To mój raj. O Turcji opowiada nam Marcelina Szumer-Brysz

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Kilka sekretów z życia osobistego

Co Cię tu przywiodło do Turcji, co urzekło i co zatrzymało?

Mało romantyczna prawda jest taka, że do Turcji po raz pierwszy przyjechałam z przyjaciółką na banalne, hotelowe wakacje w popularnej Alanyii. To był 2009 rok. Na szczęście nie było nas stać na pobyt drogim kompleksie z basenami i knajpami, z którego nawet nie trzeba wychodzić, bo wszystko jest na miejscu, z resztą nie taki był plan. Chciałyśmy zwiedzać i leżeć na plaży, a zwykły 3 gwiazdkowy hotel, który był nam potrzebny, aby gdzieś spać nadawał się do tego idealnie.

Od pierwszej chwili urzekł mnie melodyjny język, rzewna turecka muzyka türku i to jak życzliwi, uczynni i ciepli okazali się tutejsi ludzie. Podczas któregoś wypadu do lokalnej knajpki, gdzie z resztą byłyśmy jedynymi cudzoziemkami, dosiadły się do nas dwie Turczynki. Zaczęłam rozmawiać z jedną z nich, która okazała się nauczycielką angielskiego. Do dziś pamiętam, że zapytałam ją o to, co robi tak późno w knajpie i to bez chusty. Myślałam, że pęknie ze śmiechu i zaczęła wyjaśniać, że Turcja to kraj świecki, w którym każdy chodzi tak ubrany jak chce. Wymieniłyśmy się numerami i mailami, byłyśmy w stałym kontakcie i na następne wakacje przyjechałam do niej, do Izmiru. Miasto mnie uwiodło i chyba wtedy postanowiłam, na dobre, że chcę żyć w Turcji.

Po powrocie do Polski zaczęłam się uczyć języka. Dwa lata później poznałam swojego męża. Trzy lata później przeprowadziłam się, rok później się rozwiodłam. Po rozwodzie zostałam w Turcji.

Czym zajmujesz się teraz?

Cudzoziemcowi nie jest łatwo znaleźć w Turcji pracę, przejście całej „papierologii” związanej z zatrudnianiem obcokrajowca wymaga od firm dużego wysiłku, nie każdy ma na to czas i ochotę. Przez jakiś czas uczyłam angielskiego w szkole językowej, pracowałam też w firmie zajmującej się wysyłaniem tureckich studentów na europejskie uczelnie. W obu miejscach obiecywano mi legalne zatrudnienie, ale nigdy nie doszło to do skutku. Nie chciałam ryzykować deportacji, kar finansowych i zakazu wjazdu do kraju, więc zrezygnowałam. Teraz zajmuję się głównie pisaniem. Dwa lata temu ukazały się moje reportaże pod tytułem „Wróżąc z fusów”, teraz kończę drugą książkę o Turcji.

Jak oceniasz swoją decyzję z perspektywy czasu?

Nigdy nie żałowałam ani jednego dnia spędzonego w Turcji. Nawet gdy się denerwuję: na tutejszych urzędników, zwyczaje, spóźnialstwo czy zasady ruchu drogowego, o których tureccy kierowcy nigdy nie słyszeli, to i tak kocham ten kraj. Gdy – tak jak teraz – z powodów rodzinnych, jestem dłużej w Polsce, tęsknię każdego dnia.

Za czym tęsknisz?

Gdy jestem w Polsce tęsknię za uśmiechem i życzliwością. W Turcji ludzie nie przechodzą obojętnie obok drugiego człowieka. Gdy się zgubisz, zaraz ktoś podejdzie zapytać, jak ci może pomóc i brak znajomości języka, bo Turcy często są na bakier z angielskim, nie będzie tu żadną przeszkodą. Wytłumaczą na migi albo znajdą kogoś, kto wyjaśni o co chodzi.

Gdy jestem w Turcji, tęsknię za rodziną i przyjaciółmi, ale – proszę mnie nie zlinczować – za niczym więcej.

Co najbardziej kochasz w tym miejscu?

Śmieję się, że skoro moi przodkowie pochodzą ze wschodu tj. z kresów, dobrze odnalazłam się na geograficznym wschodzie i bardziej się tu czuję u siebie, niż w Polsce. Mówiłam już o ludzkiej życzliwości, empatii, tym, że z każdym można pogadać. Na początku trochę mnie denerwowało to, że obcy ludzie potrafią ci zadać serię osobistych pytań włącznie z pytaniem o zarobki ojca, ale przywykłam i zrozumiałam, że Turcy tak okazują zainteresowanie. A że są ciekawscy to inna sprawa.

