KARS: Volvo C40 – THE PRZYSZŁOŚĆ IS TERAZ

Jakub Wejkszner

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

W sensie, no. Mój brat ma C30, takie małe, pierdzące. Bardzo ładny i przyjemny samochodzik. Trochę jak Scirocco, ale Volvo, zróbcie z tym co chcecie. Myślałem, że nie ma szans, żeby ktoś kontynuował ten koncept. Że to właściwie zamknięta historia i Volvo jak już to będzie robić te SUVy różnego rodzaju dla ludzi średniej wyższej, żeby mogli sobie trochę powisieć nad Polską samochodów sprzed 10 lat. A tutaj, niespodziewanie, okazuje się, że, azaliż, toteż, zatem – jest to jednak koncept, który można wykorzystać. Zrecyklingować, by jednak ową gwarą ekologiczną nawiązać. I tak oto, przed oczyma wyobraźni mej, ukazał się on – Volvo C40.

I to jest taki samochód, który myślisz sobie – o, te elektryki będą tak wyglądać kiedyś powszechnie. Jak już każdy się znudzi swoim kaszkietem albo żukiem w hybrydzie i wszędzie będzie można doładować sobie prund, a benzyna będzie kosztowała 10 000 zł/l, to wtedy wszyscy kupią takie Volvo właśnie. I nikt nie będzie miał prawa narzekać.

Jest to bowiem samochód z wieloma zaletami i niewielkimi wadami. Po pierwsze, nie jest to w końcu jakieś elektryczne Audi albo Mercedes, które kosztują tyle, ile niedługo wynajęcie pokoju na Śródmieściu, ale nie jest to także taki „bieda-elektryk” tyle po to, żeby był jak niektóre inne, których nie chcę wymieniać, bo się obrażą na mnie i nie pozwolą pojeździć już nigdy. Bo to zawistne są ludzie. W każdym razie, jest to taki perfekcyjne balans nowoczesnego elektrycznego samochodu, który nie jest biedny i nie jest bogaty. Jest Volvo, po prostu. Tam, gdzie Volvo dociera zawsze – do średniej/wyższej średniej, która lubi szybkie fury, bezpieczeństwo i nie jeżdżenie szybciej niż 180 km/h.

Jakie są zatem właściwości jezdne tego oto prądowozu? Otóż – niesamowite. I to w dobrym i złym znaczeniu. Jeżdżenie tym autem jest jak poruszanie się zabawkowym samochodzikiem, z tym, że ów samochodzik ma 231 KM i przyśpiesza do setki w 4,7 sekundy. Bez żadnych biegów. Od razu, wbija Cię w fotel cała dostępna moc silnika. Czujesz się jakby wpieprzało Cię w nadświetlną. Wyjątkowe uczucie. Ogółem – jest to coś zupełnie innego niż jeżdżenie zwykłym samochodem i faktycznie trzeba się do tego chwilę przyzwyczaić. Jak dla mnie – tak to będzie wyglądało w przyszłości, czy to się komu podoba czy nie, więc warto już ogarniać teraz. No i za taką cenę nie dostaniecie raczej pakownego, rodzinnego samochodu, który jednocześnie pożera jakieś porszaki i inne dzieciaki na dzielnicy.

I jest crossoverem przy okazji, więc nie jakąś tam kruszynką, ale prawdziwym autem, ciężkim, zdyszanym itd. 4,42 m długości, 2,03 szerokości. 5 miejsc. Bagażnik – 414 l. Kolor – morski czy coś. Spalanie – 20kWh/100km. 1 kWh kosztuje, pi razy drzwi, odbijane od kantu stołu, 1,5 zł. Czyli – 30 zł za 100 kilometrów. Trzeba liczyć 40, jak zawsze w życiu. Gdańsk-Warszawa zatem kosztowałoby nas razy 3.5, więc 140 zł jakieś. Także ten, nie najgorzej, nie najidealniej, ale biorąc pod uwagę ceny benzyny to i tak jest jak promocja. Gorzej ze stacjami. I teraz tak – nie mam pojęcia dlaczego oni nam to robią, ale to chyba już w tym momencie złośliwość. Srsly. Jakby – dlaczego nie mogę podłączyć sobie auta, naładować i zapłacić? Dlaczego? Czy ktoś to kiedyś wyjaśni? Dlaczego muszę ściągać aplikację, która zazwyczaj działa tak dobrze jak plany ekonomistów w tym kraju dla powszedniego człowieka, męczyć się, żeby wpisać tam wszystkie dane typu, długość buta, szerokość pośladków, zaczerwienienie łokcia oraz stosunek nosa do pięty, byleby tylko dostać informację, że za 3 dni mi odeślą czy potwierdzają moje dane albo nie potwierdzają, albo potwierdzają, ale nie mogę ładować, bo aplikacja odmawia posłuszeństwa. Czy ktoś to kiedyś zmieni? Bo się odechciewa człowiekowi w ogóle posiadania tych elektryków po pewnym czasie. DŻIZAS!

