Magdalena Różczka: Wyjątek potwierdza regułę

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Lata dwutysięczne wystrzeliły ją na gwiazdorski firmament. Bo kto nie pamięta takich hitów, jak „Lejdis”, „Rozmowy nocą” czy „Idealny facet dla mojej dziewczyny”. Potem były m.in. role w „Listach do M.”, „Po prostu przyjaźń”, wzruszających „1800 gramów” czy „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”. Regularnie pojawia się w popularnych serialach. Sławę przyniosła jej rola Aldony Ginko-Ryś w rozmaitych odsłonach „Oficera”, potem były m.in. „Czas honoru”, Usta usta”,,Lekarze”. Aktualnie można oglądać ją na TVN w „Tajemnicy zawodowej”, gdzie wciela się w Julię Żurawską, prawniczkę usiłująca zachować profesjonalizm w czasie osobistego kryzysu. Mało bywa, starannie chroni swojeżycie osobiste przed fleszami aparatów. Jej wielką pasją są działania charytatywne i to o nich ambasadorka dobrej woli UNICEF mówi głośno najchętniej.

 

Spotykamy się z okazji premiery serialu „Tajemnica zawodowa”. Zdjęcia powstawały już w pandemii. Jak pracuje się na planie, kiedy niespokojna sytuacja wokół nie sprzyja koncentracji?

Pierwsze co ciśnie mi się na usta to to, że każdego dnia czułam wielkie szczęście i wdzięczność. Wszyscy wokół narzekali, że pracy nie ma albo muszą ją zmieniać, było naprawdę ciężko. Tymczasem my, szczęściarze, dużo pracowaliśmy. Z nadzieją, że jutro też będziemy mogli przyjść do pracy, bo to zawsze było pod znakiem zapytania. Codziennie mierzona gorączka, bardzo często robione testy. Trudny czas.

Dla aktora to dodatkowe utrudnienie. Bariera przy wchodzeniu w rolę, kolejny rozpraszacz skupienia, potrzebnego, żeby zbudować postać.

Na pewne rzeczy mamy wpływ, a na inne nie. Wiadomo, że cała ekipa chodzi w maseczkach od rana do wieczora, a aktorzy nie mogą. Ja postanowiłam udawać, że nie ma tego zagrożenia i po prostu sobie grać tak, jakby było zwyczajnie, jakby to były zwyczajne czasy. Udało się, mam silną wyobraźnię.

Julia, pani serialowa bohaterka, znajduje się w bardzo nietypowej sytuacji. Jest prawniczką, w sądzie broni męża, choć ich relacja jest w kryzysie. Musi całkowicie oddzielić swoje uczucia od swojej zawodowej misji.

Ja to widzę tak, że Julia pogodziła się błyskawicznie z tym co ją spotkało, dokonała pewnych wyborów i trzyma się ich twardo, działa. Założyła na siebie pancerz i przestało ją boleć.

Tak się da? Ja mam zawsze problem, żeby to oddzielić.

Reklama

Niektórzy to potrafią, a niektórzy nie. Julia jest osobą, która umie tak robić. Może to też jest tylko oszustwo, może oszukuje samą siebie, że nic ją już nie boli? Na pewno potrafi być bardzo dzielna.

Mam wrażenie, że podejmujecie w serialu kilka kontrowersyjnych tematów, spraw, które mogą się wydawać kontrowersyjne.

Bardzo dużo się na ekranie dzieje i to mi się najbardziej podobało w tym scenariuszu. Zostałam zaskoczona w pierwszej scenie, w drugiej bardziej, a jeszcze bardziej w trzeciej. Skoro się tyle działo od początku, to byłam pewna, że do końca będzie fajnie! I faktycznie, przez całość tego scenariusza nie ma nudy. Mam nadzieję, że widzowie też to poczuję i że ich wciągnie.

Reżyserem serialu jest Marek Lechki. To ktoś, kto się nie do końca kojarzy ze słowem „serial”. On jest twórcą bardziej intymnym, który kreuje swój świat obok dominujących trendów. Jak jego obecność wpłynęła na waszą produkcję?

Jestem ogromnie wdzięczna Markowi, bo to reżyser, który lubi i potrafi pracować z aktorem. Bardzo się cieszę, że na początku tej drogi przytrafił się nam właśnie on, który wszystko ustawił. Julia to jest mieszanka moich i jego pomysłów – oczywiście na bazie scenariusza i świetnie napisanej roli.

Czyli była przestrzeń dla aktorów, żeby dorzucić swoje trzy grosze, coś zaproponować?

Bardzo duża!

A mogę dopytać co się udało przemycić?

Nie potrafię powiedzieć dokładnie… To jest praca niemalże nad każdym słowem, każdą sceną osobno. Już pierwsze próby czytane pokazują, co nam leży, a co nie. Potem na planie przychodzi próba już w przestrzeni i tam też mnóstwo rzeczy się może wydarzyć. Często są to przypadki, często zbieg okoliczności, zbitka energii… Takie magiczne momenty, których nie możesz zaplanować. Czytaliśmy sobie coś ot tak, zwyczajnie a potem nagle przytrafiła się ta scena… Widziałam ją zupełnie inaczej, ale… Patrzę na Czarka Pazurę i zaczynają kapać mi łzy jak grochy, nie jestem w stanie nad tym zapanować! To są rzeczy, które się po prostu wydarzają. Najpiękniejsze momenty dzieją się, kiedy siebie sami tak zaskakujemy.