Kocham ten luz, z którym stykamy się tu na co dzień, ale też to, że mężczyźni nie wstydzą się okazywać emocji. W ogóle wszyscy są tu bardzo emocjonalni, często mówią podniesionymi głosami, dużo gestykulują. Na początku zastanawiałam się, dlaczego są tacy źli, że aż krzyczą, a okazało się, że to po prostu sposób bycia. Oprócz tureckiej mentalności i otwartości mieszkańców, kocham całe piękno i różnorodność tego kraju od Kapadocji po morze.

Poznajemy Turcję

Przejeżdżam z wizytą do Turcji. Jesteś moim przewodnikiem przez jeden dzień. Co chciałabyś mi pokazać?

Jestem lokalną patriotką, więc zamiast Stambułu zorganizowałabym wycieczkę po Izmirze. Z pozoru jest on mniej atrakcyjny dla turystów niż Stambuł, ale też ma wiele do zaoferowania. Zaczęlibyśmy od jednego z najstarszych bazarów na świecie: Kemeralti. Pochodziłybyśmy po sklepach, ale też odwiedziły meczet, znajdujący się w samym centrum bazarów i synagogi, których jest tu aż 6. To jedyne – prócz Jerozolimy – miejsce na świecie, z takim skupiskiem synagog. Świątynie przez lata niszczały, na szczęście teraz są restaurowane.

Wciąż błądząc po tłocznych uliczkach bazaru, dotarłybyśmy do odrestaurowanej jakiś czas temu XVIII wiecznej karczmy. W jej podcieniach mieszczą się kawiarnie z tradycyjną kawą po turecku. Prawie każda ma etatową wróżkę, która czyta z fusów, więc koniecznie byśmy ją odwiedziły. Właściwie tylko na Kemeralti można spędzić pół dnia, ale zakładając, że doba nam się wydłuża i nie czujemy jeszcze zmęczenia, poszłybyśmy spacerkiem do Asansör – zabytkowej windy, która łączyła kiedyś dwa poziomy dzielnicy Karataş. Dziś działa tak knajpka, więc znów wypiłybyśmy po filiżance, tym razem z widokiem na zatokę. Potem koniecznie Karşiyaka, dzielnica na przeciwległym brzegu zatoki. Wciąż jest tam dużo zieleni, gdzieniegdzie zachowały się też osmańskie budynki, których nie zobaczymy w centrum, bo w 1923 roku strawił je wielki pożar miasta. Wieczorem koniecznie knajpka z muzyką türku i raki – turecka anyżówka.

Ulubione słowo w danym języku

Teşekkur ederim – dziękuję. To pierwsze słowo, jakiego nauczyłam się po turecku, długo walczyłam zanim zapamiętałam, jak się je wymawia, pewnie dlatego czuję się z nim szczególnie związana.

Ale lubię też inne, zwłaszcza melodyjne słowa. Zawsze urzeka mnie też fakt, że są słowa, które po polsku i po turecku znaczą to samo: şapka, czytane przez „sz”, to nasza czapka, torba jest po prostu torbą, choć raczej taką na zakupy, bo damska torebka to çanta. Vişne to wiśnie, a choć kapusta to po turecku lahana, istnieje turecka potrawa z kapusty, która nazywa się…kapuska.

Ulubiony turecki film

„Issiz Adam”. To przejmujący dramat o mężczyźnie, który nie potrafi nawiązać głębszej relacji nawet wtedy, gdy odnajduje kobietę swojego życia. Zachwycająca jest też muzyka z tego filmu.

Nie jestem fanką seriali, ale jeśli już jakieś oglądam, to są to seriale tureckie, najlepiej te historyczne. Na przykład „Diriliş Ertuğrul” to serial o początkach osmańskiej państwowości. Nie mamy tu jeszcze sułtanów, tylko tureckie ludy, które najpierw ze sobą walczą a potem się jednoczą. Serial nie był wyświetlany w Polsce, być może przez bardzo istotne wątki dotyczące islamu, ale można go obejrzeć w Internecie, a grupy fanów stworzyły nawet polskie napisy. W Turcji serial był tak modny, że nawet politycy z prezydentem na czele, wizytowali plany zdjęciowe.

