Andrzej Zieliński: Niektórzy moi znajomi aktorzy zmieniali pracę. Kolega został kurierem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Bardzo dziękuję za znalezienie chwili na spotkanie z nami, na krótką rozmowę.

Ostatnimi czasy człowiek się nie przepracowuje zbytnio.

Co robi aktor w tym trudnym czasie, kiedy nie działają teatry, kiedy plany filmowe zostały zawieszone? Muzyk ćwiczy w domu grę na instrumencie, sportowiec może iść na domową siłownię, a co robi aktor, żeby być w formie?

Siedzi przed lustrem i robi głupie miny. Oczywiście żartuję. Ja miałem szczęście – poza pierwszymi 6 miesiącami, wtedy leżałem i czytałem książki – teraz od jakiegoś czasu pracuję. Zaczęło się coś ruszać, w teatrze – który nie działa oczywiście – zrobiliśmy rejestrację dwóch spektakli; jednego, który zagraliśmy wcześniej ponad 100 razy i drugiego, który zagraliśmy raptem ledwie dwudziestokrotnie. Jego premiera była w styczniu, a w marcu już się wszystko zaczęło, zamykanie teatrów, kin. W przypadku pierwszego spektaklu już były prezentacje online, a ten drugi jest na etapie montażu. Tak to wygląda. Nagrałem jeden audiobook, teraz drugi, zacząłem zdjęcia do serialu, coś tam robię, ale są oczywiście ludzie, którzy takiej możliwości nie mają i to jest przykre. Moi koledzy czy koleżanki zmieniali zawód, oczywiście licząc na to, że tymczasowo. Jeden z moich kolegów pracował jako kurier, koleżanka zaczęła pracować w jakimś sklepie… Mam nadzieję, że to się szybko skończy, bo problem polega na tym, że my w przeciwieństwie do innych zawodów, nie możemy pracować w maseczkach, nawet jeżeli obostrzenia zostaną poluzowane. Oczywiście mamy robione testy, np. w przypadku zdjęć do serialu czy filmu. Za każdym razem dzień wcześniej, przed rozpoczęciem zdjęć, ale tak długo się pewnie nie da. Marzę o tym, żeby teatry wreszcie ruszyły.

Może to, że jesteśmy tak wyposzczeni, jeśli chodzi o udział w kulturze, wizyty w galeriach, koncerty czy wypad do teatru…

Chyba nie wszyscy jesteśmy wyposzczeni, to trzeba też jasno powiedzieć. Część narodu ma już tyle kultury, że więcej im nie trzeba, tak to widzę na co dzień.

Zastanawiam się czy właśnie ta sytuacja z pandemią sprawi, że chętniej zaczniemy chodzić do teatrów czy odwiedzać miejsca, których może nie docenialiśmy w tych normalnych okolicznościach? Czy to zbyt optymistyczne założenie? Jak pan to odczuwa?

Trudno powiedzieć. Jakiś czas temu zostałem niejako przymuszony do założenia mediów społecznościowych i stąd wiem, że ludzie rzeczywiście tęsknią, szczególnie za teatrem, czyli za takim bezpośrednim przekazem. Z drugiej strony mam też wątpliwości, czytając czasem z obrzydzeniem jakieś komentarze, z których wylewa się hejt, który właściwie dotyczy większości z nas. Pamiętam co spotkało Maję Ostaszewską, kiedy zajęła stanowisko w obronie nauczycieli, podczas ich protestów. Nawet w takiej sytuacji, gdzie ktoś próbuje bronić bardzo ważnej grupy zawodowej, która ma kształtować, uczyć dzieci m.in. tych, którzy później obrzucają ją błotem. Te opary absurdu, które ogarniają naszą nadwiślańską piaskownicę – to zaczyna być już nawet poza moją wyobraźnią. I nie wiem, bo podejrzewam, ale ze słów na literę K to kultura akurat nie jest na pierwszym miejscu.

Rolę głównego przekaźnika tej kultury w ciągu ostatniego roku przejęła nawet nie tyle telewizja, co platformy oferujące dostęp do filmów, bibliotekę seriali. Czy pan w tym czasie „wpadł” w któryś z nich, czy w ogóle taki styl oglądania przemawia do pana?

