W wieku 12 lat Ksawery wraz z rodziną przeprowadza się do Łodzi. Tam, jako młodzieniaszek, opuszcza dom (ojca już nigdy więcej nie spotka), wpada w złe towarzystwo, handluje dragami, wozi się po mieście ze spluwą, generalnie schodzi na bardzo, ale to bardzo złą drogę i nic nie wskazuje na to, że coś sensownego dla społeczeństwa może z niego jeszcze wyjść. Tu napadnie, tam ukradnie. Prawo sobie z nim nie radzi, rzuca chłopaka to do poprawczaka, to do rodziny zastępczej, ale na niewiele się to zdaje.
Aż tu nagle Ksawery odkrywa muzykę. Strasznie imponuje mu, powiedzmy, Ryszard Rynkowski. Ksawery wsiąka w muzykę głębiej i głębiej, sam uczy się gry na instrumentach, nawet czasami zdarzy mu się wślizgnąć ukradkiem na zajęcia w prestiżowej akademii muzycznej. Wychodzi na prostą, aż dochodzi na szczyt – w wieku 25 lat podpisuje kontrakt z nikim innym jak menedżerem samego Rynkowskiego, a dzięki temu chwilę później z dużą wytwórnią muzyczną. Kariera stoi otworem. Przyjmując swoje imię jako przydomek artystyczny, Ksawery przenosi się do Warszawy i zamierza szturmować sceny, choć zgodnie z duchem czasu menedżerowie i pracownicy wytwórni każą mu śpiewać jakieś kiepskawe RnB, którego on w ogóle nie czuje. Na rynku ukazuje się pierwsza płyta Ksawerego, ale nie interesuje się nią nawet pies z kulawą nogą. Największy sukces? Wytwórnia wypycha jeden z numerów z albumu na ścieżkę dźwiękową do całkiem udanego filmu.
I to w zasadzie tyle, ale przychodzi rok 1999. Dochodzi do niemal śmiertelnego wypadku samochodowego, a Ksawery wybudza się ze śpiączki trzy miesiące później tylko po to, żeby dowiedzieć się, że stracił władzę w rękach. Czeka go ciężka i mozolna fizjoterapia, a jeszcze zanim opuści szpital, przychodzi pismo z wytwórni – zrywają z nim kontrakt. To źle, bo to koniec marzeń o muzyce, ale to też dobrze, bo to koniec frustracji nieudaną karierą. Ksawery nie może ruszać rękami, obserwuje zatem, jak inni ludzie go karmią i podcierają mu tyłek. To trochę zmienia jego optykę – jak sam twierdzi, został nawrócony z narcyzmu. Po wyjściu ze szpitala i odzyskaniu władzy w rękach radzi sobie jak może – trochę gra tu i tam, prowadzi też nielegalny, choć bardzo dochodowy klub nocny w starym lofcie na obrzeżach Warszawy. Aż w końcu rzuca wszystko w cholerę, wyprzedaje cały sprzęt muzyczny, jaki posiada, i wraca do Łodzi, żeby założyć rodzinę. Ma kawałek działki, hoduje tam marchewkę, ziemniaki i marihuanę.
Życie płynie, Ksaweremu rodzi się nawet syn. Sam Ksawery poświęca się ojcostwu, ale pewnego wieczora, kiedy zostaje sam z niemowlęciem, trafia go szlak – dziecko płacze i płacze, zwyczajowe sztuczki nie działają. Zdesperowany Ksawery sięga pod kanapę, gdzie leży zakurzona gitara – ostatni instrument, jakiego nie sprzedał. Stroi, uderza w akord – niespodziewanie syn się rozpromienia. Ksawery gra mu najpierw coś Beatlesów, a potem, przerażony powrotem do muzyki, wciąga się dalej. Uruchamia małą galerię sztuki, dziwną jak on, z nagimi barmankami i 80-latkami opowiadającymi o nazistach, ale w tle jest cały czas on grający na fortepianie. Aż w końcu – namówiony przez znajomych – wraca do muzyki na dobre. Przyjmuje nowy przydomek artystyczny – Cudowny Białasek – i szturmuje sceny w kraju i na świecie swoim niezwykle przebojowym połączeniem bluesa, soulu, rocka, RnB, hip-hopu i wszystkiego, co mu się nawinie pod rękę. Sporo w tym retro, ale równie dużo nowoczesności. Kiedy Ksawery jest już po czterdziestce, żadna wytwórnia nie jest w stanie mu się oprzeć, ale teraz to on ustala zasady. To działa. Nagrywa pierwszą płytę zatytułowaną „Cudowny Białasek”, potem kolejną: „Ostatnie dni Łodzi”, za którą zdobywa Grammy. A w 2018 roku ukazuje się album „Nie bądź trupem”, chyba jeszcze lepszy niż „Ostatnie dni”. Ksawery triumfuje, a ludzie na całym świecie oklaskują fenomenalnego artystę.
Wyobraziłeś sobie taką historię? Super. Teraz zamieńmy fikcję w prawdę. Podmień więc „Ksawery” na „Xavier” (możesz też dodać nazwisko Dphrepaulezz), Rzeszów albo Łańcut na Massachusetts, Łódź na Oakland, Warszawę na Los Angeles, Ryszarda Rynkowskiego na Princea. Zastąp tytuły płyt prawdziwymi: „Cudowny Białasek” to „Fantastic Negrito”, „Ostatnie dni Łodzi” to „The Last Days of Oakland”, a „Nie bądź trupem” to „Please Dont Be Dead”. Na koniec zamień przydomek artystyczny „Cudowny Białasek” na „Fantastic Negrito” i otrzymasz najprawdziwszą historię zadziwiającego i porywającego artysty.