Po co?

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Tak zwana gawiedź chętnie takie historie pochłania, bo przecież kroniki medyczne półżywych interesują innych, co najmniej tak jak kroniki towarzyskie żywotnych salonowo, bo i wzruszyć się można i pocieszenie znaleźć, że jednak jeszcze daleka perspektywa upadku, skoro inni już mają gorzej. No i zazdrościć nie ma czego, bo kto by tam czas na choroby marnował.

Z tego miejsca przepraszam Redaktora Bryndala, iż posądzałem go o tak niewysublimowane zamiary, w dodatku nieadekwatne do jego dziennikarskiego emploi i intelektualnych zainteresowań.

Mówiąc o sobie wprost: kto z kim przestaje… Widać za mało ostatnio w moim życiu tak cennych i pouczających spotkań, a za dużo telewizji śniadaniowej…

Deliberowaliśmy zatem z ów Redaktorem o tej niewyjaśnionej sile, która popchnęła nas, tak zwanych „celebów” na te wszystkie nagłówki, które tak brutalnie z biegiem czasu pozbawiały nas godności i intymności na własne życzenie w imię taniego poklasku, kiedyś górnolotnie zwanego sławą, a dziś – adekwatnie do czasów i sytuacji – parciem na szkło, a mówiąc jeszcze dosadniej próżniactwem. Z lewej kamera, z prawej druga, makijażysta, stylista, od frontu jupiter, a z tyłu catering i tak gadamy, niby to intymnie, szukając głębi w płyciźnie tematu, perorując znów o sobie i towarzyszach publicznej niedoli.

Wniosek jeden z tych wszystkich kompleksów wyziera, że chyba braw kiedyś w domu było za mało lub też nie było ich wcale, i nagle czujemy obaj jak kac w nas narasta, bo trudno jest klecić tak nieludzko bezlitosne wywody mnie, rozpieszczonemu jedynakowi, wiecznie ulizanemu matczyną nadatencją graniczącą z hipochondrią, i wiem jak bestialsko w matriarchalnych czasach to wszystko brzmi, tylko po kiego grzyba nam tyle miłości tanio kupionej u obcych, skoro w domu nigdy jej nie brakło? Po co pchamy się na te wszystkie łamy, ekrany, sceny, afisze i dlaczego nie stoimy na nich z boku, tylko zawsze od frontu, gdzie każdy pryszcz na nosie widać i głos piskliwy słychać, co myśl nielotną niesie? Oczami wyobraźni widzę czytających te słowa tak zwanych „pierwszoplanowych” parskających z niesmakiem i mogę się tu ukorzyć i głowę popiołem sypać, winę zrzucając na własne traumy, i niech me słowa w proch się obrócą, a czyny i zamiary Wasze, Szanowni Bracia i Siostry, w oklaski wyłącznie. Rzecz jasna im bardziej gromkie, tym lepsze. Dorzucam do tego stojące owacje, pochlebne recenzje, uściski dłoni, listy pochwalne, puchary, ordery i kwiecistych pochlebstw stosy. Do tego dorzucam jeszcze odrobinę światła na cały ten zgiełk – oczywiście na ten profil, który macie ładniejszy.

PS. Szanowni rodzice! W swoich domach bijcie bez opamiętania… brawa, jak najczęściej! Może tylko troszkę ciszej niż reprezentacji piłkarskiej.

Reklama