”Król” – przeczytaj zanim obejrzysz

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Na rogu Domaniewskiej i Puławskiej, czyli praktycznie poza miastem, miał swoją willę Kum Kaplica. Zamieszkiwał w niej z żoną i dwiema córkami. Wszystkie trzymał krótko. Żonę bił rzadko, acz z zaangażowaniem. Na mieście zaś nie nadużywał przemocy, bo od tego miał swoich ludzi.

Wielobarwna Warszawa w stylu retro. Porachunki przestępczego świata, w którym na zło złem się odpowiada, a winnych karze – choć nie wszystkich jednakowo, a niektórych wcale, bo są nietykalni. Kodeks wykroczeń pochodzi z góry, czyli od Kuma, ale też z tej czarnej kulki pod sercem, gdzie chowa się cały gniew zebrany w ciągu życia.

Jak być królem tej Warszawy 1937-ego roku,  która mówi po polsku i w jidisz, gdzie ulice są biedne i bogate, polskie bądź żydowskie, gdzie socjaliści walczą z narodowcami, bundowcy z falangistami, wielu z wieloma, każdy z każdym? “Siła idzie z nóg. Stopy, wewnętrzne krawędzie, kolana do środka, wszystko bardzo sprężyście, prawa pięść w rękawicy broni zawiasów żuchwy z prawej strony, lewych – lewy bark, łokcie blisko przy ciele. A kiedy uderza, całe ciało musi się spiąć w jednym wyrzucie energii”.

To nie jest książka o boksie, choć boks jest ulubionym sportem bohaterów powieści, a zwłaszcza tego tytułowego, którego wynosi do rangi króla stolicy. To książka o ludziach, o społeczeństwie, w którym jednostki mają z góry narzucone role, ale też szukają swojego miejsca na różne (niekoniecznie legalne i niestety niezbyt szlachetne) sposoby. To książka o małym punkciku na mapie Europy, w której Hitler, Stalin, Franco. W której to Europie, i w którym to punkciku roją się w głowach wielu druty kolczaste dla wielu innych.

Raduje mnie wielce, że Twardoch nie waha się korzystać ze swojego daru pisania, któremu trudno wszak zaprzeczyć. Jego książka mieści w sobie świetną topografię i plastyczne opisy miasta, wyraziste typy ludzkie, zwłaszcza te rodzaju męskiego – a im bardziej męskiego, tym ciekawsze. Dostajemy też dobrą konstrukcję powieści, jak i dbałość o szczegóły w opisach garderoby, kulinariów czy ówczesnych cudów motoryzacyjnej techniki.

Wizyta w paszteciarni na Lesznie? Voila. Bułka z parówką z wózka w Alejach Jerozolimskich? Proszę bardzo. Przejażdżka brązowym buickiem przez most Poniatowskiego, na Tłomackie? Z chęcią! Miejskim przygodom towarzyszy zaduma nad losem i wyborami człowieka, nad momentem dziejowym i wiele innych łakoci w postaci mniejszych i większych niespodzianek. W efekcie “Króla” chce się czytać, mimo, że to momentami boli.

 

Szczepan Twardoch, „Król”, Wydawnictwo Literackie, 2016

Reklama