Ulubiona książka z Turcją w tle.

Ostatnio więcej sama o Turcji piszę niż czytam, ale szczerze polecam książkę Ece Temelkuran „Turcja, obłęd i melancholia”. Autorka idealnie pokazuje przemiany polityczne i społeczne ostatnich lat i łatwej można dzięki niej zrozumieć co się w Turcji aktualnie dzieje i dlaczego. Ja próbowałam wyjaśnić to polskim czytelnikom we „Wróżąc z fusów”. Nakładem wydawnictwa Czarne ukazał się też reportaż „Słodko gorzka ojczyzna” Necli Kelek.

Ulubiona turecka piosenka/ zespół/ muzyk

Nie jestem w stanie wymienić jednej piosenki. Lubię turecki pop w ogóle, piosenki są melodyjne i mają na ogół niegłupie teksty. Do serca trafia mi jednak najbardziej türku czyli coś, co można nazwać tradycyjną turecką muzyką ludową. Jest bardzo przejmująca. Kiedyś kupiłam sobie nawet bağlamę – tradycyjny instrument strunowy, taki rodzaj bałałajki, z myślą, że nauczę się grać, ale na razie robi ona za dekorację, a ja słucham i podśpiewuję, ale sama nie gram.

Co musimy wiedzieć, żeby poznać i zrozumieć to miejsce?

Czasem wydaje mi się, że tego kraju nie da się zrozumieć, trzeba go po prostu pokochać. Jest jednak kilka rzeczy, które pomagają się w nim odnaleźć.

Warto pamiętać, że choć w Turcji większość stanowią wyznawcy islamu, jest to kraj świecki. Kobiety nie muszą się zakrywać, jeśli nie chcą, mężczyźni nie mogą mieć trzech żon. Ostatnio władza co prawda zmieniła nieco kierunek i religia jest bardziej niż kiedyś obecna w życiu publicznym, ale nie jest to żaden kalifat ani państwo wyznaniowe.

Kolejna sprawa to narodowy bohater, Ataturk – ten który z upadającego Imperium Osmańskiego uczynił republikę. Jego zdjęcia zobaczymy wszędzie i prędzej czy później rozmowa z Turkiem zejdzie na temat Ataturka i tego, jak “wielkim człowiekiem był”. Ataturka lepiej nie obrażać. I nigdy, przenigdy nie wolno nazwać Turka Arabem, to niestety często zdarza się naszym rodakom. Tym czasem to trochę tak, jakby Polaka nazwać, bo ja wiem? Rosjaninem. Poza tym wystarczy się przyzwyczaić do faktu, że Turcy są żywiołowi i mówią głośno, czasem prawie krzyczą. To nie znaczy, że są na nas źli, po prostu tak mają.

Porozmawiajmy o kuchni

Co jadasz na śniadania? Pokaż proszę zdjęcie swojego śniadania

Tureckie śniadania to absolutne mistrzostwo świata. Na stół wyjeżdża cała zawartość lodówki: sery, reçel – płynne konfitury o różnych smakach, plastry miodu, menemen – rodzaj jajecznicy z warzywami, pieczywo, oliwki, herbata. W Turcji proszę koniecznie wybrać się do jakiejś restauracji na śniadanie, one są naprawdę zachwycające.

Powiedz coś o lokalnej kuchni. Podaj jakiś fajny przepis, który możemy wykorzystać w domu

Ludziom często wydaje się, że turecka kuchnia to głównie kebab. Jest to tylko część prawdy. Oczywiście rodzajów kebabu, dönera i innych mięsnych potraw jest tyle, ile tureckich prowincji, ale dominują jednak potrawy z warzyw, których są tu nieprzebrane ilości. Tu nie jest tak, jak u nas, że w sklepie jest tylko jeden rodzaj papryki. Tu są ich dziesiątki, każda używana do innej potrawy!

Ciekawe jest też to, że restauracje specjalizują się w określonych potrawach. Na köfte – wołowe kotleciki mielone idziemy do „köfteci” – speca od ich wyrabiania. Na rybę do „balik evi”, w innym miejscu zjemy kebab, a w innym warzywa na oliwie z oliwek. Ja jestem wielką fanką meze – tureckich przystawek. Uwielbiam zupę z soczewicy i grubą fasolę z pomidorami, nie jestem fanką kokoreç – flaków w bułce.

