Aloe Blacc: Muzyka pisana miłością

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Co wiesz o Polsce? Wszyscy tu lubimy udawać, że ludzie na całym świecie interesują się naszym krajem.

Byłem w Polsce kilka razy, w większych miastach. To były wspaniałe koncerty, wywiady. Oprócz tego, nie znam w ogóle języka, ale uwielbiam wasze jedzenie.

Mówią, że to najtrudniejszy język na świecie.

Przykro mi, ale pewnie nigdy się go nie nauczę.

 
Reklama

Nigdy nie wiesz. Może jak będziesz miał 80 lat to nagle sobie pomyślisz – hej, nauczę się jakichś polskich słówek.

Możliwe.

Na początku chciałbym Cię zapytać o ten czas pandemii. Jest to temat, którego nie możemy niestety ominąć. Jak to na Ciebie wpłynęło? Na twoją kreatywność, życie w ogólności?

Wiele zmieniło, jeśli chodzi o mój biznes. Nie wychodzę zbyt wiele, nie gram koncertów. Siedzę głównie w domu i daję koncerty z mojego studia czy garażu w ramach live streamingu. Jest to jedna z głównych zmian. Jeśli chodzi o pisanie piosenek, nie chodzę już do studia, żeby coś napisać z innymi. Robię to wirtualnie, na komputerze, z jedną lub dwiema osobami. Jest to zupełnie inaczej niż kiedyś. Nie zmienia to jednak jakości piosenek, nadal wpadamy na dobre pomysły. Jedna rzecz, którą naprawdę doceniam to fakt, że mogę więcej czasu spędzić z moją rodziną, żoną, dziećmi. Jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek.

To widać. Twój najnowszy album to All Love Everything. Widać w nim nie tylko dojrzałość Ciebie jako artysty, ale również czasy, w których się znalazłeś. Jest o miłości, oczywiście, ale także o Twoich związkach, Twoim małżeństwie, Twoich dzieciach i jak znajdujesz dla nich czas w tym najgorszym, z tego co wiemy, roku w historii. Zastanawiałem się, słuchając tego albumu, czy kiedykolwiek pomyślałeś sobie, że te dobre wibracje, które promujesz będą szeroko akceptowane w przedsiębiorstwie tak bardzo podzielonym. Myślę, że to bardzo pozytywna rzecz, ale czy kiedykolwiek miałeś jakiekolwiek wątpliwości podczas tworzenia tego albumu?

Podczas tworzenia miałem bardzo wiele różnych pomysłów, stylów i przemyśleń na temat piosenek, które chciałbym wydać. Ostatecznie, chciałem stworzyć album, który jest ekspresją miłości i współczucia, wspólnoty i więzi. Początkowo myślałem, że stworzę album o naszej relacji do technologii. Miałem już nawet kilka rozgrzebanych kawałków. Była to swego rodzaju dyskusja na temat dystopijnej rzeczywistości, na temat polegania na technologii i mediach społecznościowych. Czuję jednak, że ta dyskusja może być przełożona. Czego, jak sądzę, nie zrobiłem dostatecznie wiele to przedstawienie osobistych i intymnych relacji w mojej muzyce. Myślę, że to odpowiedni czas na podzielenie się tym. Jeśli umknie mi ten moment, gdy moje dzieci są właśnie w tym wieku, wtedy jakie to będzie miało znaczenie, jeśli zrobię to później i poczuję się w ten sam sposób? To był moment, kiedy pomyślałem sobie – potrzebuję, by ten album służył mnie. W tym sensie więc, zdecydowałem się nie publikować innych projektów. Chciałem podzielić się piosenkami o ludziach, których kocham i sposobie w jaki ich kocham.

Myślę, że to świetny album na te czasy. Pośród całego tego zamieszania, musimy oczyścić sobie głowę z całego tego depresyjnego myślenia i rzeczy takie jak miłość czy małżeństwo są wyjątkowo uniwersalne. Nie wiem czy to  niekomfortowe pytanie, ale czy jesteś osobą wierzącą?

Tak, absolutnie.

Zauważyłem bowiem wiele chrześcijańskich wartości w Twoich piosenkach. Czasami nie wiedziałem czy podmiot liryczny mówi o Bogu, czy o żonie, wydawało się to bardzo połączone.

