Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad tym, że świat, który sami sobie zbudowaliśmy, zaczyna powoli doganiać swój ogon i zamaszystym kęsem podgryza go pomalutku. No tak. Pragnęliśmy Zachodu, to go w końcu mamy. Komputery, smartfony, mieszkania, kredyty, leasingi, samochody, pieniądze, wszystko. Dzisiaj mamy praktycznie dostęp do wszystkiego ot tak, jakby za dotknięciem magicznej różdżki. To jest fantastyczne! To jest super, bo w końcu możemy troszkę podleczyć się ze swoich kompleksów „polaków-cebulaków”.
Niestety jest jedno „ale”. I to „ale” naszło mnie, jak stałem w kilkukilometrowym korku. Bo właśnie o korki się rozchodzi. Zachłysnęliśmy się tą chęcią posiadania tak bardzo, że na 4-osobową rodzinę przypada po samochodzie na głowę, co w szybkim rozrachunku powoduje, że jeżdżąc w pojedynkę, wożąc powietrze za pasażera, jest nas na drodze coraz więcej. Zgnuśnieliśmy w tym wygodnickim stylu bycia, co powoduje doganianie wyżej wymienionego ogona.
Dodatkowymi bonusami w takich „korkowych” przemyśleniach są wszechobecne remonty drogowe i to w najmniej potrzebnych miejscach. Czasem zastanawiam, co kierowało włodarzami danego miasta, żeby akurat robić w danym momencie remont nieistotnego krawężnika, w godzinach szczytu powodując 5 km korki. Dżizas, czasami naprawdę zastanawiam się, czy nie iść do urzędu i zmienić swoje imię i nazwisko na Adaś Miauczyński.
Koterski znakomicie nas obserwuje i analizuje. Przecież ja, stojąc w tym korku, zacząłem myśleć jak popełnić samobójstwo lusterkiem wstecznym. I wymyśliłem aż 5 sposobów. To nie jest śmieszne. A jeszcze do tego, drodzy czytelnicy, dodajcie gorący okres przedświąteczny. Zawał podczas wrzucania na luz gwarantowany! Przecież na dodatkowym wyposażeniu apteczek samochodowych powinno być relanium, czy jakieś inne opiaty, a oprócz klem zestaw do szybkich elektrowstrząsów typu „zrób to sam”. Aaaa, zwariuje zaraz.
Jak dojadę do domu, to porzucam samochód! Będę od jutra tylko chodził. Wolno, ale z godnością. No, chyba że będzie zimno, to podjadę…ale kawałeczek 🙂