Reklama

Wyczytałam, że moment włożenia togi był dla pani wyjątkowy. Dlaczego?

Bardzo, bo poczułam się jak we własnej skórze. Jakby to była suknia, którą zakładam i dobrze się w niej czuję. Niesamowicie mi to pasowało.

Czyżby bycie adwokatką było na liście pani dziecięcych marzeń?

U mnie? Zupełnie nie.

No tak, pięciolatek myślący, że chce zostać prawnikiem… Mało prawdopodobne.

Nie słyszałam o takim. Ja na pewno nie chciałam. Po prostu od zawsze chciałam być aktorką.

Julia ma dwie córki. To nie jest lukrowana relacja, do tego ich rodzina jest w bardzo trudnym położeniu. Widzowie często odnoszą się do takich wątków osobiście, dostrzegają w tym swoje doświadczenia. Jak rozmawialiście o tych scenach?

To były sceny też bardzo dobrze napisane. Chwytały rozczarowanie dzieci swoimi rodzicami, przeplatający się przez to bunt, ale też ból matki, która jest w stanie zrobić dla nich wszystko, ale czuje, że reprezentuje rodziców. A w „Tajemnicy…” rodzice swoje córki zawiedli. Bardzo.

Dobro dzieci to temat pani bliski. Od lat bierze pani udział w licznych akcjach charytatywnych. Jak ta sprawa wygląda teraz?

Reklama

Aktywnie się staram, żeby to nie zmieniało się jakoś bardzo. Niezmiennie działam dla rozlicznych fundacji, angażuję się, jak mogę najbardziej. Jakiś czas temu grała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, gdzie na licytacji wystawiona była wizyta u nas, na planie „Tajemnicy zawodowej”. Mieliśmy więc gości, którzy wylicytowali to dla WOŚPu, to było dla nas wspaniałe i bardzo ważne spotkanie. Teraz czeka nas kolacja „Sylwester Lejdis”, z nami czterema! Jakaś dziewczyna to wylicytowała dla siebie i drugiej osoby, więc zrobimy sobie w lecie wspólnego mini-sylwestra. Nieustannie namawiam wszystkich do przekazywania 1% podatku dla różnych fundacji – najważniejsze, żeby zaznaczyć komu się chce ten swój 1% oddać, bo inaczej jest to losowe. Na co dzień jestem w kontakcie z Interwencyjnym Ośrodkiem Preadopcyjnym, do którego trafiają dzieci w pierwszych dniach życia, takie, gdzie już wiadomo, że nie będą one wychowywane przez biologicznych rodziców. Interwencyjny Ośrodek działa bardzo prężnie. Niedawno kilkakrotnie padało w moją stronę pytanie, czego mi brakuje w tej pandemii. Muszę powiedzieć, że niczego – jestem w domu, jestem w pracy, nie mam strasznych potrzeb. Ale jednej rzeczy mi brakuje: pojechać tam, dotknąć, spędzić pół dnia z nimi. Na miejscu wspaniałe pielęgniarki cały czas pracują przy tych rygorach, mam wrażenie, że jest im jeszcze ciężej. Są też wolontariusze, którzy do niedawna mogli przychodzić na długo, naprawdę pomocni ludzie. Bo jeżeli ktoś przychodzi dwa razy w tygodniu tylko po to, żeby tulić te maleństwa, to jest bardzo pomocną osobą. Ale w tej chwili są takie obostrzenia, że nie mogą tam wchodzić.

Funkcjonujemy, wszystko działa, rachunki są popłacone, ale ten brak fizycznego kontaktu jest okropny… Nie można nawet spokojnie przytulić przyjaciela. A propos przyjaźni: w „Tajemnicy…” nemesis Julii jest Anna Dereszowska, którą prywatnie zna pani z „Lejdis” i wasze relacje są bardzo dobre. Mit o tym, że nie ma dobrych relacji w tej branży jest chyba trochę krzywdzący?

Oczywiście! To są chyba wszystko legendy, opowiadanie czegoś, co sobie wyobraża ktoś, kto nigdy w życiu tego nie robił i nie był w branży. Całkowita nieprawda. Ja mam bardzo dużo fajnych koleżanek-aktorek i nigdy nie myślałam o naszych relacjach w ten sposób. Nigdy nie spotkała mnie żadna przykrość z ich strony. Ja w ogóle poznaję bardzo dużo aktorów i niedawno wysnułam taką teorię, że to są zawsze bardzo fajni ludzie, na serio.

Nie zawsze.

Nie? Wyjątek potwierdza regułę. Z reguły są bardzo fajni.

W tych czasach wyraźnie widzimy, że siła przyjaźni i bliskie relacje są kluczowe, jak tlen. To tajemnica – nie zawodowa, ale życiowa!

Tak jest.

Dziękuję bardzo, że mogłyśmy porozmawiać.

Ja też dziękuję!

Reklama

Reklama