Prolog.
Poniedziałek. Zdziesiątkowana armia neuronów walczy o każdy mikrometr kwadratowy. Głodna, wykończona, niesubordynowana. Ciężkie boje w bliskiej odległości, klatki schodowe, wąskie ulice. Z okien przeglądarek bucha ogień, same sensacje i krzyki. Mołotow, Stalin, Chruszczow, Kennedy, Wojtyła. Zbliżam się do Berlina, Salve Regina.
Przytul nie pierdol.
Kieruję się na północ, mijam Waldemarstraße, Kreuzberg. Za pół godziny powinienem dotrzeć do teoretycznie spokojniejszej części miasta. Tutaj jest zadyma. Początkowo ustawiliśmy się gdzieś na Prenzlauer Berg, ale nie, to za daleko. Centrum też odpada. Zgiełk, wybuchy
i panika. Za dużo tego na raz. Telefon pięć procent i spada, rower skrzypi. Kurwa.
Jest trawnik, jezioro, wygląda jak punkt ewakuacyjny. Trzy procent. Wysyłam namiary i moja cegła idzie spać.
Z Asidron poznaliśmy się jeszcze w Warszawie. To okazja, żeby pobrać aktualizacje.
– Będziemy teraz rozmawiać tak, jakbym robił z Tobą wywiad, rzuciłem. To jest zawsze różnica, rozmowy bywają nakrochmalone.
Siadamy. Odpalamy „Träume” Z punktu zazdroszczę refrenu. „Przytul nie pierdol, przytul nie pierdol” – niczym mantra zastyga w głowie. Plus rap po niemiecku
i wspomnienia o poprzednim związku. Piękne zestawienie. Asidron sporo pisze. Ogólnie, robi dużo rzeczy, co nie jest dla mnie zaskoczeniem. Uwielbia proces. Montuje wideo, śpiewa. Mówi szczerze, że to właśnie Berlin uporządkował jej życie, że Warszawa to nie było to. Szukając ognia, który gdzieś zawieruszył się w trawie, trafiamy jeszcze na historię o sesjach fotograficznych. Przygodę z korpo. Czy korpo jest lepsze od fizycznej pracy, czy gastro? Na dłuższą metę Asidron docenia jednak doświadczenie poruszania się w świecie idealnych, szczęśliwych rodzin.
– Zobacz, wskazuje palcem na otoczone wózkami dziecięcymi place. Właśnie takie. Dokładnie takie.
Okazały Kindergarten, obrazek z elementarza.
– Teraz korpo poszło w odstawkę, ale na całego nastąpił powrót na pokład „Trashury”. Tam wszystko jest na moich zasadach. Ogólnie coraz lepiej jest mi być artystką pełną parą – zdecydowanie ucina.
Zawiesiłem się i gapię cały czas na rodziny buszujące w oddali. Asidron mówi. Wręcz rapuje. Robi się ciemno. Niczym księżyc w pełni rozbłysnął kaseton dyskontu, tak bardzo znanego i lubianego przez rodaków. Mam przy sobie dziesięć jurków. Jestem na niego skazany.
Wstajemy. Mokra trawa, mokre spodnie, sztywne nogi. W ciągu sekundy znajdujemy się w sklepie. Mijamy mięsostraße, warzywastraße. przystojnych chłopaków z „Hertz 4” (nazwa zasiłku dla bezrobotnych w Niemczech), uśmiechniętą psychoterapeutkę, wszystkich tych, którymi nie jesteśmy, byliśmy, będziemy. Szukamy stoiska z anonimowością – nie ma. Stoisko z wiszącymi projektami – jest, oczywiście. Wspólna kolejka z grupowymi działaniami, przyjaciółkami. Oczywiście w odstępach czasu.
I Kisiel. Asidron uwielbia kisiel, ostatnio zrobiła z niego niezły materiał. Wyciągam dychę i kupuję wszystkie.
Epilog
Asidron – Joanna Chwiłkowska. Producentka i operatorka filmowa, fotografka. Mieszka i pracuje w Berlinie. Tworzy m.in. duet „Träume” (z Sylwią Kopyś), fotograficzno- modowy projekt „Trashury”( z Sandrą Roczeń). Z chłopakiem, Robem – duet producencki „GIRL / BOY STUDIO”
www.asidron.com & @asidron & @ttrashury & @traeumemusic & @girlboyberlin
Moja rozmówczyni jest postacią jak najbardziej autentyczną. Jej działania również. Zmyśliłem tylko okoliczności spotkania, ale myślę, że mogę, bo mieszkałem w Berlinie. Rozmawialiśmy przez telefon.