Co łączy Scirocco z bielizną Victoria’s Secret?

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Victoria’s Secret to obecnie jedna z najpopularniejszych marek bielizny na świecie. Prawdziwy rozgłos przyniosły jej w latach 90-tych spektakularne pokazy mody. Odważne kreacje oraz najpiękniejsze modelki okazały się tym, co miliony ludzi na świecie oglądają z zapartym tchem od ponad 10 lat. Volkswagen zrobił swój własny pokaz. Nie pokazuje bielizny. Chociaż jest temu bliski.

Ale zacznijmy od początku. Warto wspomnieć, że firma Victoria’s Secret została założona przez mężczyznę. Roy Raymond, za każdym razem kiedy odwiedzał sklep z damską bielizną, odczuwał zakłopotanie. Tak duże, że w końcu podjął decyzję o założeniu własnego. Miało to być miejsce, w którym zarówno mężczyźni, jak również kobiety poczują się jak we własnej skórze. Wiadomo nie od dziś, że kobiety robiąc zakupy są w swoim żywiole. Niewiele nam przeszkadza kiedy mamy w czym wybierać i nie ogranicza nas nic oprócz limitu na karcie. Z panami bywa różnie dlatego wiktoriański wystrój pierwszych sklepów oraz śliczne sprzedawczynie miały ich skutecznie zachęcić. Udało się.

Ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Dlatego w latach 90-tych ruszyła machina w postaci pokazów mody. Od samego początku nie były to jednak tylko i wyłącznie pokazy mody. Każdy z nich to była czysta eksplozja seksapilu. Bo tu nie chodziło jedynie o to, aby założyć bieliznę na zgrabne modelki i wpuścić je na wybieg. Dziewczyny wybierane do każdego pokazu były tymi z najwyższej półki. Charakterystycznym elementem były ogromne, anielskie skrzydła w które była wyposażona każda z nich. To po prostu trzeba zobaczyć. Koniecznie z dźwiękiem bo muzyka również jest zacna.

A co z bielizną ma wspólnego samochód? Volkswagen Scirocco całkiem sporo. A przynajmniej naszym zdaniem. Dziś zapewne niewiele osób pamięta pierwszą generację, która wychodziła na rynek w latach 1974-1992. Wszyscy natomiast kojarzą obecną generację, która powróciła w 2008 roku. Przyczyna? Bardzo prosta. Ten samochód wręcz ocieka seksem. Po prostu jest piękny. Testowana wersja GTS to prawdziwy magnez, nie tylko dla męskich oczu. Ciemne, matowe pasy biegnące przez całą długość nadwozia podkreślają silny charakter tego miejskiego drapieżnika. Silnego drapieżnika ponieważ pod maską czaił się benzynowy, turbodoładowany silnik TSI o mocy 220 KM. Mocne serducho jak na tak niewielki samochód. A jeśli dorzucić do tego dwusprzęgłową, automatyczną skrzynię DSG to można rzecz, że mamy do czynienia z ideałem. W środku czuć nutkę sportowego zacięcia chociaż na siedzeniach zabrakło nam skórzanych elementów tapicerki. Sam materiał w samochodzie, którego ceny startują z pułapu 123 990 zł to niestety trochę za mało. Ale tak poza tym panuje tutaj wysmakowana elegancja. Czyli to, do czego Volkswagen zdążył nas już przyzwyczaić. Tylna kanapa wprawdzie została wyposażona w dwa, zintegrowane z oparciem zagłówki ale na dłuższą metę ciężko tu wysiedzieć. Miejsca jest mało a opadająca linia dachu podróżowania na tylnej kanapie raczej nie umila. Ale czy kupując ten samochód naprawdę będzie to kogoś interesować? Z przodu do dyspozycji kierowcy i pasażera pozostają dwa, bardzo wygodne, sportowo wyprofilowane fotele i to liczy się najbardziej. A kto chce podróżować z większą drużyna na pokładzie, ten musi się zdecydować na inny model niemieckiego producenta. Bo Volkswagen Scirocco absolutnie nie ma być praktyczny. On ma dawać radość. I to nie tylko z samej jazdy, chociaż ta, trzeba przyznać, działa na kierowcę jak narkotyk. Radość ma płynąć również z samego faktu posiadania. Bo jest tak piękny, że chciałoby się go postawić na środku swojego mieszkania. Tak mocno przyciąga wzrok, że na ulicy słychać tylko zbiorowy chrzęst skręcanej szyi. I to, co w nim najcenniejsze: zarówno kobieta jak i mężczyzna mogą się w nim poczuć jak we własnej skórze. Nieważne ile masz lat i jakiej jesteś płci. Z tym samochodem każdemu jest do twarzy. Patrzysz, i chcesz go mieć. Zatem na co czekasz? Wprawdzie salony Volkswagena nie wyglądają jak sklepy Victoria’s Secret a sprzedażą nie trudnią się wyłącznie śliczne panie ale to, co przeżyjesz po jego zakupie, w zupełności wynagradza te braki. I dużo, dużo więcej.

Reklama

Staram się być koleżanką dla mojego synka | Masza Wągrocka

Prosto z serca Fabryki Norblina transmitujemy dla Was program #burzawkinie, który prowadzi Kinga Burzyńska. Tym razem naszą gościnią jest Masza Wągrocka, znana z hitowego serialu „Matki Pingwinów” dostępnego na Netflix. Dowiemy się jak przygotowywała się do roli w serialu. Czy w codzienności Maszy znajdziemy coś równie zaskakującego jak w fabule serialu?

Rodzice chcieli żebym był prawnikiem, nie fryzjerem | Tomasz Schmidt

Rafael Grieger ponownie zawitał na naszą platformę z kolejnym odcinkiem programu #TheCultureOfTotalBeauty.Tym razem jego gościem jest Tomasz Schmidt – właściciel renomowanego salonu fryzjerskiego w Poznaniu. Porozmawiamy o pierwszych krokach w branży, posiadaniu własnego salonu i zespołu. Czy była to łatwa droga?

Dzięki Puppy Jodze pieski znajdują nowe domy | Wioleta Jusiak

W najnowszym odcinku naszego programu mieliśmy przyjemność gościć Weronikę Jusiak – założycielkę studia jogi „4 łapy na macie”, który łączy miłość do zwierząt i pasję do jogi. Rozmawialiśmy o tym, jak joga może pozytywnie wpłynąć na relację między człowiekiem a jego pupilem oraz o niesamowitej filozofii stojącej za projektem.