Cześć Michale.
Cześć Kuba.
Widzę, że witasz mnie ze słonecznych Chin.
Słonecznych, bo świeci lampa. Jest ciemno na dworze, ale owszem, w Pekinie mamy zazwyczaj bardzo słoneczną pogodę o tej porze roku.
Jak to się stało, że w ogóle znalazłeś się w tym jakże urokliwym miejscu? Z tymi nieurokliwymi elementami.
Wiesz co, w zasadzie jest to sprawka mojej żony. Jest skrzypaczką i dostała propozycję kontraktu w orkiestrze NCPA, czyli National Center for the Performing Arts w Pekinie, taki ichniejszy teatr narodowy. Trafiła się jej taka okazja, więc stwierdziliśmy oboje, że głupio byłoby z niej nie skorzystać. Na początku, powiem Ci szczerze, byłem trochę sceptycznie nastawiony do całej tej sytuacji, bo żyjąc w Polsce nie słyszy się za dużo o chińskiej scenie jazzowej. Nawet nie wiedziałem czy takowa w ogóle istnieje.
Myślałeś, że jest zakazana?
Wiedziałem, że nie jest zakazana, ale też wiedziałem, że historia tej muzyki tu jest dużo krótsza niż w Europie, a tym bardziej niż w Ameryce. Ola, moja żona, przyleciała tu pierwsza i przy okazji naszych rozmów telefonicznych zaczęła mnie coraz bardziej przekonywać: Słuchaj Michał, tu są takie fajne kluby i fajni muzycy. Więc stwierdziłem, że przylecę na miesiąc i zobaczę co się wydarzy. Ten miesiąc wystarczył, żebym przeprowadził się tutaj i już jestem, z przerwami, ale ponad 3 lata.
To w takim razie jak udało Ci się nagrać ostatnio w Gdańsku płytę?
Wiadomo co stało się na świecie w roku 2020. Przyleciałem do Polski z Chin w lutym, kiedy w Polsce jeszcze pandemii nie było, natomiast w Chinach już była na całego i oboje z moją Olą myśleliśmy, że przylatujemy może na dwa, trzy tygodnie, aż się sytuacja w Chinach uspokoi. Tymczasem – wiadomo jak się skończyło. Epidemia przerodziła się w pandemię i byliśmy w Polsce do października, bo zapewne pamiętasz jak wyglądała sytuacja z lotami międzynarodowymi – to był bardzo duży bałagan. Zasadniczo nie mogliśmy się przedostać z powrotem do Chin, na szczęście i Oli pracodawca, i mój pracodawca byli bardzo wyrozumiali w tej kwestii i po prostu przesiedzieliśmy ładnych parę miesięcy w Polsce. Ten czas, jak okazało się, był bardzo owocny dla mojego tria Confusion Project i „zaowocował” nawet płytą, którą nagraliśmy na początku października 2020 roku. Nagraliśmy, zaczęliśmy miksować i pod koniec października leciałem już do Chin. Reszta pracy z mojej strony była zdalna.
Płyta nazywa się Last, mam nadzieję, że nie jest ostatnia w ogóle, ale ostatnia, którą wydaliście.
Mam nadzieję, że nie jest to ostatnia porcja muzyki jaką stworzymy, natomiast rynek muzyczny się zmienia i to wcale nie jest powiedziane, że płyta CD to jest w dzisiejszych czasach standard. Jesteśmy otwarci na to, co się będzie działo w przyszłości, więc niewykluczone, że rzeczywiście będzie to ostatni fizyczny krążek, no ale to zobaczymy co czas pokaże.
A jeżeli chodzi o jazz, czy da się nagrać jazz, jeżeli członkowie zespołu są w różnych krajach, a nawet kontynentach?
To jest dobre pytanie, wydaje mi się, że w tej formie, w jakiej my to robimy to nie. Ta muzyka wymaga tego, żebyśmy wszyscy byli w tym samym studio, żebyśmy się wszyscy doskonale widzieli, słyszeli. Jazz jest muzyką, która zbudowana jest w dużej mierze na improwizacji. Grając w trio czy w jakimkolwiek innym składzie, w zasadzie cała magia polega na interakcji, na tym, że reagujemy na siebie nawzajem w czasie rzeczywistym. Nagrywanie tego zdalnie byłoby odarte z tego elementu, który dla tej muzyki jest kluczowy.
Też miałem takie wrażenie i też tak przypuszczałem, ale wolałem się zapytać eksperta. Ta płyta jest ciekawa, ja nie jestem geniuszem, jeśli chodzi o jazz, ale jestem pod wielkim wrażeniem jej skomplikowania. Oczywiście, nie żeby skomplikowanie było dobrą rzeczą samą w sobie, ale rozmawiałem ostatnio z Piotrem Lemańczykiem, że jazz często się wkłada do takiej kategorii muzyka z windy i właściwie ciężko mu uciec z tego miejsca. To na pewno nie była muzyka z windy, to było coś dużo bardziej energetycznego, angażującego. Jaki był pomysł na tę płytę?
