Zmysł pierwszy: węch
Jestem gotowa poczuć słynny smród Weneckich kanałów. Ku mojemu zdziwieniu – w Wenecji nie śmierdzi stojącą wodą, a dymem od papierosów. Woda jest czysta, ma dość specyficzny kolor, nie ma w niej śmieci i nikt do niej nie sika. Jej zapach jest naprawdę przyjemny w porównaniu do smrodu papierosów, który ciągnie się za turystami na wszystkich głównych alejach miasta. Gdy jakimś cudem ten smród na moment znika, pojawia się przyjemny zapach pieczonych kasztanów, włoskiej pizzy i słodkich wypieków z cukierni, które są rozmieszczone co kilkanaście metrów.
Zmysł drugi: słuch
Ze snu nie budzi mnie śpiew ptaków i szelest liści. Budzi mnie szuranie krzeseł wystawianych na ogródki piwne, radosne okrzyki Ciao!, którymi Włosi witają się codziennie, śmiech dzieci drepczących do szkoły ciasnymi, nieco klaustrofobicznymi uliczkami i nieustające nawoływania sprzedawców próbujących sprzedać najważniejszą pamiątkę z tego miejsca – maski weneckie. Panuje tu hałas, a rytm dnia jest wyznaczony przez 55 tysięcy mieszkańców zamieszkujących obecnie Wenecję. Choć jest to miejsce typowo turystyczne, nie pozwoli sobie na spanie do południa i balowanie do nocy.
Zmysł trzeci: wzrok
Pada deszcz. Wszystkie uliczki są tak samo ciemne, tak samo mokre i tak samo brzydkie. Na placu Świętego Marka, drepcząc w wodzie ponad kostki, oglądam beztrosko bawiące się w gigantycznej kałuży mewy. Czekam, aż podlecą do mnie słynne weneckie gołębie, które gdzieś wśród pięknych zabytków zgubiły strach do człowieka. Niestety, nie mają miejsca do wylądowania, jedynie zerkają na mnie z budynków. Mało jest turystów odważnych na tyle, by brodzić w zimnej wodzie nawet w kaloszach. Nikt nie robi sobie zdjęć z gołębiem siedzącym na głowie. Teraz wszyscy patrzą na przepiękny pałac Dożów, wieżę zegarową i Bazylikę Świętego Marka. Aż do kolejnego poranka pada deszcz. Ponieważ zawsze znajdzie się jakiś ciekawy wschodu słońca na Rialto czy Ponte dell’Accademia turysta (sama jestem jednym z nich), weneckie ulice rano nie są puste. Razem ze mną na most dell’Accademia biegnie tłum innych turystów i wiem, że dzisiejszego dnia coś się zmieni. Wraz z chwilą, gdy słońce pojawia się obok kościoła Santa Maria Della Salute, Wenecja staje się tym niewiarygodnie pięknym miejscem, które znam z pocztówek i telewizji. Niesamowite kolory, turkusowa woda i lśniące w słońcu gondole urzekają wszystkich. Wzdychają nie tylko turyści. Wzdychają też mieszkańcy miasta.
Zmysł czwarty: smak
Włoska pizza jest najlepsza na świecie i to jest fakt. Można kupić jeden kawałek, można wziąć na wynos całą pizzę i zjeść ją nad wodą podziwiając panoramę miasta. Do tego słodkie wypieki w cukierniach…wielkie kolorowe bezy, słodkie rurki z kremem, słynne włoskie lody i ciasta tak piękne, że aż szkoda jeść. Pieczone kasztany, stragany z owocami i jeszcze raz pizza. Czy tylko ja zrobiłam się głodna?
Zmysł piąty: dotyk
Dotykam tandetnych magnesów na lodówki, które uszkodzone w trakcie transportu i sklejone klejem na gorąco, czekają na nieuważnych turystów. Czekają tylko na to, żeby spaść z lodówki z hukiem, obowiązkowo w środku nocy strasząc przy tym domowników. Maski weneckie z adnotacją made in China, koszulki z napisem Venezia i małe figurki ze szkła weneckiego rzucają mi się w oczy w każdym sklepie z pamiątkami (a jest ich naprawdę bardzo dużo). Co jakiś czas jednak, z gracją prezentują się ręcznie rzeźbione i malowane maski weneckie, oraz przepięknych kształtów i kolorów rzeźby ze szkła murano. To nie są pamiątki, które kupują turyści. To dzieła sztuki, po które przyjeżdżają kolekcjonerzy z całego świata.
Wenecja to miasto stuprocentowo turystyczne. Niektórych spotkają kolejki, upalne słońce, drogie jedzenie i śmierdzące kanały. Na innych czeka chłodny wiatr, puste knajpy, zalane ulice i przerażający zmrok, który nocą nie pozwala na zejście z głównych ulic miasta. Niezależnie od sytuacji, Wenecja jest urzekająca. Nie każdemu chce pokazać swoje piękno, ale kto wie, może to właśnie Tobie pokaże się w swojej najlepszej odsłonie?