Fasadowi intelektualiści, koszulkowi miłośnicy czeskiego kina, Wojaczka i Woody Allena, facebookowi obrońcy puszcz wszelakich, zdani na lumpeksy apologeci recyklingu znaleźli sobie nowego potwora – galerie handlowe!
Próbują mnie przekonać, że gdyby nie istniały te świątynie konsumpcjonizmu i próżności, naród w trymiga wyważyłby drzwi filharmonii, teatrów i wernisaży, a ludzie miast przymierzać sześćdziesiątą parę butów, łamali by sobie nogi odziane w chińskie trampki w szaleńczym biegu, na kolejny festiwal irańskiego kina w bergmanowskim stylu.
Indianie moi kochani. To tak nie działa.Tak jak lniana torba na zakupy z przekrojem macicy, nie czyni z nikogo mola książkowego, tak spodnie od Versace nie czynią nikogo z automatu filistynem.
A tak przy okazji. Spotkałem w swoim życiu kilku „bieszczadzkich dziwaków”, którzy zerwali pęta cywilizacji na rzecz duchowego samorozwoju. Tak, to ci sami, dla których mercedes za pół miliona to nóż wbity w plecy matki natury, natomiast olej cieknący z silnika czterdziestoletniego UAZa wprost na połoniny, to atrament znaczący kolejne rozdziały powieści Jacka London’a i Marka Hłaski. W oparach gryzącego dymu, ci brodaci miłośnicy kowbojskich kapeluszy, godzinami zadręczali mnie cytatami ze Stachury i tłumaczeń Dylana, przy okazji nie wiedząc, że Ryszard Cieślak to nie koniecznie porucznik Borewicz.
Kłucie w oczy namolną kontestacją dobrobytu i przedstawianie siebie światu, jako wiecznego lokatora mansardy na paryskim Montmartre, zawsze wywoływało u mnie podejrzliwość. Jak pisał Shakespeare: „Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka zbyt wiele.” Jednotorowość najczęściej prowadzi do ślepoty, za którą zostaje już tylko gniew, fanatyzm i radykalizm.
P.S.
Zakłady repasacji pończoch, to po prostu dziadostwo i bylejakość, a nie chagallowska nostalgia za utraconym skrzypkiem na dachu.