Po co latamy? Po smaki

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Prawda, że pamiętamy smaki wiele lat? Zamknijcie teraz oczy i przypomnijcie sobie ulubioną potrawę, być może robioną przez Wasze babcie, mamy, dziadków. Skupcie się aby w wyobraźni je zobaczyć, poczuć zapach i smak. Macie to? Na języku? Tak działa nasz mózg. W każdej chwili może nam dać powrót do tej przyjemności. Przydać się to może, chociażby, w sytuacjach obniżenia nastroju. Dlatego latajcie po smaki. Te smaki, których doświadczacie językiem i te, których doświadczacie całym sobą, całą sobą. Smaki życia. Te pierwsze jest łatwiej znaleźć. Rozejrzyjcie się po okolicy, w której wylądowaliście. Naprawdę nie trzeba rezerwować stolika w restauracji z gwiazdkami Michelin. Oczywiście można i wrażenia smakowe na pewno będą ciekawe i niezapomniane, ale nie każdego stać, nie każdy ma czas, nie w każdym miejscu one są. Dlatego wejdźmy najpierw do pobliskiego sklepu. Popatrzmy co jest innego niż u nas. Poczytajmy składy, popatrzmy na propozycje podania, sprawdźmy od razu w necie co to i jak to spożywać. Dlatego lubię czasem pobyt bez rezerwacji śniadań. Zawsze znajdę sobie jakieś nowe, czasem dziwne, czasem przesmaczne, a czasem nie do zjedzenia, produkty. Nawet mnie to bawi. Ma to wręcz element ryzyka. Na wyjazdach pozwalajmy sobie na więcej. Raczej nic nam się nie stanie kiedy nie będziemy dokładnie przestrzegać naszej diety przez kilka dni. Są rzeczy, które, po prostu musimy skosztować. Mówię tu o regionalnych, wyjątkowych specjałach, niedostępnych gdzieś indziej. Nigdy nie zapomnę sałatki greckiej w Grecji. To naprawdę nie to samo co u nas. To samo z kuchnią węgierską czy włoską. Nie przepadam za pizzą, ale we Włoszech jest jakaś inna, smaczna, pasująca do otoczenia. Hiszpańskie owoce morza i ryby we wszystkich smakach tak smakują tylko tam. Nie mówiąc o zupie gazpacho, w której się zakochałem. Żeby było zabawniej, przypominając sobie te dania, mam przed oczami miejsca i okoliczności. Właśnie się obśliniłem i zacząłem uśmiechać pisząc ten tekst i myśląc o tym. Poprawił mi się nastrój. Tak to działa. Ale oprócz potraw mamy też napoje. Nie wyobrażam sobie włoskich wakacji bez białego włoskiego wina w lodówce, pitego prawie jak oranżada. Jestem z tych, którzy nie przepadają za wodą, niestety, ale źródła w Dolomitach nadają jej niesamowity smak. Sycylijskie frappe z lodami do wyboru, do koloru. Węgierskie piwo grapefruitowe. Herbata jaśminowa do chińszczyzny i tylko do niej bo do innych dań mi nie smakuje. Mmmm… Chyba na tym skończę i pójdę coś zjeść.

Reklama