Do obrazów zawsze pozuje w białej koszuli. Kocha otaczać się swoimi metafizycznymi, surrealistycznymi obrazami. Nagabywany przez dziennikarzy o to czym jest sztuka, kwituje: „Nie trzeba zapominać, że obraz powinien zawsze być odbiciem głębokiego doznania i że głębokie doznanie znaczy – dziwne, dziwne zaś znaczy – mało znane lub nieznane”. Od setek reprodukcji, woli podziwiać zabytki na żywo. Kocha żywy, nasycony kolor i niebanalne połączenia tematów. Kim był Giorgio de Chirico? Malarz, którego dzieła podziwiał sam Salvador Dalí?
Artysta od pokoleń?
Urodził się 10 lipca 1888 roku w słynącej z zapierających dech w piersiach widoków greckiej miejscowości Wolos. Uwielbia spędzać czas na świeżym powietrzu, z ołówkiem w ręku. Maluje to co widzi. Rodzice, mimo braku zainteresowań sztuką (ojciec pracuje na kolei, matka zajmuje się domem), dostrzegają w chłopcu talent. W wieku 12 lat Giorgio jedzie do pobliskiej Politechniki Ateńskiej, najlepszej szkole w okolicy. Ma podszkolić się w rysunku i malarstwie. Jest jednym z najmłodszych uczestników kursu, jednak ambicjami i warsztatem przewyższa wielu starszych kolegów.
Szczęśliwe dzieciństwo de Chirico przerywa śmierć ojca. W 1905 roku wraz z matką jedzie do Florencji. Podziwia Baptysterium św. Jana Chrzciciela, zachwyca iluzyjnymi „Drzwiami Raju” Lorenzo Ghilbertiego i monumentalnym „Dawidem” Michała Anioła. Nauka przyda mu się. Rok późnej Giorgio rozpoczyna przygodę z Akademią Sztuk Pięknych, tym razem w Monachium. To tam styka się z neoromantycznymi obrazami Arnolda Böcklina i rzeźbami niemieckiego symbolisty Maxa Klingera. De Chirico jest nimi zachwycony.
Objawienie
„Oświadczamy, że wspaniałość świata wzbogaciła się o piękno prędkości. Samochód wyścigowy z bagażnikiem zdobnym w grube rury jak węże o buchającym oddechu, samochód rozgrzany do czerwoności, który wygląda jak pędzący pocisk piękniejszy jest niż Nike z Samotraki”. Gdy de Chirico czyta fragment słynnego manifestu futurystów, jest w siódmym niebie.
Pragnie tworzyć nowoczesną, łamiącą żelazne zasady sztukę. Oczami wyobraźni ciągle jest we Florencji. Ponieważ chwilowo nie ma innych planów, znowu wyjeżdża. W mieście renesansowych budowli i zabytków czeka go kolejna niespodzianka. Giorgio idzie na Pizza Santa Croce, gdzie doznaje olśnienia. Tak powstaje „Zagadka pewnego popołudnia”, jedna z jego pierwszych prac. De Chirico: „Ta chwila jest dla mnie enigmą, ponieważ jest niewytłumaczalna. I chciałbym nazwać enigmą dzieło, które z niej powstało”. Szybko się nudzi, dlatego wyrusza w kolejną podróż.
Salon Niezależnych
W Turynie Giorgio godzinami rozpływa się nad „metafizycznymi” placami, szczególnie mocno przypada mu do gustu Mole Antonelliana. Marzenie o zostaniu pełnoetatowym artystą przerywa wezwanie do wojska. Giorgio jest przerażony, dlatego wspólnie z matką i bratem Andreą przenosi się do Paryża. Liczy, że wojsko wkrótce o nim zapomni, dlatego ignoruje przychodzącą regularnie pocztę. De Chirico umie zapełnić sobie czas. U Guillaume Apollinaire’a poznaje wpływowe osoby ze świata sztuki. Jest wśród nich Picasso, Modigliani czy rumuński rzeźbiarz Constantin Brâncuși. Dla de Chirico nastaje lepszy czas. Wystawia w Salonie Jesiennym, a w 1913 roku w cenionym wśród artystów Salonie Niezależnych. Do tego sprzedaje „Czerwoną wieżę”.
Mawia: „I cóż mam kochać, jeśli nie to, co zagadkowe?”. Tym pytaniem zbija z tropu krytyków, którzy ośmielają się zwrócić mu uwagę. Maluje tajemnicze place z gigantycznymi, najczęściej pustymi budynkami, arkadami, fontannami. Obok nich pojawiają się manekiny – według niektórych nawiązujące do zmarłego ojca, i pociąg – symbol podróży. Chirico: „Formuła sztuki nowoczesnej stała się bardzo prosta: prowokacja plus reklama”.
Na cotygodniowych spotkaniach u Apollinaire’a, Giorgio poznaje Paula Guillaume’a, mecenasa i marszanda sztuki. To on pomoże de Chirico się wybić. Wtedy o malarzu nieoczekiwanie przypomina sobie wojna.
Sposób na wojnę
W Europie, dotąd miejscu pełnym spokoju, zaczyna się I wojna. Giorgio nic sobie z tego nie robi, ignoruje wezwania do odbycia służby, wskutek czego zostaje uznany za dezertera. W każdej chwili może zostać wtrącony do więzienia – lub co gorsza – zostać rozstrzelany. Szczęście go jednak nie opuszcza. Korzysta z amnestii, w końcu trafia do szpitala w Ferrarze. De Chirico poznaje w nim Carlo Carrę. Sporo dyskutują, głównie o sztuce. Obaj artyści zostają przyjaciółmi „na dobre i na złe”. Carra zaczyna malować, i gdy kilka lat później Carlo ogłasza, że jest twórcą malarstwa metafizycznego, Giorgio wpada w szał. Przyjaźń kończy się równie szybko co się zaczęła.
Klasyk
W 1918 roku Chirico przenosi się do Rzymu. Zmienia styl. Zaczyna nazywać się spadkobiercą Tycjana, tworzy kompozycje odwołujące się do klasycyzmu. Krytycy nie pozostawiają na nim suchej nitki. Andre Breton drwi z niego, nazywa artystą zdegradowanym. To samo robią Max Ernst, Salvador Dalí i inni surrealiści, od których Giorgio ostatecznie się odcina. Początkowo Giorgio próbuje tłumaczyć, potem daje sobie spokój. Mówi: „Nie trzeba zapominać, że obraz powinien zawsze być odbiciem głębokiego doznania i że głębokie doznanie znaczy – dziwne, dziwne zaś znaczy – mało znane lub nieznane. Aby dzieło sztuki było naprawdę nieśmiertelne konieczne jest, aby wykraczało poza ludzkie ograniczenia. W ten sposób upodobni się do marzenia sennego i umysłu dziecka”.
Przez 60 następnych lat Giorgio wykonuje „późniejsze wersje” najsłynniejszych prac. Są wśród nich, m.in. „Zagadka przybycia”, „Niepokój odjazdu”, „Pieśń miłosna”, „Hektor i Andromacha” czy serie wyjątkowo cenionych przez kolekcjonerów autoportretów.
Giorgio de Chirico należy obok Ernsta, Dalego, Grosza, Tanguy’a i Margritte’a do grona najwybitniejszych surrealistów. I choć on sam pewnie nie był z tego faktu zachwycony, wielu artystów inspirowało się jego twórczością. Ot, choćby wspomniany Dalí czy Thelonious Monk, muzyk jazzowy. W ten sposób jego dzieła stały się wprost legendarne.