Moje serce skradła fawa, pasta lekko podgotowanego bobu. Bób blendujemy z odrobiną czosnku, soli i oliwy z oliwek. Posypujemy koperkiem i odstawiamy do lodówki. Robimy małe zagłębienia w masie i wlewamy w nie jeszcze trochę oliwy z oliwek. Pycha.

Organizujesz przyjęcie dla znajomych. Co najczęściej podajesz i jak ich gościsz?

Szczerze mówiąc ze znajomymi najczęściej wychodzimy do miasta, a jeśli już goszczę Turków u siebie podaję coś polskiego, z tym, że bez wieprzowiny. Oni co prawda są bardzo przywiązani do swojej kuchni, ale z grzeczności próbują i naszych specjałów, choć pamiętam, że barszcz niezbyt im smakował.

Ulubiona restauracja

Wszystko jedno, byle by serwowała iskender döner –  mięso na pieczywie  z sosem pomidorowym i jogurtem, polane ciepłym masłem. Niebo w gębie.

Pani ze zdjęcia prowadziła maleńką przydrożną knajpkę w jednej z wiosek na zboczach gór Taurus w prowincji Antalya. Potrawa którą przyrządza to gözleme. Ni to zapiekanka, ni to pieróg, taki placek, który w środku może mieć przeróżne nadzienie. Osobiście najbardziej lubię gözleme nadziewane ziemniakami lub białym serem.

Pani parzy kawę tradycyjnym sposobem, czyli w rozgrzanym piasku, nie jest to jednak najczęściej spotykany sposób, w domach parzy się w takim tygielku ale na gazuie a w kawiarniach rozpowszechnione są…ekspresy do kawy po turecku 🙂 Zdjęcie zrobione w miejscowości Sirince w prowincji Izmir

Kolejne zdjęcie to “kawiarniana” uliczka na Kemeralti jednym z najstarszych bazarów w Izmirze. Tam w każdej knajpce jest ktoś, kto “profesjonalnie” wróży z fusów a kelnerzy na ogół już serwując kawę pytają, czy klientów, czy będą chcieli, aby im powróżono.

Lifestyle

Jak spędzasz wolny czas?

Najchętniej z przyjaciółmi w knajpce z muzyką na żywo. Albo po prostu spacerując po nadmorskiej promenadzie w dzielnicy Bostanli.

Gdzie robisz zakupy?

Nie ma lepszego miejsca na zakupy niż turecki bazar. Są też oczywiście w Izmirze centra handlowe, więc jeśli już koniecznie muszę iść do jakiejś sieciówki, to idę, ale na ogół pozostaję wierna bazarowi w Bostanli, bo tu po prostu wszystko jest, od jedzenia, przez ciuchy po kosmetyki i wszystko, co potrzebne do domu. Między straganami biegają sprzedawcy herbaty, przed bazarem zawsze jest tłum sprzedawców wody. Ja uwielbiam taki klimat, ale jeśli ktoś nie lubi tłumów to nie polecam. Drugim takim miejscem w Izmirze, które koniecznie trzeba odwiedzić, jest bazar Kemeralti. Niektórzy mówią, że to serce Izmiru i coś w tym naprawdę jest. Tu można kupić nawet suknie ślubne i złoto. To jeden z najstarszych bazarów w Turcji, wpisany ostatnio na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ma wiele tajemniczych zakamarków, istna ulica Pokątna!

Czy czujesz się Turczynką?

Zawsze się śmieję, że urodziłam się nie w tym kraju co trzeba. Mam kilka tureckich koleżanek, które nie znoszą klimatu panującego w swoim kraju. Chodzi i o pogodę, i o sposób życia. A ja się tu czuję jak ryba w wodzie. Oczywiście wiele spraw mnie drażni, wkurzam się czasem, ale nigdy na tyle, by z tej Turcji zrezygnować.

Jaki masz kontakt z lokalnymi mieszkańcami

Turcy są bardzo rozmowni i towarzyscy, nawet gdy nie znasz języka będą najprawdopodobniej próbowali zagadać. Gdy już poznasz język jest jeszcze ciekawiej. Dla reporterki to istny raj, tyle ciekawych historii, które potem można opisać!

Trzy słowa, którymi określisz to miejsce

To mój raj.

Reklama