Natasza Urbańska: to nie jest moje ostatnie słowo!

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Sprawiasz wrażenie człowieka czynu, osoby pełnej energii, która zawsze coś robi, działa. Jak się czuje ktoś taki w styczniu 2021?

Człowiek czynu? Jeszcze nie słyszałam o sobie tego określenia, ale to bardzo miłe i dobrze brzmi. Rzeczywiście, to jest trudny czas dla nas wszystkich, dla całego świata. Pandemia zdaje się nie mieć końca. Brak konkretnych informacji powoduje zamęt i niechęć do czegokolwiek. Ale ja, na przekór tej niechęci – i też aurze, jaką mamy za oknami – staram się mobilizować artystycznie. To mi daje  siłę na przetrwanie, psychiczne i fizyczne też. Zachęca do dbania o siebie, do pracy nad sobą. Jako artystka występująca w teatrze, grająca koncerty, w każdym momencie muszę być gotowa wyjść i zaśpiewać, dlatego muszę być w dobrej kondycji wokalnej, fizycznej, nie wyobrażam sobie inaczej. Po prostu dobrze się czuję, jeżeli codziennie poćwiczę. Jednak najbardziej mobilizuje mnie tworzenie, moja praca – gdyby nie ona, pewnie dużo ciężej bym znosiła ten trudny czas. Jestem w trakcie promocji mojej płyty, którą tworzę wspólnie z Sampler Orkiestra.

Pracę nad nią zaczęłaś jeszcze przed pandemią?

Do studia weszłam, żeby nie skłamać, ponad rok temu. A może jeszcze wcześniej? Nie, źle liczę: to już dwa lata!

 
Reklama

Mi się też myli 2019 z 2020. Ubiegłego roku jakby nie było.

To prawda. Do studia weszłam, kiedy wszystko jeszcze normalnie funkcjonowało. W takim fajnym tempie nagraliśmy ten materiał, dało mi to poczucie, że wreszcie mam szansę realizować siebie. I wtedy bach, pandemia. Pomyślałam: „To co, staniemy? Co ze mną?” I na przekór wszystkiemu powiedziałam „nie”! Działamy, dogrywam, kręcimy teledyski, dzieje się. I to mi sprawia ogromną radość i mam poczucie satysfakcji,  że się nie poddałam. Będzie jak będzie, ale ja muszę przetrwać.

Zmieniłaś znowu wizerunek, tym razem look przywodzi na myśl Davida Bowie…

Taki był plan!

Ciągle wymyślasz siebie na nowo. To są wszystko wcielenia równie prawdziwe, związane z tym, że się rozwijasz i jesteś coraz bogatszą osobą?

Dla mnie najważniejsza jest droga. Ludzie, których poznaję podczas mojej drogi artystycznej i każdej innej. Przez te lata uświadomiłam sobie jak ważni są ci, dzięki którym mogę rzeczywiście iść dalej. Doświadczam po drodze wielu rzeczy. Są porażki, z których wysnuwam refleksje ale są też sukcesy. Są trudne dni, miesiące, lata pracy nad czymś. Mam względem swojego zawodu pokorę, ogromny szacunek dla ludzi, z którymi współpracuję. Bardzo trudno jest znaleźć dobrego człowieka na swojej drodze.  Mnóstwo było „wspaniałych” ludzi, którzy życzyli mi „dobrze”, a potem okazywało się, że jest zupełnie inaczej. Przebrnęłam przez to. Walczę, staram się być coraz bardziej asertywna. Dostaję czasami po “głowie”. Dziś mam wokół siebie ludzi, którzy bardzo mnie wspierają, wierzą we mnie, to daje mega siłę! To jest moja rodzina, mój manager, muzycy, bliscy współpracownicy, którzy towarzyszą mi od lat. Trzymamy się ze sobą, wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. To mnie buduje jako człowieka i daje siłę na przetrwanie różnych zakrętów.

Mówiłaś o asertywności. Ja sama chyba jakoś po trzydziestych urodzinach zaczęłam rozumieć, że to jest cecha niezbędna, żeby przetrwać w dobrej kondycji psychicznej. Ale czasami trudno jest być asertywnym i nie być postrzeganym jako ktoś niemiły. Obejrzawszy wiele twoich rozmów odniosłam wrażenie, że jesteś osobą niezwykle kulturalną, także dla ludzi, którzy na to niekoniecznie zasługują. Czy masz ochotę być czasami troszkę mniej miła?

