Kiedy do mediów podano informację, że pan Almodóvar robi swój pierwszy anglojęzyczny film, a w głównej roli zostanie obsadzona Tilda Swinton, świat kultury zawrzał. Z utęsknieniem czekano na pierwszy zwiastun i pokazy przedpremierowe. Film nakręcony w pandemicznych warunkach i z szaleńczą wizją reżysera to wizualny majstersztyk. Jak jednak wypada fabularnie?
Almodovarski Ludzki Głos opiera się na sztuce Jeana Cocteau z 1930 roku. Hiszpański artysta przedstawił fragment utworu, pokazując kobietę (Swinton) w obliczu rozstania. Przez większość czasu, widzimy rozmowę kobiety z jej byłym już partnerem. Jest to ostatnia rozmowa, jaką przeprowadzą, a ona nadal w nim zakochana pragnie wyjaśnień. W mieszkaniu stoją spakowane walizki i biega pies, który stracił również swojego partnera. Na ekranie rysuje się obraz dwóch pozostawionych istot, które indywidualnie radzą sobie z utratą.
Ciekawym zabiegiem było przeniesienie przestrzeni z planu zdjęciowego do przestrzeni filmowej. Mieszkanie, w którym dzieje się sytuacja zostało pozbawione sufitu, dzięki czemu praca kamery rejestrowała również bieg wydarzeń od góry, pozbawiając kobietę poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa. Z rozmowy dowiadujemy się, że nadszedł trzeci dzień, w którym bohaterka została pozostawiona sama sobie. Trzeci dzień oczekiwań, nadziei i przedstawień z myślą, że były kompan w każdym momencie może powrócić po walizki.
Almodóvar obrazuje kobietę, która nie potrafi poradzić sobie z rozstaniem. Po czterech latach związku nadal czuje przywiązanie do partnera, sprawia wrażenie osoby od niego uzależnionej (choć jak twierdzi twórca, przechodzi je z godnością). I w tym przypadku mogłabym zacząć polemikę. Po 30-minutowym filmie został wyświetlony wywiad z reżyserem i aktorką, w którym poruszyli ów wątek i rozprawiali na temat uwspółcześnionej wersji kobiety od Cocteau. Jeżeli więc ta kobieta zachowuje się z godnością, jak musiała zachowywać się ta z okresu lat 30.?
Oczywiście jest to istnie almodovarski film, czyli wizualny majstersztyk. Scenografia została dopracowana w każdym detalu, a soczyste kolory dopasowane zostały z perfekcją. Co ciekawe, muzyka, która bardzo dobrze współgra z dziełem nie była nowa, de facto, znalazły się tam motywy z innych filmów reżysera, typu Skóra, w której żyję. Tym sposobem widzimy pewną uniwersalność i unikatowość w stylu Pedra.
Na pochwały zasługuje również Tilda Swinton, która już wcześniej marzyła o współpracy. Jak wspomniała, podeszła kiedyś do Almodóvara, nieśmiało proponując swoją osobę do roli osoby-obserwatora, bowiem aktorka nie zna hiszpańskiego. Jak się okazało, zna jednak almodovarski, czyli mieszankę angielskiego z hiszpańskim, co sprawiło, że współpraca przebiegła bardzo pomyślnie. Co więcej, artyści zobowiązali się do kolejnej współpracy. Reżyser podzielił się swoją małą tajemnicą – jest w trakcie tworzenia scenariusza (połowa jest już gotowa) Matilda, którego główna postać została napisana właśnie pod Tildę.
Biorąc na warsztat jednak samą fabułę, uważam, że okazuje się ona lekko banalna. Przedstawia stereotypowo kobietę po rozstaniu, pełną żalu i pragnącą zatrzymać partnera na dłużej. Pojawiają się tam również elementy istnie baśniowe, ale więcej nie zdradzę.