Cykl “Home Officerki” powstał z potrzeby przypomnienia sobie samej i Wam o tym, że jesteśmy w tym razem. “W tym”, czyli w lockdownie, pandemii, zamknięciu, niektórzy też w samotności. W domu. Prawdopodobnie nikt z nas nigdy nie spędzał tu tyle czasu. Dlatego dobrze od czasu do czasu przypomnieć sobie, jak wielki wpływ ma na nas przestrzeń i jak my możemy wpłynąć na nią – że nasza przestrzeń to my i warto jest żyć z nią w zgodzie. Urządzić i oswoić. Stąd też pomysł na odsłanianie mieszkań dziewczyn, które tworzą rzeczy wartościowe. W nadchodzących tekstach pokażemy wiele różnych aspektów bycia w domu i czucia się u siebie.
Ada | @baba_ada_
Nazywam się Ada i jestem tatuatorką. W wolnych chwilach maluję też obrazy i murale, haftuję, śpiewam, tańczę i podziwiam świat. Od ponad roku mieszkam w Opolu – moim rodzinnym mieście. Początkowo pomieszkiwałam u rodziców, gdyż przyjechałam tutaj jak zwykle z myślą, że chwilę posiedzę i zaraz znów pojadę gdzieś w podróż… Natomiast życie miało dla mnie inny plan, a pandemia również się pod tym innym planem podpisała.
Dlatego na wiosnę, gdy już oswoiłam się z myślą zamieszkania tu na dłużej, znalazłam swoje cztery kąty. To sformułowanie idealnie oddaje charakter miejsca, gdyż moja kawalerka to jeden bardzo mały i przytulny pokój z aneksem kuchennym i oddzielną, ale prywatną łazienką na korytarzu.
Początkowo miałam obawy odnośnie mijania sąsiadów po drodze do łazienki, ale okazało się nie być tak strasznie. Poza tym mam teraz szlafrok z wielkim tygrysem, który mnie chroni 😉
Mieszkanie znajduje się w dość nietypowym budynku. Mamy tutaj parter i piętro, każdy poziom ma osobne wejście z ulicy, możliwe że kiedyś znajdowały się tutaj jakieś biura. Sąsiedzi są raczej przyjaźni i nieszkodliwi. Większość żyje swoim życiem, choć jest jedna postać, która od razu wyróżnia się w tej kwestii. To sąsiad, któremu bardzo szybko dałam przydomek Strażnika Teksasu, bo od razu zaprezentował się jako ktoś komu bardzo zależy, żeby panował wśród mieszkańców ogólny porządek. Dla przykładu, wyznacza on dyżury na zamiatanie klatki schodowej i o zgrozo, dostałam już dwa upomnienia, bo przegapiłam swój termin… W tym wszystkim jest raczej niegroźny, choć mocno nachalny.. ale też chętny do ewentualnej pomocy, jeśli ktoś takiej potrzebuje. Dlatego uśmiecham się w duchu i robię swoje.
Nasz budynek znajduje się bardzo blisko centrum miasta (swoją drogą bardzo małego, wszędzie tu jest blisko), a jednocześnie rzut beretem do mojego ulubionego miejsca w Opolu, czyli Wyspy Bolko. To piękny, zabytkowy park na wyspie pomiędzy dwiema odnogami Odry, przypominający w swoim charakterze dziki las. Mieszkają tam sarny, lisy, wiewiórki, sowy i inne dzikie zwierzęta. To moje miejsce na oddech, pozbieranie myśli czy rekreację, jeśli pogoda dopisuje.
Pierwszy raz mieszkam całkiem sama, bez współlokatorów i rodziców i muszę powiedzieć, że to super uczucie. Choć wiele zawdzięczam też tej przestrzeni.
Już po zdjęciach czułam, że to jest bardzo miły i ciepły pokoik, a gdy dorzuciłam do niego jeszcze swoje dodatki, to bardzo szybko poczułam, że jestem w domu.
Mówiąc dodatki, mam na myśli głównie przedmioty-znaleziska przywiezione z podróży, takie jak kamyczki, muszelki, gałązki… czy też pamiątki z dzieciństwa, rośliny, ulubione koce, poduszki, książki, prezenty od bliskich mi osób. Lubię zbierać takie drobiazgi, ale staram się też zachowywać w tym umiar. W końcu nie mam zbyt dużo miejsca do gromadzenia rzeczy, co akurat mnie bardzo cieszy. Na tych skromnych 15 metrach kwadratowych udało mi się zmieścić kuchnię, salon, pracownię i sypialnię. Moja pracownia, to ogromne biurko, które zrobił dla mnie kiedyś mój tato. To moja stacja dowodzenia, gdzie przygotowuję projekty, maluję obrazy, haftuję i projektuję swój świat.
Akurat w moim przypadku, pandemia nie sprawiła, że więcej czasu spędziłam w domu. Choć na pewno miała wpływ na wykonywaną przeze mnie pracę i codzienne zajęcia. Właściwie od początku starałam się jak najczęściej jeździć do lasu, a przez pierwsze miesiące większość czasu spędzałam w warsztacie, pracując przy swoim busie. Natomiast od czerwca zaczęłam też dorabiać w bistro u moich znajomych, więc tak naprawdę, w domu spędzam głównie poranki i wieczory.
Choć akurat gdy piszę ten tekst, spędzam czas na izolacji domowej, więc los dał mi jednak zakosztować prawdziwego lockdownu na koniec roku. Wykorzystuję ten czas przede wszystkim na odpoczynek, ale też malowanie/haftowanie, delikatne porządki, czasem też żongluję, poświęcam więcej czasu swoim roślinom.
Gdy haftuję, lubię puścić sobie w tle jakiś serial, bajkę lub podcast. Ostatnio towarzyszą mi Muminki na zmianę z Przyjaciółmi. Jeśli chodzi o moje domowe rytuały, to staram się zaczynać dzień od krótkich ćwiczeń – zazwyczaj coś z jogi lub mój zestaw z gimnastyki słowiańskiej. Lubię też zjeść spokojnie śniadanie, najczęściej składające się z owsianki na sto sposobów i kawy/herbaty. Wieczorami, gdy już kończę zajmować się obowiązkami, lubię odpalić sobie kadzidło, zapalić świeczki, puszczam relaksujące dźwięki, generalnie robię sobie nastrój. Czasem rozkładam znów matę i staram się rozruszać napięcia z całego dnia, medytuję, czytam książki.. Staram się kończyć dzień bez telefonu i komputera, na lepszy sen. Choć nie zawsze oczywiście mi to wychodzi, ale kto by się tym przejmował.. ;))