Marcin Ranuszkiewicz
Kiedyś słowo elektryfikacja oznaczała ogromne zmiany w całej gospodarce. Było jaśniej z dnia na dzień, było szybciej. Pojawił się odkurzacz i frytkownica, a expresy do kawy uczyniły poranek pięknym. Wszystko przyspieszyło. Na przestrzeni kolejnych dekad, kolejnej tak rewolucyjnej zmiany nie było. Dopiero telefony komórkowe wprowadziły globalną rewolucję, a elektryfikację zaczęto „komunikować” jako sens eko i niezalane żródło OZE, które, począwszy od farm wiatrowych przez farmy fotowoltaiczne, a kończąc na dachach domów jednorodzinnych, zmieniły krajobraz naszego kraju.
Epoka „spalinowa” powoli dobiega końca. Elektryfikacja swoim ‚wirusem” zaraziła również branżę motoryzacyjną. Ostatnie lata to istne szaleństwo. Od rozwiązań naprawdę ciekawych do zaskakujących i niezrozumiałych. Każda marka chce mieć elektryka! Każda marka ekskluzywna chce mieć elektryka! Każdy producent aut sportowych i tych terenowych też chce mieć to samo, ale w elektryku. No cóż, jest to trend, którego nikt nie zatrzyma. Klient „nasz pan” może wybierać i okazuje się, że chce wybierać coraz częściej „elektryka” od spalinowego. Patrząc na ulice, kiedyś „elektryk” był zjawiskiem” teraz nawet ciężko odróżnić jak stoi koło auta spalinowego.
Padło również na Forda. Padło na Mustanga! Padło na kultowego Mustanga! Dwa lata temu nie wierzyłem, że to nastąpi, że takie CUDO może być w wersji elektrycznej! No, ale skoro Porsche wrzuciło na rynek elektryka, to dlaczego nie może to być Mustang? Okazuje się, że może.
Sam doświadczam tej zmiany. Cztery lata temu testowałem pięknego pomarańczowego Mustanga V8/5.0l. Rozpisywać się nie ma sensu. Kocham do dzisiaj!
Mustang Mach-E jest brzydki. Jest brzydki. Oczywiście, moja ocena to wpływ tego, jak bardzo kocham wersję spalinową. Trochę postałem i popatrzyłem zanim wsiadłem. Blokada w głowie ewidentna. No i co my tu mamy? Ano, jest tu morze elektroniki i wielkich wyświetlaczy. Zasadniczo wszystko. Podejrzewam, że gdybym poprosił o przepis na czeskie knedle to w mig na ekranie głównym byłby przepis, a nawet film. Nie będę się rozwodził na temat wnętrza, bo samochód tak został zaprojektowany, żeby budzić emocje, nawet te skrajne i wcale nie mam na myśli tych negatywnych. Mnie nie zachwycił, po prostu zaciekawił. To jednostka wręcz „nafaszerowana elektroniką, czujnikami, kamerami itd. Dla tych, który uwielbiają bawić się dotykowym ekranem, poszukując 2147 funkcji to istna gratka! Miejsca jest więcej, jest wyższy, bagażnik co prawda nadal mały, ale panoramiczny, dach niczym planetarium otwiera przed nami pokłady romantycznych westchnień – powiem Wam, że jest naprawdę super! Do tego dobrze wyciszony, a dobrane nagłośnienie Bang&Olufsen dopełnia radości.
Ale my tu gadu gadu o wnętrzu, ale gdzie istota tego auta? Czy nazwa zobowiązuje, czy nowy elektryczny Mustang ma coś ze swojego poprzednika? OTÓŻ – ma! Chciałem zacząć od tego „co ten samochód potrafi”, ale wiadomo, że musiałem też trochę ponarzekać, zanim napiszę kilka zdań zachwytu.
Od czego by tu zacząć, żeby nie zasłodzić?
Dobra, ujmę to tak:
– jeśli ktoś chce by być strzałą z łuku Szarego WIlka, pociskiem kalibru 110 z amerykańskiego niszczyciela, petardą nad Singapurem, znikającym punktem, „prędkością światła” – musi koniecznie kupić to auto!
– jeśli ktoś chce poznać przyspieszenie i przeciążenie takie, jakiego doznają piloci na wirówce testowej – musi kupić ten samochód,
– jeśli ktoś chce poczuć, jak skóra z jego twarzy układa się na tylnym fotelu, bo nie umie przestać przyspieszać – musi kupić ten samochód,
To po prostu jest niewiarygodne jak to auto przyspiesza i trzyma się drogi. To wręcz niemożliwe jak bardzo nie możesz przestać „startować na światłach”, jak bardzo zmieni się Twoje podejście do jazdy, jak zmieni się też Twoje rozumienie i wieczne rozprawianie o mocy aut.
Siła i charakter, które drzemią w tym rumaku powodują, że masz to w dupie, że bateria szybko traci swoje procenty. Fajda musi kosztować! Radość rekompensuje wydatki na doładowanie, choć przyznać trzeba, że bateria jest mocna i gwarantuje ponad 300 km zasięgu.
Auto testowałem na ulubionej trasie S7 Warszawa – Gdańsk. Z ładowarką spotkałem się 2 razy i identycznie na trasie powrotnej. To jedyna udręka, ale jeśli ktoś planuje zjeść i napić się kawy to nawet nie zauważy mijających minut.
Mustang Mach-E znalazł, znajdzie i znajdywać będzie nabywców. Ford nie musi martwić się o sprzedaż. Po prostu zrobili to dobrze. Pokazali charakter i zachowali szacunek dla historii, poprzednich modeli Mustanga. Po testach, moje odczucia i poziom akceptacji wzrósł z 1% do 50%.
Niestety, cena modelu elektrycznego również wzrosła. Może przyszły czas zmieni tę tendencję.
Kończąc, powiem tak – pojechałbym znowu w trasę!