Rafał Sonik, zwycięzca tegorocznego Rajdu Dakar, właśnie zdobył dla Polski Puchar Świata Cross-Country Quads. Po raz czwarty.
Abu Dhabi Desert Chellenge
Abu Dhabi Desert Chellenge, duma Zjednoczonych Emiratów Arabskich, to jeden z najbardziej prestiżowych rajdów cross country w świecie. Rafał Sonik, trzykrotny zdobywca Pucharu Świata, tym razem właściwie po raz pierwszy startuje w roli faworyta. Za pierwszym razem mówili, że miał szczęście. Za drugim razem, że tak się ułożyło. Za trzecim, że konsekwentnie zbierał punkty, ale przecież Muhammad Abuissa, jego najpoważniejszy rywal, i tak jest szybszy. Ale teraz było inaczej. W styczniu 2015 Rafał Sonik zamknął usta wszystkim niedowiarkom, bo wygrał Dakar.
Rajd to codzienne wstawanie przed świtem. Pustynia jest chłodna i zamglona. Potem jest mordercza jazda. Piach rozpalony jakby miały mu się wyrzynać zęby. Parzy. Czasami widzimy na jej brzuchu ślady węża. Nie jest łatwo. Drugiego dnia Rafał tracił osłonę przegubu i piach zapchał całą prawą stronę. Miał szczęście, że mimo to dojechał, bo różnice między zawodnikami sięgają 30 minut. Trzeciego dnia najpierw odrabia 9 minut, a potem, na 5 km przed metą, na przełamaniu wielkiej wydmy quad staje dęba w dole po jakiś samochodzie. Rafał kopie rękoma. Przecież nie ma łopaty. 8 minut. Tego dnia kilku nie dojechało. Palili się albo łamali kończyny. Kolejnego dnia Rafał dogania Nelsona Sanabrię i depcze po pietach Abuissie, czeka na błąd. Muhammad jedzie jak szalony. Jeśli będzie tak naciskał, połamie się jak nic. A jednak zwycięża. Po ostatnim etapie, na dojazdówce, to quad Rafała nie daje rady. Kamil Wiśniewski w koszmarnej burzy piaskowej, tej, o której prasa napisze, że była burzą stulecia, bierze Rafała na hol.
Sonik Team ma drugie miejsce.
Sealine Cross-Country Rally Quatar
Druga seria. Doha. Skwar ponad ludzką miarę. Stolica Kataru na granicy pustyni i Zatoki Perskiej skwierczy jak kawał boczku na patelni. Tylko nocą jest wiatr. Mechanicy pracują nocami. Sztuczne światło nie oślepia jak słońce. Pustynie Kataru są kamieniste i płaskie, ale w okolicach Sealine stają się olbrzymim złotym wałem, który opada stromo, bardzo stromo, dwieście metrów w dół do morza. Mistrzowie z teamu Mini skasowali swoje auta, ale Adam Małysz i Marek Dąbrowski wciąż są w grze. Kazberuk i Szustkowski jadą równo, Kamil Wiśniewski radzi sobie doskonale. Ale tylko Rafał ma jeszcze realne szanse na podium. Taktyka jest prosta: jechać równo z Muhammadem. Spokojnie czekać na jego błąd.
– Widziałeś jak wczoraj skakał z wydm? Jaki dawał popis? Ja też potrafię. Ale ja oszczędzam sprzęt – tłumaczy Sonik. – Kilka dni, kawał pustyni przed nami.
W trasie, na tankowaniu, kiedy musi wybierać – albo zajmie się quadem, albo uzupełni wodę dla siebie – wybierał quada. Przez ostatnie sto kilometrów nie miał ani kropli płynu. Finisz na tych wielkich wydmach. Rafał jedzie swoje, Abuissa zawsze tyłu, jedzie jego śladem, chce żeby Rafał opadł z sił. I tak 370 km. A kiedy ze szczytów wydm ujrzeli metę, Muhammad cisnął i napierał jak szalony, skakał w piach, szedł przez kamienie, które Rafał omijał. Wciąż byli łeb w łeb. I kiedy został tylko ostatni szaleńczy zjazd, quad Rafała wytrzymał. Abuissy rozpękł się i koło odpadło.
Sonik pokonał Abuissę na jego terenie.