Dalej jednak, wracając już do samego auta. A właściwie do wnętrza. Które jest – Volvovskie. Szwedzkie może? Rozumiecie zapewne. Jest proste i wszystko jest tam, gdzie powinno. To nie jest jakieś Bizancjum jak w tych nowych EQSach, ale jest ładnie, przyjemnie, przestronnie i w ogóle łał. Podobnie zresztą jak we wszystkich Volviakach. Szwedzi cenią sobie minimalizm i funkcjonalność i tak też jest w tym przypadku. Minimalizm oraz funkcjonalność. I ogromny, piękny ekran parowywalny z Androidem/iOS-em na desce rozdzielczej i drugi po prawej stronie jako komputer pokładowy. Ten pierwszy jest ekstremalnie wspaniały, jestem wielkim fanem. Nie wygląda w ogóle tandetnie, bardzo dobrze widać gdzie jesteśmy w danym momencie i w ogóle jest super cool. Jestem fanem w ogromnych ilościach fanostwa. Drugi spełnia swoją funkcję natomiast, nie miałem z nim żadnych problemów. Całe wnętrze, jak już wspominałem, nie jest jakimś szczytem estetyki, ale też i dlatego ten samochód rozpoczyna swoją podróż od 220 000 zł, a nie 300. Więc, coś za coś, robaczki.

I ostatnia rzecz – zewnętrzne. IMO – jest to jeden z ładniejszych samochodów elektrycznych w tej klasie. Jest trochę kanciasty, ale bardzo szybko przechodzi w miękkość, żeby trochę ową kanciastość zbić. Jest masywny, ale skowyrny jak to mówią. Jedyny element „uncanny valley”, jaki znajduje się w owym aucie to brak wlotu powietrza z przodu i to trochę zaburza nam estetykę, bo człowiek się do tych wlotów przyzwyczaił, a takie BMW to w ogóle zrobiło z tego swój znak rozpoznawczy, więc chwilę to zajmuje. Ale jest to tylko chwila, która mija i naprawdę można docenić piękną bryłę ze Szwecji.

Podsumowując – jest to samochód przyszłości, ale takiej powszedniej przyszłości. Takiej, że faktycznie dużo ludzi będzie tym (albo wersją rozwojową) jeździć za parę lat. Tak jak dziś jeżdżą Volviakowymi SUV-ami. Volvo trafia bowiem w taką bardzo ciekawą szczelinę, pomiędzy – porządne auto i już nie siara kupić jak się zarabia trochę więcej. The time has come, dzieciaki, nie ma co uciekać. The Przyszłość Is NOW!

Reklama

W każdym wieku jest dobry czas na zmiany

Czy można przeżyć swoje życie kilka razy? Na pewno można je zmienić! O odwadze w dążeniu do autentyczności i prawdziwego szczęścia opowie Agata Igras. W tym odcinku Ela Lepianka i Agnieszka Balicka przeprowadzają rozmowę, w której odkrywają niesamowicie pasjonującą podróż przez wszystkie kontynenty aż do źródła prawdy.

Moje prace ożywają | Aneta Barglik

Nowe nazwisko na artystycznej scenie Warszawy – o niej będzie głośno! Aneta Barglik – malarka abstrakcyjna poruszająca się w nurcie ekspresjonistycznym, rzeźbiarka i właścicielka autorskiej galerii sztuki. O dobrej energii w sztuce, pejzażach emocjonalnych i byciu tu i teraz. Spotkanie prowadzi Karolina Ciesielska.