
Dzień dobry, witamy ze studia festiwalowego AnywhereTV na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Ze mną Bartłomiej Deklewa i Tymoteusz Rożynek, znany również jako Szczyl. Porozmawiamy o filmie Nie ma duchów w mieszkaniu na Dobrej. Czy to jest wasz pierwszy raz na festiwalu? Spodziewaliście się w ogóle, że znajdziecie się tutaj z tym filmem?
Bartłomiej Deklewa: Szczerze, ja tak. Po przeczytaniu scenariusza wiedziałem, że to świetny film, a po poznaniu Emi Buchwald wiedziałem, że to wybitny film. Jestem fanem jej wrażliwości i miałem silne przeczucie, że znajdziemy się tutaj.
Film jest intymną historią o rodzinie. Powiedzcie mi, co skłoniło was do udziału w tym projekcie? Co was w nim poruszyło?
Tymoteusz Rożynek: Myślę, że raz – rewelacyjny scenariusz. Dwa – z Bartkiem jesteśmy jak bracia w życiu, więc zagrać braci w filmie to spełnienie marzenia. Nie było nad czym się zastanawiać.
Wspominaliście, że poznaliście się jeszcze za dzieciaka. Czyli nie było problemu, żeby ta braterska więź się pojawiła na ekranie?
Bartłomiej: Tak, poszliśmy razem do tego samego gimnazjum, więc mija 12 lat.
Tymoteusz: Przeżyliśmy razem pierwsze pryszcze na twarzy, pierwsze piwka, papierosy, imprezy.
Tymek, muszę podpytać, co Ciebie skłoniło, żeby wejść w świat filmu, bo to jednak zupełnie inna branża.
Tymoteusz: Dostawałem wcześniej propozycje ról, ale nie były to oferty, które ze mną rezonowały, albo nie czułem się na siłach, żeby zagrać coś takiego. Zawsze jednak chciałem tego spróbować. Dostaliśmy z Bartkiem wspólnie propozycje – wiedzieliśmy, że będziemy castingowani razem – więc poszliśmy w to na całość. Nie myśleliśmy nawet o efekcie końcowym, tylko o wspólnej przygodzie.


Co było dla ciebie największym aktorskim wyzwaniem?
Tymoteusz: Odgrywanie postaci, wejście w stan „nie bycia sobą”. Nie chciałem zaprezentować sobą na ekranie totalnego drewna. Bałem się, że coś może wyjść źle z mojej strony, bo nigdy się tego nie uczyłem, musiałem to w sobie znaleźć naturalnie. Ale dzięki wskazówkom Emi, Bartka i ekipy czuję, że chyba nie ma się czego wstydzić na tym etapie.
To prawda – w filmie wcielasz się w zupełnie inną postać, a w muzyce opowiadasz o sobie. Bartku, twoja postać, Benek, jest osobą odrzuconą przez brata, osamotnioną i – można by powiedzieć – z zaburzeniami lękowymi. To nie jest pierwsza twoja rola, w której mocno wkraczasz w psychologię danej postaci. Jak się przygotowujesz do takiej roli?
Bartłomiej: Nie ma jednej drogi. Każda rola jest inna, każdy scenariusz jest inny i zawsze dostosowuję swoje podejście do tego, z czym się spotykam. Intuicyjnie pojawiają się pierwsze myśli o tym, czego potrzebuję, aby zagrać daną postać. Najważniejsze jest zrozumienie bohatera, jego historii i kontekstu – tak, by coś, co nie jest moim prywatnym doświadczeniem, mogło wydawać się osobiste. Trzeba mówić z serca, żeby to naturalnie przepływało.
Na przykład do roli w Światłoczułej, gdzie grałem Igora, potrzebowałem rozmowy z panią psycholog pracującą z dziećmi z ośrodków poprawczych. To było druzgocące, ale bardzo ważne spotkanie, które pozwoliło mi lepiej zrozumieć i empatycznie poczuć tego człowieka. Z kolei z Benkiem było inaczej – czasami tak się zdarza i to naprawdę bardzo przyjemne, wręcz niesamowite uczucie. Kiedy spotkałem się z tą postacią, od razu poczułem ją w sobie. Tak jakbym rozumiał go od pierwszego momentu, jakby jakaś część mnie nazywała się „Benek”. Oczywiście nim nie jestem, bardzo się różnimy, ale intuicyjnie zrozumiałem, z czym się mierzy i jak funkcjonuje.

