Wyobraźmy sobie, że zamiast lekcji religii, etyki albo wałkowania na okrągło historii starożytnej lub mitologii, wszystkim uczniom szkół średnich funduje się godzinę psychoterapii tygodniowo. Świat byłby piękniejszy, gdyby zdecydowana większość wchodzących w dorosłe życie ludzi była pogodzona ze sobą, akceptowała swoje wady, zalety i sytuację, w której się znaleźli. Patrząc na ludzi, którzy całe życie boksują się z wyobrażeniami o sobie, rodzinie, przyjaciołach i o świecie, najchętniej wysłałbym ich hurtem do psychoterapeuty. Gdybym wiedział jak ogromna drzemie w tym procesie moc, sam skorzystałbym z dostępnych możliwości dużo wcześniej – zawsze to kilka lat pełnego życia więcej.
Psychoterapia nauczyła mnie między innymi akceptować świat i ludzi. Uwielbiam fakt, że nie wszyscy jesteśmy ulepieni na tę samą modłę; dużo mniej mnie już dziwi, szokuje, zawstydza, bulwersuje. Niewiele sytuacji jest też w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. Daję wolność sobie i innym. Od kilku dobrych lat w pełni akceptuję także fakt, że nie zmienię świata. Już się z tych marzeń wyleczyłem, na dobre z nich wyrosłem. Zdaję sobie sprawę, że nie wymyślę nowego leku, nie zagnę czasoprzestrzeni, Nobla czy Pulitzera też nie dostanę. Robię swoje i staram się robić to najlepiej, jak tylko potrafię. Wiem, że nie muszę niczego nikomu udowadniać. Wszystko już sobie poukładałem – i w głowie, i w życiu. Polubiłem też swoje fizyczne i umysłowe możliwości oraz ograniczenia. Kiedyś wydawało mi się, że jestem mądrzejszy niż rzeczywiście jestem. Nic z tych rzeczy. Od największych umysłów tego świata dzielą mnie lata świetlne, tysiące przeczytanych książek oraz codziennych refleksji nad życiem.
Najważniejsze co kilka lat temu zaakceptowałem, to fakt że moje życie kiedyś dobiegnie końca. Od tego momentu żyje mi się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Oczywiście chciałbym, aby moje odejście nastąpiło w miarę późno, abym mógł z życia jeszcze intensywnie pokorzystać. Wiem jednak doskonale, że zostanę kiedyś zaledwie odrobiną popiołu w urnie. Może Strefa Schengen będzie już pozwalała na swobodny przepływ ludzkich prochów i ktoś wysypie pozostałości po mnie u wybrzeży ulubionej Portugalii. Tymczasem naprawdę fajnie jest żyć – na własnych zasadach, w pełni akceptując to co dzieje się dookoła!