Teresa stała (a właściwie tańczyła) tuż obok mnie przy bitach muzyki elektronicznej. Zwróciłam na nią uwagę niemal od razu – nie często spotyka się osoby z siwymi włosami i widocznymi zmarszczkami na twarzy, bawiącymi się do tego rodzaju muzyki. Złapałyśmy swój wzrok i tak rozpoczęła się nasza dwugodzinna znajomość.
To jedno z tych niezwykle prostych, a zarazem niesamowitych zdarzeń. Moment spotkania z drugim człowiekiem, pozornie bardzo od Ciebie różnym, a do facto bardzo podobnym. Jedyną zauważalną między nami różnicą, była różnica pokoleniowa. Dokładnego wieku Teresy zdradzić nie mogę – obiecałam. Zdradzę jednak, że był to wiek emerytalny. Jak się dowiedziałam z rozmowy pomiędzy utworami, Teresa przyszła tu posiedzieć z dwoma znajomymi, jednak słysząc dźwięki muzyki, uznała, że usiedzieć nie jest w stanie. Poszła tańczyć, a towarzystwo chillowało dalej.
W okolice sceny dotarłam i ja. Zerknęłyśmy kilka razy na siebie, potańczyłyśmy trochę oddzielnie, a trochę razem, ale osobno. Okazało się, że obie wolimy taniec we własnej przestrzeni i solo. Około półtorej godziny później zweryfikowałyśmy nasze siły. Mnie przydałaby się chwila wytchnienia, jej – tańczenia.
Teresa okazała się uosobieniem ideału osoby w starszym wieku. Aktywna fizycznie – regularnie biega. Aktywna towarzysko – regularnie spotyka się ze znajomymi i przede wszystkim – wolna i odważna. Bez uprzedzeń, pełna zrozumienia, otwartości i wigoru. Ciekawa nowinek społecznych, zmian w bliższych relacjach. To było widać – opisałam Teresie, jak rozdzielne jest dzisiaj spojrzenie na miłość i na seks, a ona z ciekawością chłonęła. Nie było między nami bariery “Proszę Pani”.
Nasze spotkanie było krótkie, ale intensywne. Nie rozmawiałyśmy o pogodzie, nie bulwersowałyśmy się swoimi doświadczeniami czy opiniami. I tak powinny wyglądać relacje międzyludzkie, jakże życie byłoby przyjemniejsze.