Posadź drzewo, zbuduj dom, kup Forda.

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Dziś będzie o ramach. Ale nie takich do zdjęć czy też obrazów. O ramach, w które jesteśmy wpychani przez utarte schematy. Nie będziemy jednak z nimi walczyć. Na pytanie dlaczego czasami warto popłynąć wraz z nurtem rzeki i co czeka na nas za zakrętem odpowiadałam sobie za kierownicą Forda S-Max.

Za każdym razem, kiedy mama składa mi życzenia, dyskretnie wkrada się wątek założenia rodziny. Nie muszę chyba tłumaczyć, że ma na myśli gromadkę wnuków. Staram się ją zrozumieć, w końcu każdej mamie leży na sercu szczęście jej dziecka. A cóż innego może go dostarczyć, jak nie rozkrzyczane i uwieszone na Tobie przez całą dobę potomstwo? Zresztą mam wrażenie, że w przypadku nas, kobiet, po przekroczeniu pewnego wieku w o życiowe plany zaczynają się dopytywać nawet na stacji benzynowej. Taka rzeczywistość. I trzeba w niej żyć. Mężczyźni pod górkę mają nieco bardziej. „Prawdziwy” mężczyzna nie tylko musi spłodzić syna, ale również osiągnąć życiowy sukces. A taki jest uwarunkowany ładnym samochodem oraz budową domu. Z tym sadzeniem drzewa do dziś nie rozumem o co chodzi. Abstrahując jednak od roślinności o takich mówi się, że coś w życiu osiągnęli.

Uleganie społecznej presji czy też samodzielna decyzja – nieważne. Wcześniej czy też później większość z nas zakłada tę rodzinę. Czy to jednak oznacza koniec wszelkich uciech? Nie dla panów z Forda. Model S-Max to bez wątpienia największy rodziny samochód w ofercie producenta. Nabywanie go to zakup samochodu i budowa domu jednocześnie bo nowy Ford S-Max jest potężny. Testowana wersja była 7-osobowym kolosem w naprawdę ładnym rubinowym kolorze. Po otworzeniu elektrycznej klapy bagażnika miałam wrażenie, że do jego wnętrza można wbiec bo wsiadać to można do Fiesty. Zatem jak już wbiegłam do środka, to moim oczom ukazała się komnata (kabina pasażerska w tym przypadku to zbyt skromne określenie). Wygodne fotele, tylna kanapa która bardziej przypomina sofę. Jeszcze tylko dywan rozłożyć na podłodze i można pokusić się o stwierdzenie, że wszędzie dobrze ale w S-Maxie najlepiej. Nie mogę nie wspomnieć o wszelkich udogodnieniach, w jakie samochód został wyposażony. Mamy tu zatem podgrzewane oraz wentylowane fotele, ciekłokrystaliczny wyświetlacz na którym jednocześnie możemy widzieć nawigację, radio oraz ustawienia klimatyzacji. Fajnym akcentem jest możliwość ustawienia koloru podświetlenia elementów wnętrza. Do odważnych świat należy zatem nie mogło zabraknąć również różowego odcienia.

Zaskoczył mnie podłokietnik który miał głębokość jeziora Bajkał. Chowała się nim cała butelka o pojemności 0,5 litra. Bezcenne zwłaszcza w upalne dni biorąc pod uwagę, że schowek był klimatyzowany. Więcej fajerwerków zostało ukrytych pod maską. Testowany S-Max był napędzany benzynową jednostkę EcoBoost o pojemności 1.5 litra. Niech ta pojemność jednak Was nie zwiedzie bo producentowi udało się z niej uzyskać 160 KM. I prawdę mówiąc z takim wynikiem ten samochód prowadził się naprawdę wyśmienicie. Oczywiście to zasługa nie tylko samego silnika. Chociaż po testach kilku modeli Forda z jednostką EcoBoost prędzej dam sobie rękę odrąbać niż pozwolę powiedzieć jakiekolwiek złe słowo na temat tego motoru. Doskonałe właściwości jezdne to również efekt naprawdę dobrego zawieszenia które staje się znakiem firmowym tych samochodów. Oklaski także dla układu kierowniczego, który stawia lekki ale przyjemny opór. Zresztą mogłabym jeszcze długo rozpływać się nad tym, jak Ford S-Max bajecznie się prowadzi oraz co stanęło za tym sukcesem. Ale skrócę męki tych wszystkich, którzy lubią zupę pomidorową ale nie interesuje ich, w jaki sposób jest ona przyrządzana. To świetny samochód który absolutnie jest zaprzeczeniem wizerunku nudnego, rodzinnego wehikułu. Jest tak dobry, że zaczynasz myśleć o dzieciach, aby mieć pretekst do jego zakupu. Ja zaczęłam. I wszystko jasne. Ten samochód musiała zaprojektować moja mama.

Reklama

Staram się być koleżanką dla mojego synka | Masza Wągrocka

Prosto z serca Fabryki Norblina transmitujemy dla Was program #burzawkinie, który prowadzi Kinga Burzyńska. Tym razem naszą gościnią jest Masza Wągrocka, znana z hitowego serialu „Matki Pingwinów” dostępnego na Netflix. Dowiemy się jak przygotowywała się do roli w serialu. Czy w codzienności Maszy znajdziemy coś równie zaskakującego jak w fabule serialu?

Rodzice chcieli żebym był prawnikiem, nie fryzjerem | Tomasz Schmidt

Rafael Grieger ponownie zawitał na naszą platformę z kolejnym odcinkiem programu #TheCultureOfTotalBeauty.Tym razem jego gościem jest Tomasz Schmidt – właściciel renomowanego salonu fryzjerskiego w Poznaniu. Porozmawiamy o pierwszych krokach w branży, posiadaniu własnego salonu i zespołu. Czy była to łatwa droga?

Dzięki Puppy Jodze pieski znajdują nowe domy | Wioleta Jusiak

W najnowszym odcinku naszego programu mieliśmy przyjemność gościć Weronikę Jusiak – założycielkę studia jogi „4 łapy na macie”, który łączy miłość do zwierząt i pasję do jogi. Rozmawialiśmy o tym, jak joga może pozytywnie wpłynąć na relację między człowiekiem a jego pupilem oraz o niesamowitej filozofii stojącej za projektem.