Pomysł zrodził się z naszego coraz większego zdziwienia tym w jakim świecie obecnie żyjemy. Oczywiście, w tym świecie dzieje się mnóstwo pięknych, dobrych i wspaniałych rzeczy, ale jest też wiele aspektów czasów w jakich żyjemy, które coraz mocniej nas niepokoją. Te aspekty w dzisiejszych czasach pojawiają się na szczęście w mainstreamowcyh mediach coraz częściej. Mamy problem z globalnym ociepleniem, mamy problem z ogromnym zanieczyszczeniem, z dostępem do żywności, do wody i o tych problemach bardzo wiele się mówi. Coś się robi, natomiast chcieliśmy wyrazić nasze stanowisko w tej kwestii, że czujemy, że robi się wciąż za mało i czujemy, że stoimy gdzieś na skraju – albo ten czas wykorzystamy dobrze, albo źle. Stąd się pojawił pomysł na płytę To słowo ma co najmniej dwa znaczenia w języku angielskim: albo jest to coś ostatniego, ostatni element, czas, albo oznacza trwanie i w zasadzie to, które znaczenie nadamy temu słowu wynika z decyzji, które podejmiemy, moim zdaniem, jako ludzkość ogółem. Znajdujemy się w trudnym położeniu, można na ten temat narzekać i oczywiście, naturalnym zjawiskiem jest uczucie gniewu, rozczarowania pt. gdzie są Ci wszyscy ważni ludzie, którzy powinni podejmować mądre decyzje, ale z drugiej strony przychodzi refleksja, że to są jednak ogromnie złożone problemy. Poza tym nie chcieliśmy tą muzyką przekazać jakichś jednoznacznie złych emocji, które wprawiłyby naszych słuchaczy w przygnębienie. Mam nadzieję, że jest w niej też nutka nadziei. Mamy utwory, które opowiadają zarówno o tym poczuciu strachu, rezygnacji, ale też o poczuciu nadziei, akceptacji tego, w jakim miejscu jesteśmy. Wydaje mi się, że ta płyta pozostawi słuchacza mimo trudnej tematyki w pogodnym nastroju, a przynajmniej z poczuciem nadziei.
Coś, co mnie zastanawia, bo nie gram na instrumentach, nie jestem muzykiem, zajmuje się raczej słowem i dla mnie jest to trudny mentalny przeskok, żeby sobie wyobrazić – w jaki sposób można zagrać na instrumencie o kryzysie klimatycznym? Jakbyś mógł mi to wyjaśnić, bo to jest coś, co próbuję zrozumieć od jakiegoś czasu.
To jest wspaniałe w muzyce, że jest ona z definicji formą sztuki zupełnie abstrakcyjną, o ile nie towarzyszy jej słowo. Mnie to bardzo fascynuje – próba przekazania treści muzyką. Dając prosty przykład: jeśli zechcemy stworzyć utwór o latającym wróbelku, to pewnie będzie muzyka zwinna i lekka, zagrana w wysokim rejestrze, a jeśli chcemy nagrać czy zagrać utwór o niedźwiedziu, to ten utwór będzie brzmiał zupełnie inaczej. Natomiast, o ile nie powiemy nikomu, że to jest utwór o niedźwiedziu, a to jest utwór o wróbelku, to interpretacji ze strony słuchacza może być mnóstwo. Mieliśmy sporo takich doświadczeń z naszą poprzednią płytą Primal, która jest albumem koncepcyjnym i to jest około 50 minut muzyki bez przerwy. Muzyka ta w naszym przeświadczeniu jest o podróży pewnego samotnego wędrowca w głąb natury, którego spotykają różne przygody. Wchodzi do lasu, wdrapuje się na wysoką górę, rozpościera się przed nim piękna panorama. Pisaliśmy muzykę z myślą, że opowiadamy o czymś takim. Była więc próba uchwycenia muzyką szumu drzew, strumienia, wiatru, surowości gór. Grając koncerty później z tym materiałem, staraliśmy się nie nakierowywać słuchaczy bardzo konkretnie na tą właśnie opowieść, ale pozostawić dowolność interpretacji. Gdy później po koncercie rozmawialiśmy z publicznością, okazywało się, że ta historia, którą opowiadaliśmy dla niektórych opowiadała coś zupełnie innego. Wydaje mi się, że każdy interpretuje muzykę w bardzo indywidualny sposób przez pryzmat swoich dotychczasowych doświadczeń, muzyki, którą przesłuchał do tego czasu, kultury, w której się wychował, bo to też jest ciekawe zjawisko. Teraz jak jestem w Chinach to też mogę to zaobserwować, że kultura ma ogromne przełożenie na to, jakiej muzyki się słucha i co się w niej dostrzega.