Ja zostałam tak wychowana, szacunek i wyrozumiałość to podstawa, może jest jej czasami zbyt wiele, ale inaczej nie potrafię. Wszystkie projekty, w których brałam udział jako artystka na scenie, prezes marki modowej pozwalały mi uczyć się pracować z ludźmi. Nie jestem typem, który znika albo krzyczy, jak coś nie gra. Jestem dyplomatką, daję szansę i pracuję  z ludźmi tak, żeby towarzyszyła nam dobra energia. W swoich autorskich projektach jestem konkretna, nastawiona na własną samodzielność i niezależność. I na tym polu dojrzałam. Przyszedł moment, że wiem co chcę robić i będę o to walczyć. To ja dokonuję tych wyborów. Buduję sobie swoją ścieżkę artystyczną, to jest fajne. Pytasz, czy chciałabym być bardziej niegrzeczna…Nie muszę.

Taki wizerunek dla mnie wyłania się z twoich dwóch ostatnich klipów, które krążą w sieci od kilku miesięcy. Mnie szczególnie podoba się „Ile” z tekstem Tego Typa Mesa. Taka trochę ostrzejsza, współczesna poezja. Mam wrażenie, że dobrze się w tym wcieleniu czujesz.

Jestem zachwycona naszą współpracą i ogromnie wdzięczna za ten piękny tekst, bo on oddaje całą Nataszę, której nikt wcześniej nie poznał. Dla mnie to jest też bardzo odkrywcze i bardzo osobiste. I dzielę się tym! To jest  ważny moment w mojej karierze. To nie jest tak, że teraz całkiem opuszczam gardę i wpuszczę ludzi wszędzie, ale muzycznie zdecydowanie tak, otwieram te drzwi. Nieuchronne” to autorski tekst i przełomowy moment, na który jeszcze parę lat temu nie byłam gotowa. Musiałam do tego dojrzeć, wyciągnąć sobie to z głowy. Do tej pory jako artystka w teatrze muzycznym byłam jedynie  wykonawcą, odtwórcą. W teatrze daje się swoją energię, swoją interpretację, ale czyjegoś tekstu. Moja pierwsza płyta dała mi zalążek poczucia, że jako artystka mam się czym dzielić.  Dużo tam tęsknot, dużo obserwacji życia, ludzi i tego co się z nami dzieje. Mówię o tym, kim jestem jako kobieta, jako człowiek i artysta w tym przyspieszającym świecie.  O człowieku, który próbuje w tym szukać prawdy, ważnych rzeczy i stawia czoło trudnym momentom.  Staszek i Paweł z Sampler Orchestra otworzyli przede mną świeży muzyczny świat, a ja sięgnęłam po bluesa, który jest mi bardzo bliski, jeszcze od lat młodzieńczych, kiedy to tata we mnie zaszczepił miłość do takiej prawdziwej muzyki. Ta mieszanka tworzy jedną spójną całość w bardzo nowoczesnym brzmieniu. Proponuję zupełnie inną estetykę niż ta, z którą jestem kojarzona.

Jesteś w mediach „panią od musicalu”, performerką i perfekcjonistką, która jest zawsze idealnie przygotowana do roli. A tutaj jest jakaś dzikość i ryzyko. Kiedy pokazujesz to swoje „muzyczne dziecko” publiczności, to się boisz, czy masz w sobie ten spokój, że cokolwiek się wydarzy, to ty jesteś z tego zadowolona?

Ja sobie zdaję sprawę, że to jest bardzo ostry zakręt stylistyczny dla mnie jako artystki i dla moich widzów też. Pokazuję siebie na nowo. To ona ma grzywkę? Już nie śpiewa tanecznych rzeczy? To wszystko już było i było świetne. W żadnym razie nie wymazuję tego gumką, jestem z tego wszystkiego ogromnie dumna i fajnie, że to wszystko zrobiłam, bo to mnie budowało, rozwijało jako artystkę. Ale przychodzi moment kiedy chcesz zaryzykować. Ja zaryzykowałam. Zdaje sobie sprawę, że to będzie trudne, ale do odważnych świat należy. I to jeszcze nie jest moje ostatnie słowo! Nie chcę stać w miejscu, chcę próbować nowych rzeczy, wykonywać te ostre zakręty, bo kiedy, jak nie teraz? Tym bardziej, że dobrze się czuję w tej stylistyce i daje mi taką energię, że nie mogę się doczekać koncertów na żywo!

