Szkoła kojarzy się nam różnie, a ostatnimi czasy rozmawiamy o niej często. Jedni wspominają ją z dreszczem na plecach, inni pamiętają genialnych nauczycieli, którzy otworzyli przed nimi oczy na świat. Wojciech Chmielarz w najnowszej książce pt. „Rana” zabiera nas do szkoły, która na pewno nie znalazłaby się w palecie naszych marzeń sennych. Dodatkowo, przedstawia nam osoby, których na pewno nie chcielibyśmy spotkać. A jednak spotykamy, choć często tego nie wiemy, bo są rany, których nie widać. O nich jest ta książka.
Jesteśmy przed premierą, dlatego będę unikała zdradzania szczegółów fabuły. Główna bohaterka, Klementyna, jest cichą nauczycielką matematyki, która postanawia zamieścić w internecie ogłoszenie, że szuka pracy. Szybko odzywa się do niej pani Dyrektor prywatnej prestiżowej szkoły na Mokotowie proponując posadę. Rozpoczyna się historia ze szkołą w tle, przeplatana trupami i zwrotami akcji, która wciąga nas kompletnie, nie pozwalając na oddech, a tym bardziej na odłożenie książki i zajęcie się czymkolwiek innym, co mogłoby przynieść np. materialny zysk.
Rana tutaj jest zadana dość szybko – bohaterom, ale także czytelnikom. Rana u Chmielarza nie krzepnie, nieustannie coś się z niej sączy i kapie na podłogę nieopodal nas, nie dając spokoju. Wciąga, bo chcemy, aby wreszcie ktoś ją zoperował, założył kilka szwów i zabandażował. Autor wybiera jednak inną drogę.
Historie, które poznajemy w najnowszej książce Autora, po raz kolejny są takimi, które mogą się wydarzyć tu i teraz. Nie ma w początkach fabuły niczego, co mogłoby nas zdziwić. Chmielarz nie tworzy historii które mają prawo zdarzyć się „tylko w książkach”, ale opisuje takie, które są wiarygodne i dobre – historie bez pluszowych happy endów i bohaterów biegnących za rękę w stronę zachodzącego słońca. Dlaczego? Dlatego, że zna się na ludziach i tym razem skupia się na demonach, które tkwią w nas niezależnie od warstw społecznych i profesji. Poznajemy kilka płaszczyzn historii, które prowadzone są równo i dynamicznie. Niewielu pisarzy posiada umiejętność zaciekawienia każdą z nich, aby czytelnik w którymś momencie nie wzdychał ciężko, sprawdzając „ile jeszcze stron do czegoś ciekawego”. Wojtek Chmielarz zaciekawić potrafi i to z pewnością przyczynia się do sukcesu jego książek.
Autor ostatnio pozamiatał swoim „Żmijowiskiem” – genialnym wielowarstwowym kryminałem, który niedługo doczeka się ekranizacji produkcji Canal +. Jeżeli nie mieliście okazji czytać tej książki do tej pory – warto to nadrobić. Często jednak tego typu sukces generuje presję, by pisać książki lepsze od poprzednich i tego się bałam, podchodząc do najnowszego dziecka pisarza. Nie wiem, czy Rana jest lepsza od Żmijowiska, które ma wyjątkowe miejsce w moim kryminalnym sercu, ale wiem, że jest po prostu zupełnie inna, równie w tej swojej inności dobra.
Wojciech Chmielarz w tym przypadku nie zawahał się postawić czytelnika w dyskomforcie, sprawić, byśmy poczuli przenikający smutek i żal, zostawia nas samych nie podpowiadając rozwiązań. Powoli wyciąga z naszych objęć postaci, do których się przywiązaliśmy, pokazując, jak dużo w każdym z nas kryje się mroku. Ta książka to wyjątkowo mocny cios, na który niewielu mogłoby się odważyć, szczęśliwie, mamy do czynienia z pisarzem z dobrą pozycją i dużą odwagą, który w swojej opowieści pozwala nam poczuć to, co czujemy w życiu – rozczarowanie, zawód, współczucie, żal. Cała karuzela emocji, a jej operatorem został Autor, który potrzymał nas na niej na tyle długo, abyśmy pewnych elementów długo nie zapomnieli. Tym sposobem stajemy się bohaterami typowego amerykańskiego horroru i pomimo ran i bólu, który nam zadaje, zawsze będziemy wracać na tę karuzelę albo wchodzić do ciemnego domu, aby się z nim rozprawić. A on i tak na końcu wygra, bo mało kto tak dobrze porusza się w całkowitym mroku.
Premiera Rany Wojciecha Chmielarza już 14 sierpnia, nie można przegapić kolejnego triumfu tego Autora.