Nie wyznaję jakiejś określonej religii czy wiary. Jest to wszystko natomiast w ramach większości monoteistycznych wierzeń, takich jak chrześcijaństwo, judaizm czy islam. Mam jednak też w sobie wiele szacunku dla wschodnich wierzeń i praktyk mówiących o społecznej moralności. Shintoizm, wewnętrzy spokój buddyzmu. Dla mnie – to wszystko jest połączone. W muzyce, którą dzielę się z ludźmi, staram się przedstawić coś najważniejszego, co najbardziej łączy te ideologie, wiary, czyli bezinteresowna miłość, bycie dobrym i nie krzywdzenie innych. To są uniwersalne motywy, ponad kwestiami etnicznymi, narodowymi czy wierzeniami.

Czy twoja zaplecze psychologiczne ze studiów jest przydatne podczas pisania? Czy daje Ci pewne unikatowe zrozumienie człowieczeństwa? A może pozwala Ci lepiej rozumieć samego siebie?

Cóż, nie wiem czy jest to serce mojego pisania. Studiowałem psychologię, ponieważ interesowało mnie to, nie powiedziałbym, że jestem ekspertem. Kiedy piszę, możliwe, ze odnoszę się do czegoś, czego nauczyłem się w szkole. Czuję jednak, że jest to bardziej to, co zaobserwowałem w moim życiu, interakcje z fanami, przyjaciółmi, rodziną czy moją wspólnotą – wszystko to, do czego się odnoszę, na co reaguję, co projektuję. Nie jest to podejście akademickie. Myślę, że jedną z rzeczy, które doceniam w kwestii moich studiów to fakt, że rozpoznaję w tym muzycznym biznesie pewne motywy psychologiczne. Wściekłość, lęk, nienawiść, depresja, żal – wszystkie te motywy są zawsze obecne w naszych mediach, w muzyce, w filmie. Są to bardzo stresujące elementy, które musimy absorbować. Musimy zadbać o siebie i znaleźć jakieś wyjście z tych komunikatów. Mam nadzieję, że moja muzyka może być jakimś wyjściem.

Jest jeszcze jeden aspekt Twojej pracy, który doceniam. Twoja muzyka jest dość skomplikowana. Nie jest to klasyczny zestaw dominanta, subdominanta i znowu dominanta. Nie jest to podstawowa struktura. Widać w tym wpływy jazzu i r&b. Jak więc pracowało Ci się z takimi dj-ami jak Avicii na ten przykład? Jak to jest produkować muzykę pop? Nie mówię, że jedno jest lepsze od drugiego, ale zastanawia mnie jak dla artysty, który tworzy wielowarstwową muzykę, wygląda praca nad prostszymi projektami.

Lubię tworzyć muzykę, która jest jak jazda na rollercoasterze. To, w jaki sposób działa kolejka to element zaskoczenia. Kiedy już nie zaskakuje, przestaje być zabawna. Zauważyłem, że im więcej elementów jest w piosence, im więcej niespodzianek, tym więcej ludzie mogą się nauczyć podczas słuchania utworu. By zrobić to dobrze, trzeba ukryć to w produkcji. Lubię tworzyć utwory, które mają co najmniej 5 części. Są to wers, przed-refren i refren – te trzy części zawsze możemy znaleźć w większości utworów. Ja natomiast lubię mieć także bridge, czyli czwartą sekcję i jeszcze specjalną część, taką jak intro czy outro albo post-refren. W I need a dolar mamy intro, refren i wers. Mamy także przed-refren i post-refren. Jeśli podczas wykonywania danego utworu, każdą część zrobimy nieco inaczej, wzmacnia to przejażdżkę rollecoasterem. Ludzie mówią: to brzmi znajomo, ale nie spodziewałem się tego skrętu. Wszystko dzieje się podświadomie. Słychać to wyjątkowo dobrze w I need a dolar. Co cztery wersy dzieje się coś innego i nic nie jest takie samo. Pięknem współpracowania z prawdziwymi muzykami jest to, że dosłownie nic nie dzieje się nigdy tak samo. Jeśli używasz komputera to jest to trochę na zasadzie kopiuj/wklej, te same dźwięki są ciągle powtarzane do momentu aż ucho i każde włókno w Twoim ciele poznaje, że to brzmi tak samo. Jeśli robisz to z żywymi muzykami – jest inaczej za każdym razem. Dźwięk jest zupełnie inny przy każdym odsłuchu. Słuchacz to doceni. Widownia to doceni.

