Po raz pierwszy zobaczyłam ją w 2007 roku. Była odziana w niebieską kreację, która do dziś jest zarezerwowana wyłącznie dla najsilniejszych przedstawicieli z rodu Opla. No i te dodatki które podkreślały jej agresywną naturę. Poczułam, jak tracę dla niej głowę. Na spotkanie czekałam kilka długich lat. Aż w końcu nadszedł ten moment. O czym rozmawiałam z Corsą OPC?
Nie zdążyłam poznać pierwszej generacji. Może to był jednak znak? Mówi się, że do niektórych samochodów trzeba dorosnąć. W dniu kiedy otrzymałam informację, że oto jest szansa aby przejechać się nową Corsą OPC, przestało mieć dla mnie znaczenie, że to już druga generacja. Nareszcie – odetchnęłam z ulgą. Bo wiedziałam, że to jeden z tych samochodów, który muszę poprowadzić zanim starość odbierze mi wszelką moc.
Było chłodne, marcowe przedpołudnie. Idąc w stronę parkingu zobaczyłam ten charakterystyczny, niebieski odcień lakieru a serce zabiło mi nieco mocniej. Tyle na Ciebie czekałam – myślałam obiegając wzrokiem jej wcale nie tak drobną sylwetkę. Wlot na masce zdradzał, że pod spodem czai się coś groźnego. Duże, 17-calowe felgi dopełniały tego wrażenia. Podwójna końcówka układu wydechowego oraz dyfuzor widoczny pod tylnym zderzakiem tylko utwierdziły mnie w przekonaniu: to prawdziwy miejski bandyta. Drzwi są ogromne. Z pewnością dlatego, że Opel Corsa OPC został wyposażony w tylko jedną parę. Muszą one zatem ułatwiać zajmowanie miejsca również na tylnej kanapie. Odniosłam jednak wrażenie, że to gra pozorów. Bo siedzisko z tyłu jest symboliczne a przednie fotele podczas uchylania stawiają opór co wsiadanie jedynie utrudnia. Zresztą wystarczy jeden rzut oka na te rasowe kubełki renomowanej marki Recaro aby dojść do wniosku, że część kabiny pasażerskiej znajdującej się za nimi wcale się nie liczy.
Nie będę się rozpisywać o pozostałych elementach wnętrza ponieważ zdjęcia najlepiej odzwierciedlają jego wygląd. Podczas kilkudniowej, wspólnej przygody spotkałam się z opiniami, że w środku zabrakło ognia, że ten egzemplarz zbyt mocno przypomina klasyczną Corsę. Osobiście uważam, że niczego jej nie brakuje ale też moja uwaga była skoncentrowana zupełnie gdzie indziej. Bo w takim samochodzie najważniejsza jest przyjemność prowadzenia. Cała reszta schodzi na dalszy plan. Sercem testowanej Corsy był turbodoładowany, benzynowy silnik o pojemności 1.6 litra. Moc to największa niespodziana w tym resoraku: całe 207 KM. Taka cyfra robi wrażenie nie tylko na papierze. Po przekręceniu kluczyka do głosu dochodzi sportowy układ wydechowy. Basowy pomruk wywołuje dreszcz emocji. Wciskam sprzęgło aby wrzucić pierwszy z sześciu biegów manualnej skrzyni. Mięśnie łydki mocno się napinają a ja już wiem, że to nie jest samochód dla małych dziewczynek. Trzeba mieć sporo krzepy aby wielokrotnie wcisnąć ten pedał i nie nabawić się kontuzji. Z gazem jest już nieco lżej. Bo chcę jechać coraz szybciej. Chcę słyszeć z tyłu ten wrzask który brzmi jak prawdziwa symfonia. Wrzucam kolejny bieg. Dźwignia stawia lekki opór ale to może się tylko podobać. Kobiecy samochód? Już nigdy tak o niej nie powiem. Tu trzeba mieć krzepę drwala aby poprowadzić tego małego szaleńca. Kobiecy pierwiastek? Jest tu mile widziany w postaci zdrowego rozsądku na drodze. Bo na każdym skrzyżowaniu znajdzie się śmiałek, który wyzwie Cię na pojedynek. I tak do testu na prędkość stawały m.in. BMW X5, Opel Insignia oraz (uwaga) Dodge Challenger SRT8. I mimo, że ten ostatni był już zbyt silnym przeciwnikiem to Corsa OPC i tak zasługuje na duże brawa. Wyśmienicie się prowadzi, dzielnie pokonuje nawet te najostrzejsze zakręty. Chciałabym się do czegoś przyczepić ale ona wybija mi wszelkie argumenty. Po prostu jest wspaniała. Dla tych bardziej ciekawskich producent przygotował nie lada niespodziankę w postaci aplikacji OPC którą można ściągnąć na swojego smartfona. Jej instalacja pozwala zajrzeć we wszystkie, techniczne zakamarki Corsy OPC, na które z jakiś względów zabrakło miejsca w komputerze pokładowym. Jest rozbudowana – to skromnie powiedziane. Dokonuje pomiaru ponad 60 parametrów, m.in takich jak: ciśnienie doładowania, wychylenie przepustnicy, przeciążenia boczne czy też moment obrotowy. Krótko mówiąc zabawa na całego.
Dla kogo to jest samochód?
Z pewnością nie dla każdego. I wcale nie ma tutaj na myśli rodziny z małym dzieckiem, chociaż tylna kanapa została uzbrojona w uchwyty ISOFIX służące do montażu fotelika. Mam tu na myśli wszystkich, którzy rozglądają się za niedużym samochodem z pazurem. Bo tu „pazur” to bardzo skromne określenie. Trzeba chcieć i umieć się bawić z tym samochodem aby płynąca z jego posiadania radość była jak największa. Pisząc te słowa przed oczami staje mi pies mojej siostry. Łajka to bardzo energiczny Jack Russel Terrier. Rasa ta swoim wyglądem kradnie serca absolutnie wszystkich. Nie każdy jednak wie, że to również istny wulkan energii który musi się wyszaleć. Bo właśnie do szaleństwa ten pies został stworzony. Warto o tym pamiętać przed podjęciem decyzji o zakupie. Dokładnie jak w przypadku Opla Corsa OPC.