Trzymam kciuki, żeby było gdzie z tym występować, bo na razie zostają zdalne spektakle, wizyty w telewizji, występy na YouTube i chyba tyle… To musi być bardzo frustrujące.

To jest trudny moment dla nas wszystkich. Widziałam, że niektórzy planują trasy na wiosnę, ale jak to będzie – nie wie nikt. Czekamy na informacje, kiedy wszystko ruszy. Występując w Teatrze Buffo, wraz z artystami mamy szansę przynajmniej raz, dwa razy w miesiącu zagrać spektakle online. To jest cała logistyka, kamery, platformy internetowe.  Zupełnie inna sytuacja niż do tej pory, bo to nie widzowie przychodzą do nas, do teatru, ale my pojawiamy się w domach naszych widzów

Ze sceny nie czuć ich energii, reakcji.

Pierwszy spektakl online to było dla mnie coś niebywałego. Przyzwyczajona do tego, że jak jesteśmy za kulisami to tylko delikatnie zerkam na publiczność, żeby nikt nas nie zauważył…a tam jest pusto. I potem ten moment, kiedy zaśpiewałaś, kończy się piosenka i… cisza. No nie. Są  kamery, wszystko idzie na żywo, ale nie ma tej energii, bo nie ma widowni. Właśnie tej magii, która jest tu i teraz podczas  koncertów na żywo brakuje nam najbardziej. To jest nie do zastąpienia przed kamerą. Ale wspaniale, że możemy się łączyć, że technologia jest tak rozwinięta. Jeszcze parę lat temu pewnie rozłożylibyśmy ręce.

Zamknęlibyście się na cztery spusty.

I siedzielibyśmy, zamknięci. Teraz możemy się łączyć z widzami i dzielić energią, która w nas drzemie. Cieszymy się z każdego kroku na scenie i każdego kostiumu, który możemy założyć, kiedy możemy wspólnie zagrać, zaśpiewać. Kiedyś mieliśmy po 40 spektakli miesięcznie, teraz ten jeden to dla nas święto.

Może to taka próba generalna przed emeryturą?

To już?!

Jeden spektakl w miesiącu.

Zasłużona dla kultury, jeden zagrała i siedzi w domu.

Jeszcze nie czas na ordery.

Mam nadzieję, że do emerytury jeszcze ho ho. A tak naprawdę to liczę, że nigdy na nią nie przejdę! To zależy tylko ode mnie, więc zobaczymy, jak to wszystko będzie się układać. Na razie energii mi starcza, pozytywne myślenie przede wszystkim.

W zeszłym roku z okazji Dnia Matki wraz z mężem nagraliście recital u was w domu. Oprócz wspaniałych piosenek ujęła mnie energia tego nagrania, widoczna w nim czułość, łagodność. Pandemia negatywnie odbija się na relacjach, ludzie są  zmuszeni do funkcjonowania ze sobą w sytuacjach, których wcześniej nie znali. Wiele par wychodzi z tej próby na tarczy. Wy dajecie radę?

Ten czas nas niesamowicie wzmocnił. Uświadomiłam sobie, jak dobrze na siebie działamy, jak potrafimy się uzupełniać. Przechodziliśmy już przez taki trudny moment, kiedy po „Przebojowej Nocy” zaczął się straszny hejt. Te ataki z każdej strony niespodziewanie nas wzmocniły. Teraz też jest trudny czas, Nie wiemy jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość, ale staramy się ją zaplanować, bo czas nie stanął, wszystko idzie do przodu, a my walczymy dalej . Ważne jest to, że potrafimy się  uspokajać nawzajem. Wzmacniamy się jak ze sobą współgramy, to ujawnia się właśnie w takich kryzysowych momentach. Poza tym nasza córka nam daje ogromny potencjał miłości.

