Poetycka, pełna nostalgicznych obrazów na zawsze utraconego raju dzieciństwa opowieść o potędze i przekleństwie pamięci – „Strupki” to interesujący debiut Pauliny Jóźwik.
Ależ nam w ubiegłym roku Kraków dostarczył literackich rozkoszy: „Zimowla” nagrodzonej Paszportem Polityki Dominiki Słowik, wyrafinowany „System Sulta” Macieja Miłkowskiego, wybitna „Mapa Barbary Sadurskiej” czy świetny „Stramer” Mikołaja Łozińskiego. Zdaje się, że literacka passa Krakowa trwa w najlepsze, bo miasto mocno promuje swoich twórców, ale, co najważniejsze: wspiera. W natłoku przedświątecznych premier i propozycji od wydawców łatwo było przeoczyć niezwykle interesujący debiut Pauliny Jóźwik – dotychczas copywriterki. „Strupki” to zgrabna powieść i miejmy nadzieję, że jest zapowiedzią interesującego rozwoju narracyjnego talentu.
Polę i Irkę wychowała babcia Hanna. Rodzice wyjechali za chlebem zagranicę. Kiedy Pola wyjeżdża na studia, obiecuje sobie, że ukochaną babcię będzie często odwiedzać. W praktyce pochłonęły ją studia. Babcia zaczyna już wcześniej niepostrzeżenie odchodzić – blednie i zanika zupełnie jak jej pamięć. Dla Poli odchodzenie babci jest za trudne – ileż razy można tracić i prawdziwych, i zastępczych rodziców. „Gdzie byliśmy wszyscy, kiedy babka o nas zapomniała?” – pyta narratorka „Strupków”, a czytelnik w tym pytaniu odnajdzie wszystkie doświadczone dotąd straty.
Kiedy Pola przyjeżdża pochować babcię, misternie odtwarza wydarzenia z przeszłości, odkurza rodzinną układankę przykrytą do tej pory kilimem milczenia. Dociera do skrywanych głęboko urazów i żali, próbuje siebie umiejscowić na tle rodzinnej historii. Wierzy, że odtworzenie przeszłych wydarzeń, konfrontacja z nimi i ich ochuchanie ustanowi relacje na nowo, uzdrowi system, wypełni strefy niedookreślone. W rzeczywistości Pola poszukuje samej siebie, próbuje odkryć kim jest, dorośle i odpowiedzialnie pożegnać się z porzuconym w sobie dzieckiem. Szukając po wsi okruchów dawnych zdarzeń, porównuje zapisane w pamięci zlepy i ciągi rzeczywistości: u siebie i innych. Przygląda się, jak pamięć potrafi płatać nam figle, jak cudze prawdy różnią się od naszych i z zaskakującym spokojem i konsekwencją je w sobie scala. „Okazało się jednak, że istnieje coś, co sprawiło, że Zbyszek Kokoszka stał się nam bliższy. Jego pamięć, która wymknęła się uporządkowaniu. W drodze opowiedział nam kilka razy tę samą historię. Po trochu dodawał kolejne szczegóły. Jakby pamięć bawiła się z nim w chowanego,
rozrzucając mu w głowie ślady. A on, jego pomniejszona wersja, mały ludzik, wędrował po niej i próbował skleić je w całość.”
Poszukiwania zagubionych puzzli w pamięci każą narratorce zadawać pytania o sposoby naszego istnienia i „poistniewania” – inaczej przecież widzi nas świat, póki jesteśmy ochraniani przez rodziców, a inaczej, kiedy zostajemy w nim zdani sami na siebie. Czym jest pamięć? Czy i jak nas ubogaca? W jaki sposób cudza pamięć wzmacnia nasze istnienie? Co może sprawić, że nie umrzemy cali? „Ubywanie pamięci to ubywanie życia. Ta choroba przenosi się na innych. To niepamiętanie zamienia się w perz wokół szyi, który odcina dopływ świata. Babka straciła
pamięć, a wtedy w moim życiorysie powstały luki, których już nigdy nie uzupełnię. Nikt mi nie powiedział, że pamięć może zniknąć w człowieku całkowicie, że nic nie pozostanie. Że można zapomnieć, kim się jest. Że śmierć to nie koniec życia, ale jego część.”
„Strupki” dotykają również tematów pobocznych, co nie znaczy, że nieistotnych, jak zjawisko eurosieroctwa, rozpadu rodzin, wstydu, poczucia winy, bólu rozłąki czy narastającego problemu fali zaburzeń dementywnych, coraz częściej dotykających osoby wcale nie tak stare. Jóźwik delikatnie trąca wszystkie te struny, choć trzyma się subtelnej, nostalgicznej tonacji, sprawnie tka materię fabularną i właściwie rozkłada akcenty.
Jak to w przypadku zmagań z pamięcią: narracja jest nielinearna, czasem dziurawi się jak ser. Ważną rolę odgrywają w opowieści zatrzymane w pamięci kadry. Jóźwik pięknie obrazuje: konkretnie, świetliście, zmysłowo, leśmianowsko.
Gdzie jesteśmy, kiedy pamięć naszych najbliższych wypali się jak las? Ile odmian bólu może pomieścić w sobie jeden człowiek? Ile kosztuje pożegnanie z dzieciństwem, kiedy najbliższa nam osoba zniknie i nikt nas już przed śmiercią nie osłania? Kiedy zerwać strupek, żeby nie została blizna?
Jóźwik wpisuje się w wyrazisty w młodej polskiej prozie nurt eksplorujący małe ojczyzny miasteczek i wsi rodzinnych. Są tu krztyna realizmu magicznego, obrazowanie jak z prozy Schulza, prześwietlone kadry beztroskiego, spalonego słońcem dzieciństwa i gorzki posmak pierwszych rozczarowań sobą i światem. Restauracja wyblakłych odbitek pamięci będzie zdaje się wyróżnikiem pisania Jóźwik. Sensualność tej prozy jest jej niewątpliwym walorem, działa kojąco, jak plaster: “zapach skóry osiemnastoletniego chłopaka to słodka woń, którą zapewnia tylko słońce. Jakby się natarł spoconą skórką owoców. Jakby mieszkał w zakurzonych polach pszenicy. Zapachy przenikały do ciała i wprawiały krew w niespokojny rytm. Od tamtej chwili wiedziałam, że to zakazane słowo pachnie”.
“Strupki” to zaskakująco sprawna językowo, poetycka opowieść o poszukiwaniu tożsamości, tajemnicach rodzinnych, sile siostrzeństwa, wstydzie, rozłące, a nade wszystko – cudzie (nie)pamięci. Konstrukcyjnie “Strupki” zdają się nieco tracić pod koniec spójność obrazowania na rzecz nieco na siłę przyspieszonej fabuły, ale pod względem językowym powieść czyta się jednym tchem, z nieskrywaną przyjemnością dla wszystkich zmysłów.
Paulina Jóźwik, „Strupki”, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2019.