafinacji i utwardzeniu, który to proces powoduje pojawienie się w substancji glicydylowych estrów kwasów tłuszczowych – czynnika rakotwórczego o dewastującym wpływie na różne aspekty naszego zdrowia. Najpoważniejszym zagrożeniem związanym ze spożywaniem utwardzonego oleju palmowego jest rozwój miażdżycy naczyń krwionośnych, prowadzący do wzrostu ryzyka zawału serca i udarów mózgu. Dodajmy, że właśnie w takiej, przetworzonej formie koncerny spożywcze najczęściej stosują olej palmowy… Cóż. Grunt, że smaczne.
Jakby tego było mało, szerokie zastosowanie OP w przemyśle spożywczym ma również swoje konsekwencje ekologiczne – palmy uprawia się bowiem na potężnych plantacjach powstałych po wykarczowanych lasach deszczowych, głównie w Indonezji i Malezji.
Wspólnym mianownikiem obu wymienionych świństw – poza swoją oczywistą szkodliwością – jest to, że stanowią one… wybawienie dla producentów żywności. Przede wszystkim, są tanie, a ich „wynalezienie” było odpowiedzią na potrzeby rynku. Do tego są łatwe w zastosowaniu produkcyjnym – można swobodnie łączyć je z innymi składnikami, a ze względu na swoje właściwości często mogą pełnić rolę dodatkowego konserwantu – zapobiegającego wysychaniu produktu czy rozwoju drobnoustrojów (syrop glukozowo-fruktozowy).
Oczywiście szkodliwych lub co najmniej kontrowersyjnych składników używanych powszechnie w przemyśle spożywczym jest całe mnóstwo. Toczy się wokół nich permanentna wojna informacyjna – lekarze i dietetycy ostrzegają o ryzykach, jednak ich głosy brzmią często wręcz zbyt alarmistycznie, by przemówić do przeciętnego zjadacza chleba. Przykładem jest aspartam – popularny słodzik, dodawany do napojów gazowanych typu light. Lista potencjalnych zagrożeń (nowotwory, stwardnienie rozsiane, Alzheimer, Parkinson, epilepsja) wywołuje grozę tak wielką, że aż… abstrakcyjną. No ale jak to, przecież fachowcy z Unii Europejskiej dopuścili to do użytku. Nie może być więc tak złe?
Na pytania i wątpliwości dociekliwych konsumentów koncerny spożywcze reagują PR-ową szermierką, zwaną również odbijaniem piłeczki.
Syrop glukozowo-fruktozowy wywołuje otyłość u dzieci? Niekoniecznie, przecież wpływ na te dolegliwości ma wiele różnych czynników, jak na przykład brak aktywności fizycznej – a przecież wspieramy dziecięce turnieje piłki nożnej, nieprawdaż? A w ogóle to zwykły cukier również jest bardzo szkodliwy.
Najnowsze badania wykazały, że dwutlenek tytanu, używany m.in. w witaminach dla kobiet w ciąży, posiada właściwości rakotwórcze. Doprawdy? Oczywiście przyglądamy się tej kwestii z uwagą, ale nie można ferować takich wyroków, przecież inne badania wykazały, że jest inaczej, a poza tym wasze doniesienia nie zostały jeszcze potwierdzone… itp. A biznes się kręci.
***
Przeciętny ludzki organizm to naprawdę twardy zawodnik. Potrafi znieść bardzo dużo, w swoim repertuarze ma też zdolność do cudownej wręcz regeneracji. Pokornie znosi naszą wieloletnią konsumpcję śmieciowego jedzenia, rzadko dając znać o swoim zmęczeniu. Jednak po latach ciosów w czułe punkty nawet największy twardziel wymięka.
Gwoli jasności – pisząc w powyższym tekście o ‘truciznach’, nie mamy na myśli substancji, po spożyciu których momentalnie padamy trupem. Są to jednak świństwa, które przez lata nas niszczą i po cichu „pracują” na długą listę chorób, które – prędzej czy później – mogą nas dotknąć. Dlatego nawet pod koniec drugiej dekady XXI wieku nie liczmy, że ktoś inny zadba za nas o jakość jedzenia naszego jadłospisu. W wojnie o zdrowie naszym jedynym sojusznikiem może być nasz własny – zdrowy wciąż – rozsądek.