Jak przygotowywaliście się do budowania swoich postaci – szukaliście przy tym własnych, prywatnych doświadczeń? Czy one w jakiś sposób wam pomogły? I czy w ogóle macie rodzeństwo?
Bartłomiej: Mam dwie młodsze siostry, ale różnica wieku między nami jest znacznie większa niż ta pokazana w filmie – tutaj to 12 lat, to jednak trochę co innego. W moim przypadku wszystko dzieje się raczej intuicyjnie. Nie sięgam świadomie po prywatne doświadczenia, żeby coś zagrać. Choć bywa, że to pomocne – można znaleźć sobie taki substytut, coś tożsamościowego z własnego życia, co pozwala przełożyć emocje na postać, lepiej ją zrozumieć i uwiarygodnić.
A jak szukasz ról – patrzysz na to, co możesz przełożyć na siebie, czy raczej na wyzwania aktorskie?
Bartłomiej: Ja po prostu szukam pracy (śmiech). To nie jest łatwa branża. W tym roku miałem przestój i po prostu czekałem, aż przyjdzie scenariusz i rola. Czytam i albo ze mną rezonuje, albo nie.
Pytam o to, bo role, które zagrałeś, są charakterystyczne.
Bartłomiej: Tak, bardzo lubię takie postacie, zdecydowanie charakterystyczne. Lubię też wyzwania, było ich już trochę.

Tymoteusz: Ja też mogę coś dodać – z przyjacielskiego doświadczenia. Bartek nieraz dostawał propozycje ról, nawet wtedy, gdy nie miał pracy, ale odmawiał, bo one z nim nie rezonowały. To były duże produkcje, a on wolał powiedzieć „nie”, żeby czuć się komfortowo ze sobą. Bardzo go za to szanuję – że podejmuje wybory zgodne ze sobą, wybiera rzeczy, które go naprawdę interesują i które mają sens artystyczny.
No właśnie, a ty Tymek – jak budowałeś swoją postać? Franek teoretycznie jest indywidualistą, próbuje uciekać, żyć sam, szuka wolności. Ale z drugiej strony szuka też zrozumienia. Twoja postać mówi w filmie bardzo ciekawe zdanie: że nie wie, jak sam się czuje, więc trudno mu w ogóle pytać o to innych.
Tymoteusz: Myślę, że to bardzo skomplikowana postać. To po prostu zagubiony młody człowiek, który bardzo chce zająć się sobą. On po prostu bardzo siebie szuka i uważa, że wszystko dookoła przeszkadza mu w odnalezieniu tego, takie miałem wrażenie. To w ogóle bardzo trudna postać do grania – smutna, ciemna, ciężka. Nieraz, gdy odgrywałem te sceny, źle się czułem, siadało mi to na psychikę.
Bartłomiej: Powiem też z przyjacielskiego doświadczenia – nie jesteś osobą, która przeszła przez życie po piórkach. Widziałeś różne rzeczy, więc na pewno łatwiej było ci go zrozumieć.
Tymoteusz: Tak, było wiele rzeczy, które we Franku rozumiałem, ale sam nie chciałbym być takim człowiekiem. A przecież każdy może się w takiej sytuacji znaleźć.
Jeśli spojrzymy na całe rodzeństwo – jakie emocje tam przeważają? Czy to przede wszystkim wzajemne wsparcie i miłość, czy raczej konflikt?
Bartłomiej: Powiedziałbym tak: na płaszczyźnie powierzchownej są kłótnie, starcia, zwarcia. Natomiast w głębi oni bardzo się kochają i wspierają, jest między nimi silne uczucie. Myślę, że to w filmie dobrze widać – jak bardzo są dla siebie ważni. Rodzice w ogóle się tam nie pojawiają, są tylko wspomniani w kilku zdaniach. Widz może się domyślać, jaka jest ich rola, ale my we czwórkę stanowimy drużynę, prawdziwy team.