Rozumiem, że chodzi o intencję artysty podczas tworzenia, która wpływa na odbiór.
Intencja jest ważna, by przekazać emocje i refleksje muzyką, ale to czy odbiorca odbierze to dokładnie tak, jakie intencje miał artysta, to w sumie nie jest w tym wszystkim najważniejsze. Ważne, żeby Coś odebrał z tej muzyki. Jeśli ta muzyka obudzi jakieś emocje, skłoni kogoś do pewnego rodzaju przemyśleń, może nawet na jakiś zupełnie inny temat, to znaczy, że ta muzyka spełniła Twoje założenie. Najgorzej, jeśli słuchacz słucha tego i nie czuje nic, nic sobie nie wyobraża, to wtedy znaczy, że po prostu gdzieś artysta z odbiorcą się mija.
Płyta też ma szczytny cel, jest to inicjatywa 1CD – 1 drzewko, co prawdopodobnie niedługo zmieni się w 1000 streamów – 1 drzewko, znając życie. W każdym razie, jak doszło do współpracy z tą organizacją?
To był mój pomysł na początku 2020 roku, który zresztą bardzo chętnie podchwycili moi koledzy z tria: Adam i Piotr. To co robimy jako artyści jest bardzo nienamacalne i wartość tego co robimy jest bardzo abstrakcyjna. Jeśli piekarz upiecze bochenek chleba to fizycznie ma ten bochenek chleba, to spowoduje, że ktoś, kto był głodny, nie będzie już głodny. To dosłowny i fizyczny efekt czyjejś pracy. W przypadku grania muzyki jest to dużo bardziej abstrakcyjne. Czułem, że wewnętrznie potrzebowałem czegoś, co byłoby fizycznym dowodem na to, że nasza twórczość i nasza muzyka też ma jakieś przełożenie na coś dobrego co się na świecie dzieje. Poza tym uważam, że trzeba się angażować w tego typu projekty. Żyjemy w bardzo specyficznych czasach i warto przynajmniej na miarę swoich możliwości, nawet nie za dużych, zostawić swoją cegiełkę. Przyszło mi do głowy, że takim ciekawym pomysłem byłoby właśnie sadzenie drzew za sprzedane płyty. Znalazłem portal internetowy, który jest taką platformą dla różnych akcji zalesiania, odnowy zniszczonych ekosystemów. Nazywa się Tree-Nation i działa właśnie na takiej zasadzie, że można ufundować zasadzenie jednego lub kilku drzewek. Sprawdzają wiarygodność wszelkich projektów i też te projekty są zawsze z poszanowaniem praw człowieka, poszanowaniem praw pracowników, często angażują miejscową ludność, więc nie dość, że sadzi się drzewa, to jeszcze można pomagać lokalnym społecznościom. To naprawdę fajna idea i zaczęliśmy to wdrażać podczas koncertów, które graliśmy z Primal, naszą poprzednią płytą i zasadziliśmy 1000 drzew do tej pory z czego ogromnie się cieszę. Mam nadzieję, że ta liczba będzie wzrastać w związku z ukazaniem się nowej płyty, a Tree-Nation zgodziło się być naszym oficjalnym partnerem przy najnowszej płycie.
Teraz będziesz mógł powiedzieć, że nie zostawiłeś po sobie tylko kolejnych zniszczeń, ale masz cały las, dzięki Tobie utworzony. Ludzie będą pytać skąd ten las i odpowiadać, że to Michał zasadził.
To nie jest las, prawdopodobnie po kilka, kilkanaście drzew w różnych miejscach. To też nie jest tak, że sadzę te drzewa, żeby samemu się poczuć lepiej, to nie jest motorem moich działań, a przynajmniej taką mam nadzieję. Bardzo się cieszę, bo widzę, że grając te koncerty ludzie rzeczywiście często reagują na to kiedy mówimy im, że pieniądze ze sprzedaży tych płyt wędrują w jakieś fajne miejsce. Widzę, że coraz więcej ludzi podchwytuje ten pomysł i chce się zaangażować, to jest super.
Płyta już w październiku do kupienia, do wsparcia.
Tak jest. Dodam, że sama płyta wydana jest też w sposób ekologiczny, będzie w papierze z recyklingu, bez dodatku plastiku. Wiadomo, że sama płyta musi być zrobiona jest z tego, z czego jest zrobiona, ale opakowanie będzie w pełni papierowe.
Eko płyta do kupienia w najlepszych sklepach z płytami, jak to kiedyś mówili w telewizji. Płyta Last, ja zapraszam, mnie pobudziło przy porannej kawie, więc możecie zrobić trzy rzeczy, możecie się pobudzić, pić trochę mniej kofeiny i jednocześnie ratować planetę. Dziękuje bardzo za spotkanie.
Dzięki serdeczne! Do zobaczenia!