Zatrzymaliśmy się przy Rue de l’Olivier w dzielnicy Camas. Od słynnego Parku La Calanques dzieliło nas ok. 12 km, a od znajdującego się w samym centrum miasta Starego Portu jedynie kilka minut spacerem. W 2020 chcieliśmy odwiedzić Marsylię po raz drugi, po dwóch latach od pierwszego wyjazdu. Mieliśmy już swoje ulubione miejsca, a wśród nich perełkę street artu – dzielnicę Le Cours Julien.
Po pierwszej wizycie w Marsylii, w maju 2018 roku, zapisałam w swoim dzienniku:
Nigdy nie zapomnę o Parku Narodowym La Calanques. Jego turkusowe przezroczyste morze oraz potężne skały i klify sprawiły, że poczułam siłę i miłość do świata. Wspaniałe było też to, że – zupełnie przypadkiem – zamieszkaliśmy w sąsiedztwie Le Cours Julien. Artyści mają tutaj do dyspozycji budynki, słupki i co tylko chcą, by poprzez sztukę wyrażać siebie. To absolutnie niezwykłe miejsce.
Park La Calanques i uliczki w rejonie Le Cours Julien to moje najsilniejsze wspomnienia z Marsylii. Pierwsze – cud natury, drugie – kunszt sztuki ulicznej. W Le Cours Julien sklepiki, kluby, restauracje i bary mają nietypowe szyldy i dekoracje. Widziałam „pocztówkę” z Marsylii z postacią kultowego kota o imieniu M. Chat czy portret kobiety sowy. Wejście do małego, klimatycznego klubu muzycznego Le Jam zdobi twarz głównego bohatera „Breaking Bad”.
Już po powrocie do Polski dowiedziałam się, że w stolicy południowej Francji tworzył najsłynniejszy francuski artysta streetartowy C215, czyli Christian Guémy. Oprócz niego na budynkach Le Cours Julien można znaleźć dzieła m.in. Włoszki Alice Pasquini (https://www.alicepasquini.com/) czy Francuza Mahn Kloix (https://www.mahn.fr). Tutaj niemal każdy skrawek elewacji pokrywają murale, graffiti, szablony czy inne formy street artu.
Nie tylko street art
Wspominając Marsylię widzę strome uliczki prowadzące do Notre Dame de la Garde, kolorowy blok Le Corbusiera, targ Le Marche de la Plaine, klub Le Jam i Park La Calanques. Już na szczycie, niemal tuż przy schodach marsylskiej bazyliki, ustawiłam aparat na statywie i zrobiłam film poklatkowy: monumentalny budynek, przelatujące ptaki, sunące po niebie chmury, blask słońca. To jedna z moich najlepszych pamiątek z Francji. Targ Le Marche de la Plaine przypomina mi z kolei o znanych mydełkach z Marsylii i wzorzystej bransoletce robionej na szydełku. Nigdy nie zapomnę także kolorowego bloku Le Corbusiera (tutaj polecam wyjechać windą na dach, z którego roztacza się niesamowity widok) i oczywiście klimatycznych wieczorków jam session w kameralnym Le Jam.
autor: Agnieszka Młynarczyk