Nie wiem czy pandemia to zwiększyła czy nie… Chyba jednak nie, ponieważ tych produkcji jest dużo mniej. Przypominane są jakieś starsze rzeczy, ale nowych filmów czy seriali według mnie nie ma zbyt wiele. Te, które już były i które mnie zainteresowały starałem się oglądać na bieżąco. Tym bardziej, że zorientowałem się, że ja chyba już szukam po prostu relaksu. Mam tak dość tego wszechobecnego cierpienia, tych wybuchów, obrażania, że chyba największą ochotę mam na to, żeby obejrzeć coś, co mi dostarczy jakiegoś ciepła, śmiechu. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że serial trochę przejmuje rolę filmu, bo robiło się bardzo dużo ciekawych produkcji, a z filmami tak różnie to bywało. Myślę, że ten balans sprawia, że nie jest już tak, że mamy film na pierwszym miejscu, a telewizja, serial to coś gorszego.

Serial daje wielkie możliwości – odcinek trwa godzinę, jest ich 10-15 w sezonie. Na ile to stwarza możliwość do pogłębionego zarysowania postaci i intrygi, stworzenia takiej prawie że powieściowej formy, jeśli chodzi o samą formę opowieści?

Problem jest trochę gdzie indziej, tzn. bywa, według mojej opinii. Pamiętam czasy, których broń Boże nie polecam, w których człowiek chcący obejrzeć coś lub posłuchać muzyki, musiał naprawdę zadać sobie trochę trudu. Muzyka nie była rzeczą ogólnie dostępną, więc naprawdę trzeba się było nakombinować albo naszukać, żeby coś usłyszeć. Było potem o czym gadać przez dobry miesiąc. To samo jeśli chodzi o film. W tej chwili żyjemy w czasach, gdzie wszyscy producenci filmowi czy stacje telewizyjne wchodzą widzom wiemy gdzie i robią wszystko, żeby się widzowi przypodobać, a to nie jest właściwa droga. Chciałem powiedzieć, że telewizja powinna mieć tę misję… ale przypomniała mi się nasza telewizja publiczna i dlatego się śmieję!

No cóż, ma ona jednak jakąś misję.

Nie wiem jaką! Przepraszam, ale nie wiem. Tak mi się zawsze wydawało, że jeżeli ktoś coś robi, podejmuje jakiś temat to po to, żeby widzowi sprzedać jakąś historię, na którą się załapie bądź nie. Ewentualnie będzie ona powodem do dyskusji, jednym się spodoba, innym nie. W tej chwili musi się spodobać, ponieważ to jest robione dla konkretnego targetu – uwielbiam to słowo – wiemy, że widz lubi gołe baby, to będzie w 5, 6 i 8 odcinku seks. To zaczyna przypominać jakiś szablon, schemat, który zdaniem decydentów musi się sprawdzić i robi się pewien impas. Zaczynamy się poruszać po jakichś śladach, które ktoś zrobił, uważając, że tak trzeba. Nie, tak nie trzeba. Każda rzecz jest inna, a przynajmniej powinna.

I właśnie serial, w którym pan obecnie występuje, serial Tajemnica zawodowa, zdaje się iść w przeciwnym kierunku niż tylko zgodne z planem, wytyczone cele. Fabuła sprawia wrażenie znacznie głębszej niż tylko mającej sprawić przyjemność widzowi. Jest i wątek psychologiczny, i sądowy, i nawet medyczny. Co pana zainteresowało w tej produkcji?

