Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna: Napój miłosny

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Ona chciała mieć w CV wspólny występ w Covent Garden z najwybitniejszym śpiewakiem naszych czasów. On od siedemnastu lat nie grał tej roli, bo czy wypada dojrzałemu facetowi śpiewać o pierwszej miłości? Spotkała go przypadkiem w barze przed teatrem. No i tak… kiedy śpiewał „kocham” to już nie grał, ani nie udawał.

Grzegorz Kapla: Dzień dobry Państwu z gościnnych progów warszawskiego Sofitelu Victoria, witają Państwa Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna.

Aleksandra Kurzak. Perfetto.

G. Grazie. Roberto, przed wystąpieniem zawsze musisz rozgrzać głos. Czy mógłbyś to zrobić teraz?

 
Reklama

Roberto Alagna. Ze świecą. Musisz położyć świecę obok gardła i wtedy Cię rozgrzeje (śmiech).

G. Tak, ale to duży problem. Głos to Twoje życie.

R. Tak, musisz rozgrzać głos, kiedy masz go użyć. W innych sytuacjach musisz go szanować. Odpoczywać, być bardzo delikatnym. Głos jest jak dziecko albo żona. Musisz obchodzić się z nim delikatnie…

G. Przynosisz kwiaty głosowi?

A. Mów dalej…

R. Nie przynoszę kwiatów nawet mojej żonie. To ja jestem kwiatem (śmiech). Nie, po prostu czasami używamy głosu za dużo, mówimy zbyt wiele, co może doprowadzić do jego zmęczenia. Należy używać go delikatnie. Głos jest jak druga osoba. Należy go bardzo szanować.

G. Nie jest łatwo żyć z tym darem.

A. Nie jest łatwo żyć z nim (wskazując Roberto – śmiech) . Ja mam zupełnie inaczej. Jesteśmy ulepieni totalnie z innej gliny. Roberto ciągle mi mówi – nie krzycz, nie wołaj, ma zupełnie inny temperament. Ja gadam cały czas, trudno mnie zatrzymać. Nigdy nie zachowywałam się specjalnie inaczej w dniu spektaklu. Roberto, jak go poznałam, nie mówił w dniu spektaklu. Teraz mówi, nawet dzwoni przez telefon czego też nie robił i najlepsze – kiedyś była w odwiedzinach w Wiedniu córka Roberto i mówi – papa, nareszcie zrobiłeś się normalny. Także, troszeczkę go zmieniamy. Ale dobrze wpływamy na siebie nawzajem.

R. Oldschool, newschool.

G. Jeśli nic nie mówisz, to znaczy że masz jakiś sekret. Czy to był sekret twojej miłości? Poznałaś gościa, który nie mówi?

A. Nie, poznałam gościa, który ma niesamowite poczucie humoru. Rozłożył mnie tym na łopatki.

R. Wiesz, gdy mówisz za dużo, możesz powiedzieć wiele głupich rzeczy.

G. Mówią, że twardziel zawsze wie co powinien powiedzieć i nigdy nie mówi tego, co wie.

R. Czasami lepiej jest słuchać.

G. Czy pamiętasz pierwszy moment…

R. Gdy się urodziłem? (śmiech)

G. Nie, pierwszy gdy…

R. Urodziłem się ponownie przy niej. To był nowy rozdział. W życiu trzeba czasem przerzucić stronę i zacząć następny.

G. Czyli myślałeś, że Twoja książka jest już skończona.

R. To jest antologia. (śmiech)

A. Hej… uspokójmy się (śmiech)

G. To jest to poczucie humoru, o którym mówiłaś. Jak go poznałaś?

A. Zobaczyłam go i powiedziałam; dzień dobry, Maestro. A on na to – daj spokój, nie mów do mnie Maestro. Jestem Roberto.

G. Na scenie?

A. Nie, to było w kawiarni.

G. Jakim cudem dwie gwiazdy mogą poznać się w kawiarni?

A. Mieliśmy próbę. Przed próbą, o 10:20.

G. Pamiętasz wszystko.

A. Tak.

R. Pierwszy moment, kiedy ją zobaczyłem, pomyślałem sobie – to idealna dziewczyna dla mnie.

G. W pierwszym momencie?

A. Tak, ale nie mówi Ci całej prawdy. Widział moje zdjęcia wcześniej. Kiedy sprawdzał, z kim będzie śpiewać.

R. Bałem się.

A. Był jedynym członkiem zespołu, który, jak to określił, był z innego pokolenia. Po czym zaczął narzekać, że – och, wszyscy są tacy młodzi, będę wyglądał śmiesznie przy nich, itd…

R. Nie śpiewałem tej opery od 17 lat.

A. Ostatecznie spojrzał na moje zdjęcie i stwierdził – nie jest tak źle, ona też nie wygląda na taką młodą (śmiech)

R. Z Aleksandrą łatwo się pracuje, można to przyrównać do gry w ping-ponga. Z niektórymi osobami bywa trudno. Z nią wszystko poszło gładko. Kiedyś w kantynie, kupowała kawę, zwróciłem uwagę na jej portfel. Wszystko miała w nim świetnie zorganizowane. Myślałem – jest wspaniałą osobą. Może będzie dobrą partnerką.

