Nosi męskie imię ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Bo przy bliższym poznaniu okazuje się, że zawiera w sobie zdecydowanie więcej kobiecego pierwiastka. Panowie, niech to jednak nie zniechęca was do zakupu. W końcu James Clavell w jednej ze swoich książek przyznał, że „mężczyźni bez kobiet to okrutny żart”.
Od jakiegoś czasu przybywa w moim otoczeniu kobiet, które zdecydowały się na potomstwo. Dziecko – to brzmi jak lot w kosmos. Nie wiesz co cię czeka ale wiesz, że to będzie ostra jazda. Wsiadasz na pokład, odpalasz silnik rakiety i wiesz, że już nie ma odwrotu. Jednak im dłużej obserwuję niektóre z nich, tym bardziej ich autorytet rośnie w moich oczach. Bo macierzyństwo to taki wielki i silny byk, którego łapiesz za rogi. I nie puszczasz przez najbliższe kilka dobrych lat. Właśnie tak się hartuje prawdziwą stal. Z tej stali są zbudowane wszystkie matki-polki. A przynajmniej te, które osobiście znam. Podziwiam ich świetną organizację, niekończące się pokłady cierpliwości oraz umiejętność zarządzania swoim czasem. Każdy dzień przypomina plan taktyczny którego nie powstydziłby się sam Napoleon. Bywają zmęczone a nieprzespane noce dają im w kość ale regenerują się równie szybko, co Batman po każdej swojej brawurowej akcji. Poruszam ten temat ponieważ kilka dni temu w moje ręce trafił zupełnie nowy Volkwagen Golf Sportsvan. Co łączy ten samochód z wizerunkiem matki? Więcej, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Samego Golfa nie trzeba szczególnie przedstawiać. Niemiecka duma produkowana od 1974 roku która obecnie doczekała się siódmej generacji – liczby mówią same za siebie. To tak dojrzały samochód, że już lepiej z nim być nie może. Osiągnął w swoim życiu wszystko, co miał do osiągnięcia. Co dalej?
Sportsvan to powiększona odmiana która ma spełniać funkcję minivana. A to oznacza, że jeżeli etap samotnego podróżowania masz już za sobą to warto łaskawym okiem spojrzeć na propozycję niemieckiego producenta. Kabina pasażerska jest tak przestronna, że z powodzeniem można w jej wnętrzu puszczać latawiec. To czym chwyta za serce najmocniej, to ilość praktycznych rozwiązań jakie można w niej napotkać. Boczne kieszenie w drzwiach zostały wykończone filcem dzięki czemu nic się w nich nie obija, uchwyty na butelki mają regulację objętości. W schowku naprzeciwko pasażera znajdują się nie tylko dwa wejścia na karty SD lecz również uchwyty na monety do koszyka w supermarkecie. Nawigacja jest przejrzysta i czytelna a obsługa komputera pokładowego prosta w obsłudze niczym gra w kapsle. Dodatkowy schowek przyczajony pod fotelem pasażera to bezcenna powierzchnia na drobiazgi z bardzo łatwym dostępem. Takich niespodzianek nigdy za wiele. A to jedynie początek całkiem pokaźnej listy. Tak, kabinę pasażerską z pewnością projektowała kobieta będąca matką trójki dzieci. Nikt inny nie myśli tak praktycznie do siódmej potęgi. Testowany egzemplarz został wyposażony w silnik TSI o pojemności 1.6 litra. Udało się z niego wykrzesać całkiem sporo bo 150 żwawych koni mechanicznych. W połączeniu z dwusprzęgłową, automatyczną skrzynią biegów na ten duet naprawdę ciężko narzekać. Jedynie zawieszenie jest zbyt sztywno zestrojone co wyraźnie daje się we znaki podczas pokonywania wszelkich nierówności. Za to na zakrętach trzymało naszego bohatera wręcz wybitnie zatem sztuka kompromisu osiągnęła tu najwyższy poziom. Fajny samochód bo podczas projektowania ktoś dobrze się zastanowił nad każdym elementem. Przemyślana konstrukcja która z pewnością jest efektem doświadczeń i płynących z nich wniosków. Pomysły, na które nigdy bym nie wpadła bo być może etap macierzyństwa wciąż jest przede mną. Ale cieszy mnie fakt, że ktoś ma go już za sobą i przecierając szlaki stworzył jeden z najlepszych, rodzinnych samochodów, z jakim miałam do czynienia.