Nieszczęście mierzone w kotach

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Dostajesz kota na cztery dni. Jeżeli jeszcze człowiek nie rozwikłał zagadki czymże jest szczęście w życiu – oto ono. Biało-rudawa, mrukliwa i łaknąca pieszczot kulka, nieśmiało ukrywająca się za łóżkiem. Jeszcze nie wie, co ją czeka. Jeszcze nie wiem, co czeka mnie.

Podobnież w każdego dnia należy stawiać przed sobą nowe wyzwania. Nowy dzień – nowa lepsza ja. W przypadku relacji można zauważyć pewne podobieństwo. Powstają dwie podstawowe opcje. W pierwszej, spotkania z drugim człowiekiem wyglądają ciut nie tak samo (nie negują świadomego wyboru spędzania w ten sposób czasu wolnego, czasu cennego). W tej opcji bowiem z łatwością można doprowadzić do znanego wszystkim stanu zwanego znudzeniem.

Ta druga zakłada wykonywanie nowych rzeczy i rozwijania relacji w sposób zbliżony do tego, w którym rozwija się własne umiejętności oraz zwiększa liczbę przeżytych dotąd doświadczeń. Osobiście uważam, że w przypadku ludzi, stojąc w miejscu, blokując ruch (będący jedną z najbardziej naturalnych człowiekowi czynności), niemożnością jest utrzymanie się na powierzchni. Powierzchni przyjemności, w każdym razie (wybaczcie mi, w poprzednim życiu byłam mędrcem z silnymi skłonnościami coachowskimi, a przeszłość przecież w jakiś sposób zawsze dogania, szybko i wściekle).

Próbuję więc zbliżyć mi do nieznanej jeszcze istoty, ale jak weszła za tę kanapę, tak jej nie widać. Mam tylko nadzieję, że robi tam wyłącznie przyzwoite rzeczy (niby ani kot, ani pokój nie mój, ale poczucie odpowiedzialności za zniszczenia automatycznie zostaje odblokowane). Wychodzi raz na jakiś czas, spoglądając melancholijnie na przeszklone drzwi balkonowe.

Jest jeszcze jedna rzecz. Kotka dotychczas mieszkała na zewnątrz, tuż przy domku dziadków znajomej mi osoby. Nie wiedziała więc, jak działać w mieszkaniu, ulokowanym na 11. piętrze. Na szczęście zapach żywności ją zwabił, woda w misce już trochę mniej. Powoli zaczęła się jednak oswajać i wychodzić do ludzi, łaknąc pieszczot i mrucząc przyjemnie za każdym razem, kiedy ktoś ją głaskał. W tym momencie poczułam nieopisaną więź z nowym stworzeniem. Byłam ja, ona i nic więcej wokoło.

Wyszłam z pokoju tylko na pięć minut, ale tyle wystarczyło. Wchodząc z powrotem poczułam dziwny zapach. Zapach doprowadził mnie do prawego kąta, w którym kot zostawił niespodziankę. Chwile przyjemności szybko uciekły w zapomnienie, ja niestety tym razem nie mogłam uciec od problemu, może dlatego, że nie był to stricte mój problem.

Reklama