Porozmawiajmy jeszcze o Benku. Bo z jednej strony, tak jak mówiliśmy, to postać skomplikowana i trudna, ale dla widza, który oglądał film, również taka, która wielokrotnie potrafiła rozładować napięcie. Zastanawiam się, czy to już było zapisane w scenariuszu – te elementy, które odbieramy jako komediowe (bo ja słyszałam na sali sporo śmiechu) – czy raczej wyszło to dopiero podczas grania?
Bartłomiej: Myślę, że dużo było już w scenariuszu. Benek od początku był tak napisany – czasem w swoim byciu sobą jest po prostu zwyczajnie… zabawny, śmieszny.
Tymoteusz: On nie wie, że jest śmieszny, ale taki właśnie jest.
Tymek, nie mogę nie zapytać o muzykę. Gdyby Franek miał swoją playlistę, to czy znalazłby się na niej Szczyl?
Tymoteusz: Myślę, że nie. Z całym szacunkiem do Szczyla (śmiech). Franek definitywnie słuchałby cięższej muzy, takiej, której ja nawet nie słucham. Choć na przykład numer Agony Young Lean’a – bardzo ważna scena w filmie – tego mógłbym osobiście posłuchać. A playlista Franka… gdybym miał ją ułożyć, musiałbym się nad tym dłużej zastanowić. Może kiedyś ją wrzucimy.
A czy miałeś jakieś inspiracje po zagraniu tej postaci? Coś, co zostało z tobą później?
Tymoteusz: Nie, raczej nie. To nie jestem ja. Oczywiście pewne uczucia, które się w sobie wywołuje, czasem wracają w głowie, ale nie zostało to ze mną na życie.
Film jest też – nie wiem czy się zgodzicie – o mierzeniu się z lękami. Na przykład jeżeli chodzi o postać Dusiołka. Dotyczy to chyba wszystkich bohaterów, prawda? To przełamanie, konfrontacja z czymś trudnym.
Bartłomiej: Pewnie, że tak. Każdy z bohaterów się z czymś mierzy, na sto procent. I każdy wchodzi w dorosłość. Chociaż Jana, najstarsza, już jedną nogą jest w dorosłości. A może nawet całkiem – sam nie wiem.
Tymoteusz: Ale i tak się mierzy ze swoim debiutem artystycznym.
Skoro już mówimy o dorosłości – a wy jak pamiętacie ten moment?


Tymoteusz: Chaos. Ja na przykład dorosły czuje się od niedawna. Dopiero w tym roku czuje się poważny, dojrzały. A tak to był chaos.
Bartłomiej: U mnie chyba nie nazwałbym tego chaosem, raczej bardzo powolnym, stopniowym poznawaniem siebie. Były też trudne doświadczenia – to one budują najbardziej. Dorosłość nie jest tożsama z dojrzałością. Można by dyskutować, że staliśmy się dorośli gdy skończyliśmy osiemnaście lat, ale czy byliśmy dojrzali? Absolutnie nie. Trzeba byłoby też przegadać to, jak rozumiemy dorosłość.
Powiedzcie mi, gdybyście mieli wybrać jedną scenę, która najlepiej oddaje piękno relacji rodzinnych, to która by to była?
Bartłomiej: Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to scena, gdy wracamy wszyscy razem autem od rodziców. Druga scena, kiedy Jana po swoim „rozwaleniu się”, tak to nazwę, jedzie z nami niby do rodziców, ale ostatecznie jej tam nie zawozimy. Zatrzymujemy się przed samochodem i rozmawiamy o niej, o tym, co się dzieje. To taki moment dosłownej troski – opiekujemy się nią.
A czego jesteście najbardziej ciekawi, jeśli chodzi o odbiór filmu?
Bartłomiej: Ja jestem ciekaw wszystkiego. Po prostu interesuje mnie, jak ludzie odbiorą ten film. Jako aktor zawsze jestem ciekawy, jak ludzie to przeżyją. Co dla poszczególnych osób okaże się najważniejsze – bo to będą różne rzeczy. I to jest super. Zawsze jestem bardzo ciekawy tego odbioru, co ich poruszyło najbardziej.

Tymek, a planujesz zostać w aktorstwie?
Tymoteusz: Nie wiem. Jeśli będą przychodziły fajne projekty, z ciekawymi ludźmi, to nie widzę przeszkód. Jeśli ten pierwszy mały krok kogoś zainteresuje i dostanę propozycję udziału w czyś fajnym, na przykład z Bartkiem, to nie wiem czemu miałbym tego nie zrobić.
Bartłomiej: Tak, czekamy na film akcji, w którym możemy zagrać razem. Już to manifestuję.
Fot. Paulina Pawłowska