Jest także pewien klimat Franka Sinatra w Twojej muzyce, który bardzo mnie urzekł. Zobaczyłem Twój koncert – Live at Made, jest bardzo popularny. Jest to swego rodzaju elegancja ery swingu, która jest wyjątkowo interesująca i zastanawiałem się, czy kiedyś chciałeś pójść może w tym kierunku? Jest to częściowo widoczne w Twojej muzyce, ale mam wrażenie, że nie poszedłeś z tym na całość.

Mam cały projekt z 2004 roku, który nigdy nie ujrzał światła dziennego i jest to bardzo mocno inspirowane głosami Nata King Cole’a czy Franka Sinatry, ale to nie są te piosenki. To zupełnie inny styl pisania. Kiedyś do tego wrócę, może pod koniec roku. Dla mnie, śpiewanie tych standardów w sposób, jaki to robił Sinatra jest dość proste. Uwielbiam je. Uwielbiam Sinatrę, Dean’a Martina, Sammy’ego David Jr, ale jest inny sposób, by to robić, jeśli chodzi o aranżację. Tym właśnie chciałbym się podzielić, czymś zupełnie nowym.

Co zatem planujesz z nimi zrobić?

Wciąż jestem Aloe Blacc – piosenkarz soul, artysta pop i myślę, by użyć do tego jakiegoś aliasu. Może Aloe Blacc Presents, zupełnie nowego imię i koncept. Rozmawiałem o tym z jednym z moich przyjaciół, artystą graficznym, który tworzy niesamowite pod względem wizualnym światy i chciałbym podzielić się z nim moją twórczością, abyśmy mogli stworzyć nie tylko utwory, ale całą historię do muzyki. Byłoby to wtedy wydane raczej jako krótki film, aniżeli album. Nie tylko muzyka będzie zupełnie nowa, ale będzie ona związana ze sztuką wizualną i historią.

Cóż, intertekstualność jest zawsze interesująca, toteż czekam z niecierpliwością. Jako już ostatnie pytanie chciałem zapytać, gdyż pracujesz z fundacjami zajmującymi się malarią na całym świecie, co jest tak interesującego i ważnego w tym problemie, że postanowiłeś się tym zająć?

Myślałem dużo na temat tego, co najlepszego mogą zrobić w świecie z moim głosem i statusem celebryty. Dowiedziałem się wówczas, że fundacja Malaria no more pracuje ciężko nad polepszeniem życie najbiedniejszych ludzi cierpiących na chorobę, z którą można walczyć i którą można wyleczyć, jeśli włoży się w to odpowiednią ilość wysiłku. Kiedy zaczynałem z nimi pracować, dziecko ginęło na malarię co 60 sekund. Po kilku latach pracy, obniżyli śmiertelność tej choroby o połowę. Ratowanie życia jest dla mnie niezwykle ważne. Używam głosu w wielu różnych aktywnościach i wydarzeniach, ale wysiłki, jakie wkładam w walkę z malarią zawsze były ogromne. Oczywiście, powstają nowe choroby, którymi musimy się przejmować i łamie mi serce fakt, że atencja świata nie może być wszędzie cały czas. Obecna pandemia jest jednak warta naszej stuprocentowej uwagi.

Dziękuję zatem za twoją pracę i muzykę. All Love Everything – znajdziecie ten album prawdopodobnie wszędzie, gdzie słuchacie muzyki. Aloe Blacc był dziś naszym gościem – dziękuję bardzo, to była przyjemność.

Dziękuję również.

Reklama

Rodzice chcieli żebym był prawnikiem, nie fryzjerem | Tomasz Schmidt

Rafael Grieger ponownie zawitał na naszą platformę z kolejnym odcinkiem programu #TheCultureOfTotalBeauty.Tym razem jego gościem jest Tomasz Schmidt – właściciel renomowanego salonu fryzjerskiego w Poznaniu. Porozmawiamy o pierwszych krokach w branży, posiadaniu własnego salonu i zespołu. Czy była to łatwa droga?

Dzięki Puppy Jodze pieski znajdują nowe domy | Wioleta Jusiak

W najnowszym odcinku naszego programu mieliśmy przyjemność gościć Weronikę Jusiak – założycielkę studia jogi „4 łapy na macie”, który łączy miłość do zwierząt i pasję do jogi. Rozmawialiśmy o tym, jak joga może pozytywnie wpłynąć na relację między człowiekiem a jego pupilem oraz o niesamowitej filozofii stojącej za projektem.