Mimo nauki zdalnej? Rodzice dzieci w wieku szkolnym odchodzą już od zmysłów…

To jest rzeczywiście dość koszmarne. Każdy rodzic dobrze wie, jak bardzo dzieci są tym zmęczone i  zniechęcone. Moja córki mówi: Ja chcę wrócić do szkoły, do przyjaciół. Ona tak tęskni za tymi dzieciakami! I te restrykcje, że może wyjść z domu dopiero po 16, kiedy już jest ciemno. Teraz walczę z buntem pt: „Nie włączam kamerki”.

Pani na wszystko patrzy.

I to jest jakieś nieludzkie, tak trudne dla nich. Ja to widzę. Jestem z nią podczas tych lekcji, słucham, jak mogę to pomagam, ale niechęć jest ogromna. Jak dziecko kończy lekcje to chce się przynajmniej na social mediach z tymi przyjaciółmi spotkać, więc w efekcie ona cały dzień siedzi w telefonie. Zabieram go, mówiąc że za dużo, a z drugiej strony widzę, że ona potrzebuje tego kontaktu. My, dorośli sobie jakoś poradzimy, ale dla dzieci to naprawdę trudny czas. Próbuję jej to jakoś wynagradzać.

Są jasne strony?

To też nasz czas spędzony razem. My się jako rodzina wzmocniliśmy i poznaliśmy siebie, pod tym względem naprawdę to był fajny czas. Teraz jest trudno, bo zamknięcie trwa niemal rok i wszyscy mamy dosyć. Ale wierzę, że będzie dobrze.

W czasie pandemii wiele osób znalazło sobie nowe hobby. Bonsai, japoński masaż twarzy…

Też próbowałam!

Macie to szczęście, że mieszkacie w domu z ogrodem. Patrzę na twój nienaganny manicure i się zastanawiam: czy hodujesz swoje warzywa?

Mamy zimę, ziemia jest zamarznięta, rewitalizuje się i odpoczywa przed wiosną. Ale niech cię nie zmylą moje pazurki, jestem ogrodnikiem! Nożyce to mój sprzęt na wsi.

Nawozisz?

Kompostuję. [śmiech] Tak, mamy ekologiczne gospodarstwo, mamy naszego zaufanego pracownika Pawła, który pomaga nam w ogarnianiu tego wszystkiego. Bo to nie jest tylko ogród, – to są pola ziemniaków, buraków, marchewki, cebula…

Czyli jesteście samowystarczalni, przygotowani na apokalipsę.

Tak jest. Zamykamy bramę i jesteśmy samowystarczalni. Mamy swoje kurki, zwierzęta. Wszystko powstało z myślą o Kalinie, żeby od małego nie jadła mięsa z antybiotykami czy sztucznie wychodowanych roślin. W grójeckim okręgu, gdzie mieszkamy, łatwo odnotować ile razy te jabłuszka muszą być nawożone, żeby były ładne i czerwone, i słodziutkie. A my mamy swoje jabłonie, stuletnie, i nasze malutkie, często z robaczkiem, jabłuszka. Bardzo to sobie cenimy i o to dbamy. Na początku był mały ogródek, ale się wkręciliśmy i nagle się rozrosło do obecnych rozmiarów. Dla mnie to wszystko było nowe, bo jestem dziewczyną z Warszawy i  wydawało mi się, że nigdy tej Warszawy nie opuszczę, nie zamienię na wieś. Ale teraz mamy dwa swoje miejsca: jedno, gdzie realizujemy projekty jako artyści i drugie, gdzie możemy odpoczywać w zupełnie innych warunkach. I to jest wspaniałe.

To ja ci życzę, żeby ogród zdrowo rósł, żeby na wiosnę wszystko rozkwitło, żeby robaczków było mało. No i żeby teatr się otworzył, a płyta z sukcesem wydała.

Wydała, sprzedawała i żebyśmy mogli grać w końcu na żywo koncerty, bo bardzo tęsknimy.

Trzymamy kciuki i ogromnie ci dziękuję, że byłaś z nami.

Bardzo mi miło. Dzięki.

 

wywiad: Anna Tatarska
foto: Łukasz Dziewic
stylizacja włosów: Bartek Janusz
stylizacja: Bartek Indyka
makijaż: Anna Stelmaszczyk Chopard’d (wywiad), Gabriela Mossakowska (sesja zdjęciowa)

Reklama