A. Nie byłam tą kobietą z przysłowiową torebką, w której nic nie można znaleźć. Wszystko miałam poukładane.

G. Głos i talent – skąd one się biorą? Dlaczego niektórzy to mają, a inni nie?

R. Trzeba to szanować, bo któregoś dnia może zniknąć.

A. Moja mama straciła głos, gdy się urodziłam.

G. Może bała się, że Cię straci, urodziłaś się przedwcześnie…

A. Lekarze dawali mi małe szanse na przeżycie i na pewno to był stres dla mamy. Na pewno to się odbiło na jej głosie. Głos jest bardzo czuły – na pogodę, na niewyspanie, na to, że zjemy nie tak jak trzeba. Rzeczywiście, to nie są skrzypce, które się odkłada do futerału.

G. Czyli jeśli się człowiek zakocha, wzmacnia się jego głos.

A. Coś w tym jest…

R. Kiedy jesteś szczęśliwy, zazwyczaj, śpiewasz lepiej.

A. Utarło się, że trzeba cierpieć, by coś stworzyć, ale myślę, że wcale nie jest źle być szczęśliwym.

G. Gdy zostałaś matką, czy bałaś się, że stracisz głos?

A. Nie, nawet przez sekundę o tym nie pomyślałam.

R. To polepszyło jej głos. Zmienił się nieco i teraz ma większe możliwości.

A. Tak, otworzyło to nowy rozdział w moim życiu.

G. Opowiedz mi o darze.

R. Nie wiem czy pochodzi on od Boga, czy z natury, ale jest to coś zaprogramowanego w Twoim systemie. Kiedy dostajesz ten program, potrzebujesz wiele godzin medytacji, by zrozumieć co jest Twoim instrumentem. Każdy coś dostaje, ale kiedy ma się tak wspaniały dar jakim jest głos, jest to wielkim szczęściem, gdyż można wtedy uczynić wiele osób bardzo szczęśliwymi.

G. Skąd wiadomo, że ma się ten dar?

R. Pewnego dnia uświadamiasz sobie, że to masz.

G. Czy potrzebny jest wtedy mistrz?

R. Czasami. Czasami to jest wewnątrz Ciebie. Trudno to wyjaśnić. To jest jak cud. Wiesz, niektórzy mówią – o, miałem pecha, nie miałem szansy na karierę. Nie wierzę w to. W karierze nie odgrywa ważnej roli tylko głos. Głos może być dobry, ale potrzebne jest jeszcze dobre zdrowie, praktyka, muzykalność, koncentracja, rodzaj komputera do połączenia tych wszystkich detali w tym samym czasie. Trzeba myśleć o gestach, muzyce, interpretacji – wiele rzeczy w tym samym czasie, to bardzo skomplikowane. Trzeba być także pokornym i uważnym. To nie jest coś, co można kontrolować w 100%. Nawet jeśli jesteś w formie i myślisz sobie – dzisiaj pójdzie mi świetnie, bo czuję się dobrze, wystarczy lekka chrypka w tym momencie i wszystko może się zepsuć.

G. Czy jeden źle zaśpiewany dźwięk może zniszczyć karierę?

R. Tak! Można śpiewać pięknie cały wieczór, ale wystarczy jeden źle zaśpiewany dźwięk i czar pryska.

G. Czyli w innych branżach jest łatwiej? Jeśli jesteś rockmanem możesz sobie pozwolić na jeden źle zaśpiewany dźwięk…

R. Po pewnym czasie, będzie się pamiętać tylko o tym jednym, złym momencie. Mamy wiele przykładów postaci takich jak Pavarotti, Callas, osób, którym kiedyś zdarzył się jeden zły występ i ludzie po wielu latach cały czas wspominają to wydarzenie. Mnie także to dotyczyło. Mówią – popełnił błąd, to nie był dobry repertuar, nie ma najlepszej techniki. Caruso powiedział kiedyś coś bardzo prawdziwego –jestem w formie dwa dni w roku. I zazwyczaj w te dni nie występuję.