Wielowątkowość to też nie jest żadna gwarancja i nie daje pewności, że będzie fajnie. Ale co mnie przekonało? Przede wszystkim sytuacja bardzo smutna, ponieważ ja dołączyłem do tego grona moich przemiłych i sławnych kolegów poniekąd przypadkiem. Według mojej wiedzy miał to zagrać Piotrek Machalica, który niestety nagle zachorował. Ja dostałem tę informację dzień chyba przed rozpoczęciem zdjęć, ale oczywiście nikt, na pewno nie ja, nie myślał, że to się tak tragicznie skończy. Nawet już sobie myślałem jak się spotkam z Piotrusiem później, jak to będziemy o tym rozmawiać, ale stała się rzecz straszna. Więc akurat mój udział był dość gwałtowny, znienacka i zacząłem poznawać ten materiał z opóźnieniem. Oczywiście nie będę mówił na temat serialu, bo nie wiem na ile mogę, a na ile to jest jeszcze tajemnica, proszę mi wybaczyć. Mogę powiedzieć tyle, że to jest serial, który łączy wątki medyczne – poprzez Czarka Pazurę, który gra lekarza i Anię Dereszowską, która również gra lekarkę, ale wątek granej przez nią postaci obejmuje również wątek prawniczy; zobaczymy także Magdę Różdżkę i Piotra Stramowskiego, który jest taką postacią łączącą to wszystko – dość tajemniczym osobnikiem, znowu nie wiem na ile mogę ten temat kontynuować, ale jest takim tajemniczym osobnikiem, osobą do specjalnych zadań, z dosyć bogatym backgroundem psychologicznym. Są koledzy młodsi, są starsi, jest Zosia Zborowska, ale to wy wszystko wiecie, bo na temat obsady to ja tajemnic nie mam.

Tylko to wiemy.

Ja wiem o tyle więcej, że zagrałem w paru scenach.

Czy doświadczenie ze sceny teatralnej, ale również serialowej i filmowej, czy to są trzy różne drogi pracy nad rolą? Któraś ułatwiająca później wejście w inną? Z teatru do serialu czy na odwrót? Czy też są to zupełnie oddzielne style pracy?

Myślę, że pomaga. Zauważyłem, że np. aktorzy, którzy pracują, są aktywni teatralnie mają mniejsze problemy później z tekstem w filmie; kiedy jest jakaś nagła zmiana, jakby łatwiej im wychodziło przyzwyczajenie się do niej z racji ćwiczenia na co dzień. Z kolei pewnie w drugą stronę też to działa, dlatego że film czy serial uczy innego rodzaju gotowości. Takiej, która sprawia, żeby się tak nie rozsiadać w tym wszystkim, tylko jednak skupiać się na konkretnych rzeczach. To się również przydaje. Natomiast bywa to też czasem rzecz straszna, ponieważ jeżeli człowiek przez cztery lata zajmuje się Czechowem, Szekspirem, wspaniałym Gogolem – rosyjska dramaturgia bije wszystkie inne na głowę, ale oczywiście nie jest jedyną i ma do czynienia z wspaniałymi, nieżyjącymi dramaturgami, pisarzami – to potem czasem trzeba się zderzyć z dialogiem typu: Czy napijesz się herbaty? To może, co chciałbyś mi na ten temat powiedzieć? Chodźmy do pokoju, itp. I to czasem bywa takie smutnawe, ale to też czemuś służy. Nie ma się co na to obrażać. Nikt z nas nie zarabia takich pieniędzy, które pozwalałyby na to, żeby zajmować się jedną dziedziną tego zawodu wyłącznie, jednym rodzajem filmów czy seriali. Musimy się dostosować do okoliczności, mieć zdolności adaptacyjne do różnego rodzaju przekazu. Robimy różne rzeczy, czytamy audiobooki, jest teatr Polskiego Radia, gramy w serialach czy filmach, to wszystko inna praca, mimo że jest mikrofon i bywa kamera . Już nie mówię o teatrze, gdzie potrzebny jest warsztat, nie ma zbliżeń, nie ma mikrofonów i jest dosyć dużo do ogarnięcia. To są inne rzeczy, one się naprawdę bardzo od siebie różnią. W radio aktor musi włożyć jak najwięcej emocji, żeby w głosie było wszystko, bo tylko on jest, głos musi przekazać jak najwięcej nastroju. Gdyby tak posługiwać się głosem przed kamerą, byłoby to bardzo dużo za dużo, to są ogromne różnice.

Dziękuję za rozmowę.

wywiad: Piotr Jagielski
foto: Karolina Nowaczyk

Reklama