Żyjemy w takich czasach, że niewiele rzeczy jest nas w stanie zaskoczyć, zdziwić lub przynajmniej sprawić, że wyraz twarzy wygnie się w grymasie „co?”. A’propos mimiki. Ostatnimi czasy doświadczam boleśnie na swojej skórze bezsenności. W związku z powyższym, kiedy nad ranem udaje mi się już zamknąć oko, niespodziewanie dzwoni budzik i tonem rozkazującym wyrzuca mnie z łóżka. Wówczas jedynym sposobem powrotu do żywych jest mocna kawa i bodźce zewnętrzne w postaci telewizji śniadaniowej.
Kiedy zasiądę już przed telewizorem z ogromnym kubkiem smolistej kawy i Dorotą Wellman na ekranie, doznaję tego uczucia, które hipsterska młodzież dosadnie zaznacza mówiąc: „what the fuck”? Otóż gościem programu jest kobieta, która porzuciła swoje dotychczasowe nudne zajęcie i postanowiła się przebranżowić na joginkę twarzy! Nie to było dla mnie zaskoczeniem, gdyż staram się być światłym człowiekiem, który z niejednego pieca chleb jada i o takowej jodze słyszał już nie raz. Zdziwiło mnie jednak to, że same ćwiczenia nie spowodują z moją twarzą efektu młodnienia imienia Krzysztofa Ibisza. Owa joginka zakazała mi spać na boku, ponieważ moja twarz wygina się, co powoduje nieodwracalne kaniony zmarszczek. Pokazała widzom przed telewizorami działanie puchowej poduszki atakującej facjatę w sennych uniesieniach, wykorzystując do tego Panią Elwirę – żywą modelkę.
Wizja mojej bezsenności połączona z brakiem możliwości wtulenia się w puchową poduszeczkę pozycją boczną ustaloną przeraziła mnie tak bardzo, że chłonąłem słowa joginki niczym Luke Skywalker słowa mistrza Jody. I nastąpiło wybawienie! Joginka uspokoiła wszystkich fanów bocznych snów i wyciągnęła poduszkę przeciwzmarszczkową. Jestem uratowany. Od razu zamówiłem sobie taką przeciwzmarszczkową poduszkę, do której dostałem w promocji samoprasujące się spodnie, wszystko za darmową wysyłkę, która sama przyniesie się do domu i, co więcej, sama się rozpakuje. A zapłaciłem za to wszystko najnowszą metodą telepatycznego przelewu. Uwielbiam ten nasz świat przyszłości.