G. A jak było z Twoim darem? Miałaś być skrzypaczką. Nauczyłaś się nut, nauczyłaś się grać i co?

A. Ten dar to był głos, absolutnie. To jest coś, co dostałam od Boga. Nie musiałam tego odkrywać, tak jak nie muszę tego odkrywać u swojej córki, ona też ma dar. Potrafi śpiewać, potrafi zmieniać głos. Mówimy: śpiewaj zwyczajnie i śpiewa zwyczajnie, mówimy – zaśpiewaj po operowemu, to samo – ona potrafi to zrobić. Oczywiście, to wymaga wykształcenia itd., ale pozycja tego głosu, ta specyficzna wibracja – ona to ma.

G. Ile ma lat?

A. Prawie sześć. Tak jak moja mama mi mówiła, że ją naśladowałam jak byłam dzieckiem, tak Malena robi tak samo dziś. Ten dar był i został później oczywiście kształcony. Były takie, a nie inne czasy, urodziłam się w PRL-u i jedynym sposobem na wydostanie się było dostanie pracy w orkiestrze w Zachodnim Berlinie. Pomysł moich rodziców z graniem na skrzypcach był właśnie po to, żeby móc godnie żyć. Ale zwyciężyła prawdziwa miłość. Ja się wychowywałam w operze, rodzice tam pracowali, każdy wolny wieczór tam spędzałam. Stało się to jakoś zupełnie naturalnie, po prostu pewnego dnia zaczęłam śpiewać.

G. A jak powiedziałaś o tym rodzicom?

A. Nie pamiętam tego. Zagrałam koncert z orkiestrą jako najlepsza absolwentka liceum muzycznego, potem zdałam maturę i zdałam na śpiew. Powiedziałam – mamo, ja chcę śpiewać. I tak na tydzień przed egzaminem wstępnym miałam pierwszą lekcję śpiewu. I już, tak się potoczyło.

G. Będziecie w Polsce śpiewać koncert charytatywny.

A. Tak, wspaniałe przedsięwzięcie. Koncert na rzecz Centrum Zdrowia Dziecka, aby pomagać dzieciom – Wielcy Artyści Małym Pacjentom. Koncert odbędzie się 18 listopada w Warszawie. Ponoć prawie wszystkie bilety się rozeszły w ciągu dzisiejszego poranka w jakieś 30 minut. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy brać udział w tak szlachetnym celu.

G. Zawsze się zgadzacie na takie inicjatywy?

A. Nie wiem jak Roberto, ja akurat nie miałam nigdy takiej propozycji. Nikt z takim szlachetnym gestem do mnie się nie zgłosił. Aczkolwiek cieszę się, bo cóż jest ważniejszego niż zdrowie dzieci? Nie wyobrażam sobie, że można by powiedzieć nie.

G. Roberto, lubisz Polskę i polską kuchnię?

A. Nie, bo nie lubi pierogów, a ja kocham pierogi.

R. Nie lubię pierogów, włoskich ravioli też nie… ale reszta – tak. Pogoda jest fantastyczna.

G. Nie ma słońca.

R. Bo słońce musi być w środku Ciebie! Ze słońcem w środku, wszystko jest piękne. To jest moja filozofia.

A. To prawda, każdego ranka wstaje z uśmiechem, a ja naburmuszona.

G. Dlaczego wybraliście operę?

A. To ona wybrała nas. Moja historia jest prostsza, więc opowiem pierwsza – moi rodzice pracowali w operze. Dorastałam tam, to było dla mnie normalne. Nic nadzwyczajnego. Moja mama śpiewała w operze wieczorami, więc nie postrzegałam tego jako coś boskiego. Roberto zupełnie inaczej.

R. Jeśli otrzymało się ten dar i wie się, że można śpiewać w operze to wybiera się operę. To jest absolutny top śpiewania, pierwsza liga. To jak w piłce – jeśli możesz grać w pierwszej lidze, nie grasz w drugiej. Kiedy masz taką możliwość – idziesz śpiewać do opery. To jest coś nienaturalnego, coś boskiego – divino. Nie można powiedzieć – miałem możliwość, by to zrobić i nie zrobiłem. To jest jak misja.

G. Nie jest to łatwy dar.

R. To misja, by bawić ludzi, sprawiać, żeby poczuli się szczęśliwi, ale także pozwolić im, aby zapomnieli o trudnościach życia. Na te dwie, trzy godziny po prostu zapomnieli o nich. To jest naprawdę wspaniały dar.

G. Roberto, Aleksandra – dziękujemy bardzo.

R.A. Dziękujemy.

 

fot.: Monika Szałek

Reklama