MINI Clubman – zaproszenie dla wszystkich!

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Każdy z nas choć raz w życiu zastanawiał się: a gdyby tak zwierzęta mogły przemówić ludzkim głosem? Co byśmy wtedy usłyszeli? Niewielu jednak zadało sobie podobne pytanie odnośnie samochodów. Patrząc na MINI Clubman mam wrażenie, że ten samochód wręcz wyrywa się do odpowiedzi. Że chciałby nam wykrzyczeć, że… 

MINI? Już tylko z nazwy. Rodzinny samochód? Wiem, że niektórym wydaje się to niemożliwe, ale jednak. Clubman to zdecydowanie powiększona odmiana tzw. miniaczka (jak zwykło się pieszczotliwie określać te samochody). Jego wejście na rynek przypada na 2007 rok, ale mimo upływu lat samochód nie zyskał sobie tak szerokiego grona wielbicieli, jak nieco mniejsze, trzydrzwiowe odmiany. Mogłoby się wydawać, że na widok czteroosobowej rodziny krzyczy: „Biorę was wszystkich!”. I na dowód otwiera ramiona w postaci pary drzwiczek zastępujących klapę od bagażnika. Drzwiczek, które otwierają się automatycznie za pomocą pilota. To taka pomocna dłoń podana przez ten samochód w momencie, kiedy zmierzam w jego stronę przez parking supermarketu, dźwigając zakupy. Tuż po ich załadowaniu odkrywam, że bagażnik wyciąga dłoń po raz kolejny, w postaci praktycznych schowków i kieszonek. Wszyscy inni producenci powinni brać z tego samochodu przykład. Zamykanie bagażnika odbywa się już ręcznie, ale nie mam mu tego za złe.

Oprócz dużego i bardzo przyjaznego bagażnika Clubman oferuje również drugą parę drzwi dla pasażerów podróżujących na tylnej kanapie. Uchylam. Kobieca ciekawość nie daje spokoju. MINI Clubman nie rozczarował mnie. Tylne siedzisko oferuje znacznie więcej miejsca niż to w trzydrzwiowej wersji. I jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że na MINI po raz pierwszy można spojrzeć przez pryzmat rodzinnego samochodu. Konserwatywni fani marki mogą odetchnąć z ulgą. Cała reszta pozostała bez zmian. Kabina pasażerska to nadal jedna z najładniej zaprojektowanych na rynku. Po prostu wsiadasz do środka i czujesz, jak każdy element uśmiecha się do ciebie. Takiej dawki optymizmu ze świecą szukać w innych samochodach. Obok ładnych kształtów widać tutaj również doskonałe materiały. Skóra, zarówno ta na kierownicy, jak również na siedzeniach (MINI Yours Leather Lounge Carbon Black o wartości 10 146 zł) jest miła w dotyku. Tworzywa są miękkie i nie kłują w oczy. Patrzę, szukam wad. Jak zawsze bezskutecznie.

Po naciśnięciu guzika „Start” do głosu dochodzi wysokoprężny silnik o pojemności dwóch litrów. To, co dla mnie przygotował to stado 150 koni mechanicznych. Przyznaję, że nie jest to najmocniejszy wariant, jaki producent posiada w swojej silnikowej palecie, ale w zupełności wystarczający do tego samochodu. Diesel posiadający wysoki moment obrotowy, żwawo napędza nie takiego znów małego MINI. Jazdę umila automatyczna skrzynia biegów, która z każdym kolejnym modelem tej marki wydaje mi się coraz szybsza i sprawniejsza. Zdecydowanie grzechu warta, bo inaczej nie da się nazwać dopłaty w wysokości 8 602 zł. Mimo nieco dłuższego nadwozia samochód nadal prowadzi się tak, jak obiecuje producent. Gokartowa frajda z jazdy jest wyraźnie odczuwalna na każdym pokonywanym zakręcie. Zawieszenie bowiem jest na tyle sztywne, że nie dopuszcza, aby nadwozie wychyliło się na łuku nawet o symboliczne milimetry. Dziecka do snu zatem nie ukołyszemy, ale co się nacieszymy podczas jazdy, to nasze. Zresztą właśnie w tym celu powstają te samochody. A dodatkowa przestrzeń dla podróżujących? Przecież nie musi być codziennie wykorzystywana. Po raz kolejny miałam okazję zasiadać za kierownicą tego uroczego malucha i po raz kolejny dochodzę do wniosku, że mimo wszystko chciałabym go mieć. „Mimo wszystko?” – zapytacie. Tak, bo niezależne od silnika i wersji wyposażenia MINI wciąż pozostają drogim produktem. Nowy Cooper Clubman D (bo tak brzmi jego pełne imię) z testowanym silnikiem został wyceniony na 110 400 zł. Po dorzuceniu garści dodatków w postaci m.in. 18-calowych, czarnych jak noc egipska obręczy (koszt 6 174 zł) czy też elektrycznej regulacji siedzeń (dopłata w wysokości 5 293 zł) cena tego konkretnego egzemplarza skoczyła do 200 515 zł! Trzeba przyznać, że to już pokaźna górka pieniędzy, nawet jak na zupełnie nowy samochód. Ale w końcu za tym znaczkiem kryje się duch BMW, które pozostaje właścicielem MINI. I dlatego prędzej skończy się tlen na Ziemi, niż spadnie cena tych samochodów.

Dla kogo to jest samochód?

Mówi się, że wszystko się zmienia. Ale grupa docelowa w przypadku samochodów MINI wciąż pozostaje ta sama. Trzeba mieć zatem w portfelu pokaźny wachlarz banknotów, aby móc wejść w posiadanie tego słodkiego malucha. Za tę równowartość na rynku czeka na nas sporo innych smakowitych ofert. Dlatego też, oprócz pieniędzy, do MINI trzeba mieć ogromną słabość. Patrząc jednak na ulice polskich miast, tej słabości wcale nie brakuje. Każdego dnia w posiadanie miniaczka wchodzą zarówno młodzi, jak również ci starsi. Są wśród nich panowie, jak i panie. Po kolejnym tygodniu spędzonym w towarzystwie tego samochodu wiem, że spadek popularności tej marce nie grozi.

Reklama

Staram się być koleżanką dla mojego synka | Masza Wągrocka

Prosto z serca Fabryki Norblina transmitujemy dla Was program #burzawkinie, który prowadzi Kinga Burzyńska. Tym razem naszą gościnią jest Masza Wągrocka, znana z hitowego serialu „Matki Pingwinów” dostępnego na Netflix. Dowiemy się jak przygotowywała się do roli w serialu. Czy w codzienności Maszy znajdziemy coś równie zaskakującego jak w fabule serialu?

Rodzice chcieli żebym był prawnikiem, nie fryzjerem | Tomasz Schmidt

Rafael Grieger ponownie zawitał na naszą platformę z kolejnym odcinkiem programu #TheCultureOfTotalBeauty.Tym razem jego gościem jest Tomasz Schmidt – właściciel renomowanego salonu fryzjerskiego w Poznaniu. Porozmawiamy o pierwszych krokach w branży, posiadaniu własnego salonu i zespołu. Czy była to łatwa droga?

Dzięki Puppy Jodze pieski znajdują nowe domy | Wioleta Jusiak

W najnowszym odcinku naszego programu mieliśmy przyjemność gościć Weronikę Jusiak – założycielkę studia jogi „4 łapy na macie”, który łączy miłość do zwierząt i pasję do jogi. Rozmawialiśmy o tym, jak joga może pozytywnie wpłynąć na relację między człowiekiem a jego pupilem oraz o niesamowitej filozofii stojącej za projektem.