Moje kanu bezszelestnie przecinało taflę wody jednego z augustowskich jezior. Do uszu dochodził tylko delikatny plusk wiosła, które sprawnie popychało łódź do przodu. Było tuż przed wschodem słońca. Różowiejące niebo zapowiadało, że za kilka minut ognista kula życiodajnej gwiazdy wytoczy się zza horyzontu i oświetli swoimi promieniami drzewa, potem trzciny, a następnie powierzchnię wody. Spieszyłem się, aby przed tą magiczną chwilą powitania dnia, dotrzeć tam, gdzie od wielu lat na jesienne noclegowisko zbierają się żurawie.
Płytka woda w ukrytej zatoce jeziora jest ulubionym miejscem grupowania sie tych ptaków. Tu czują się bezpieczne. Gęsta bariera trzcin, do której udało mi sie dopłynąć, była doskonałym ukryciem przed wzrokiem czujnych żurawi. Dzisiaj było ich naprawdę dużo. Grupa, na którą z ukrycia patrzyłem, liczyła ponad 500 osobników.
Kiedy ogląda się te ptaki z bliska, zachwyt nad ich wdziękiem i gracją jest nie do opisania. Najpiękniej wyglądają wtedy, kiedy pierwsze promienie słońca oświetlą ich dostojne sylwetki. Emocje z obserwacji żurawi potęgują efekty dźwiękowe, jakie żurawie wydają ze swoich gardeł. Do uszu dochodzą ich oryginalne rozmowy. Donośny klangor, inaczej mówiąc ich śpiew, jest w przyrodzie melodią wyjątkową i niepowtarzalną. To bez wątpienia jeden z piękniejszych koncertów natury. Najbardziej intensywnie odzywają się o zmroku i o świcie. Uwielbiam być widzem w takich spektaklach dzikiej przyrody.
Ten rok jest wyjątkowy. Ciepły listopad sprawił, że ptaki te dłużej zostały na swoich ulubionych miejscach. To już zapewne ostatnie takie dni tego sezonu. Dlatego odwiedzam zlotowisko żurawi dość często i towarzyszę tym ptakom aż do czasu ich odlotu.
Krajobraz jeziora w połączeniu z nimi, także jest wyjątkowy – zamienia się w niezwykłą krainę baśni. Jak dobrze jest być tu, blisko, obok nich, wtapiać się w ten pejzaż i podziwiać prawdziwe cuda natury.