KARS: Mazda MX-5 Skyfreedom – Wolność, radość i drift

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Jeżeli nie wiecie jeszcze czym jest ten samochód po samym MX, oznacza to, że w swoim życiu nie doświadczyliście wspaniałości, jaką były Need For Speedy Undergroundy. Zdeterminowały one bowiem dzieciństwo motoryzacyjne wielu z nas i zaraziły miłością do aut oraz twórczości Lil Jona.

I co by nie mówić, Mazda MX-5 (a także Mazda Miata) zajmuje w tej hierarchii zasłużone, wysokie miejsce, jako auto nie tylko zgrabne i dobrze wchodzące w zakręty, ale must-have, jeśli chodzi o wszelkie wyzwania driftowe. I, moi drodzy (fanfary), udało mi się owym samochodem pojeździć w rzeczywistej istotności. Oto wrażenia me.

Super-mega-cool-turbo-super w telegraficznym skrócie. Wiele jest bowiem aut, które wyglądają niestandardowo, ale są ekstremalnie drogie, nieprzyjemne w obsłudze i napakowane zbytkami, które nie rekompensują braku funu z jazdy. W przypadku Mazdy MX-5 – wszystkie te zarzuty odpadają na wstępie. Mazda MX-5 jest bowiem stricte stworzona do maksymalizacji radości z jeżdżenia autem. Siedzi się bardzo nisko – kokpit przypomina sceny z filmów o amerykańskich wyścigach NASCAR i nie ma tu nawet mowy o automatycznej skrzyni biegów. Jednym słowem – poezja. Ogromna maska rozpościera się przed naszymi oczami, a schludne i zgrabne wnętrze bez żadnych zbytków nie pozwala nam zapomnieć, że jesteśmy tutaj po to, by jeździć, a nie wciskać przyciski czy oglądać filmy.

Ale po kolei – najpierw estetyka. Mazda MX-5 jest malutkim autkiem, dwuosobowym, z praktycznie nieistniejącym bagażnikiem i dynamiką roadstera. Ludzie definitywnie zwracają na nią uwagę, szczególnie przy gazowaniu na światłach, w pełni świadomości radości z nadchodzącej jazdy. Pierwsze skojarzenia jakie miałem to włoskie miasteczko gdzieś w górach ALE nad morzem. Kręte uliczki, kabriolet, kobieta w chuście na siedzeniu obok, ja w ogóle jakiś opatulony 10 szalikami, bo wiatr niszczy i tak sobie jeździmy, nie mogąc się do siebie odezwać słowem, bo jest tak głośno. Niemniej– klimacik zachowany.

Druga kwestia to środek. Jak wspominałem, raczej prosty, funkcjonalny, ma wszystko czego potrzeba. Siedzenia natomiast, skórzane, sportowe, naprawdę sprawiają, że chce się do niej wchodzić. Za głową jest kratka i koniec autka, bardzo wysokie osoby mogą mieć pewne problemy z użytkowaniem tego auta, z drugiej strony – trzeba znać również granice swojej groteskowości. 2,5-metrowy człowiek w tym aucie wyglądałby jakby jeździł zabawkowym samochodem. Głośniki BOSE natomiast dają dobry bas, żeby na światłach każde dziewczę wiedziało jakiego koreańskiego popu słuchasz. Na plus!

I na koniec – specyfikacja oraz właściwości jezdne. I teraz tak – ten samochód waży jakieś 20 kilogramów. W sensie – naprawdę czułem, że moglibyśmy go podnieść normalnie z kumplami bez większych problemów. I w owym samochodzie, szaleńcy z Mazdy, zamontowali silnik 2.0 mający 184 konie zmechanizowane. Startowanie tym autem na pełnej było jak wchodzenie w nadprzestrzeń, choć podobno do setki ma „jedyne” 6.5 s. Możliwe, że te pierwsze 20 metrów pokonuje znacznie szybciej. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie ma tutaj automatu, więc na tej jedynce można było sobie poszaleć całkiem przyjemnie. I druga kwestia – auto ma specjalny przycisk do wyłączania trakcji. No i, ja się na pewno nie przyznam, ale wiecie jak jest, więc możliwe, że kiedyś, ktoś podczas testów ów przycisk wcisnął i, ja nie mówię, że cośtam, ale nawet mógł bączki gdzieś na parkingu porobić ku wielkiej uciesze i radości. Jak mówię, nie wiem kto, co, gdzie i zacz, ale mogło się tak zdarzyć i byłoby to podówczas ekstremalnie satysfakcjonujące.

Reasumując – total kozak, super autko. Oczywiście, nie jest to samochód rodzinny, odpowiedzialny ani żaden podobny, ale nie wszystko takowe być musi. Czasem można mieć np. samochód do zabawy. Do jeżdżenia po mieście albo na krótkie wakacje. Albo do dryftu. I to też jest w porządku. I to też jest piękne. Otrzymaliśmy do testów wersję na stulecie istnienia Mazdy, więc wersja była całkiem odpicowana. Fajne fele, burgundowa tapicerka (wyglądała jak wnętrzności, ale w takim dobrym znaczeniu) i dodatki zmaksowane na maksa i total to koszt 150 000 zł. Początki ceny za to cudo to jakieś 140 000. Jeśli szukacie czegoś wyjątkowego – inaczej tego autka nie da się określić. Dajemy okejkę i liczymy na więcej takich perełek.

Reklama

W każdym wieku jest dobry czas na zmiany

Czy można przeżyć swoje życie kilka razy? Na pewno można je zmienić! O odwadze w dążeniu do autentyczności i prawdziwego szczęścia opowie Agata Igras. W tym odcinku Ela Lepianka i Agnieszka Balicka przeprowadzają rozmowę, w której odkrywają niesamowicie pasjonującą podróż przez wszystkie kontynenty aż do źródła prawdy.

Moje prace ożywają | Aneta Barglik

Nowe nazwisko na artystycznej scenie Warszawy – o niej będzie głośno! Aneta Barglik – malarka abstrakcyjna poruszająca się w nurcie ekspresjonistycznym, rzeźbiarka i właścicielka autorskiej galerii sztuki. O dobrej energii w sztuce, pejzażach emocjonalnych i byciu tu i teraz. Spotkanie prowadzi Karolina Ciesielska.