Pamiętam, jak kiedyś w przedszkolu rozmawiałam z koleżankami. Jedna z nich poruszyła temat wojny, o której ówcześnie niewiele słyszałam, zadowolona ze swojego życia w wielkiej bańce. W związku z brakiem wiedzy dostatecznej, moje niedoświadczone serducho zamarło. Na tyle, że schowałam się w kącie, za plastikowym domkiem, aby nikt niedobry się do mnie nie dostał. Dopiero po wielu rozmowach i czasie na wspólną zabawę, podczas której nie mogło zabraknąć nikogo, zepchnęłam złe myśli w odmęty niewiedzy.
I mówię Wam, to był błąd. Od tego czasu w kulisach mojej głowy nieustannie rozgrywa się wojna. Coś jak starcie ostateczne typu Godzilla kontra King Kong (tak, to się dzieje naprawdę, ale jeszcze nie wiem, kto wygrywa, pewnie przyjaźń. Albo coś więcej, wink wink). Tabletka niebieska czy czerwona. Abstrakcja czy precyzja. Gorący prysznic czy zimny? Pewnie słyszeliście o metodzie Wima Hofa. Jak bardzo dziwny jest fakt, że człowiek, pomimo wiedzy, że jest całkowicie bezpieczny i nic mu się nie stanie i tak boi się przekroczenia pewnych barier (czyt. zimnej wody). To tak jak kot, zamknięty w kółku. Albo Katarzyna w parku trampolin (mówię Wam, nie lada odwagi wymagało ode mnie przeskoczenie z jednego kwadratu na drugi).
A skoro już w głowie jednostki jawi się niezgoda, to niemożliwym jest, aby żyła zgodnie z zasadami i obcowała w pokoju z innymi. Może pracować nad podporządkowaniem sobie społeczeństwa, przenosząc swoją indywidualną wojnę na realne pole bitwy, mnożąc konflikty. Znajdzie wówczas pewne rozwiązanie problemu, bowiem zamiast „ja kontra oni” pojawi się „my kontra oni”. W swojej niezgodzie znajdzie tak dużo wsparcia, że misternie zawiązany węzeł gordyjski przez chwilę wyda się rozplątany. Co więcej, przy tak dużym poparciu, znajdzie potwierdzenie swoich wątpliwych wcześniej tez.
Czy w momencie dotarcia na szczyt osoby zaborczej i autorytatywnej wina leży w niej samej czy też społeczeństwie, którego uznanie zdobyła? Słuchając kiedyś lekcji historii, omawiane były osoby u władzy, które nie powinny się tam znaleźć. Opisywane jako „te złe, te niedobre”. Zakładając jednak, że człowiek jest istotą myślącą, to czy każda osoba głosująca na tak nie przyczynia się do wszechobecnej rozróby? Skoro człowiek jest istotą myślącą, to czy nie powinien przebić się przez szum stworzony dokoła i przez swój własny szum niewiedzy do źródła, jak trudne by to nie było? A przynajmniej spróbować.
Nie boimy się zatem zawierzać własnego losu osobie pozbawionej empatii i dobrych intencji, a boimy się wejść pod zimny prysznic. Podobnież z każdym wejściem jest prościej. Z każdym powtórzonym słowem również. A w niewiedzy siła. Hop, hop, ratunku, z misiów robią misie o bardzo małym rozumku.