Tomasz Nawrocki
To będzie czysto subiektywna instrukcja. Taka moja. Jeśli się nie zgadzasz to dobrze, bo możemy o tym porozmawiać i czegoś się od siebie nauczyć.
Ja piszę z perspektywy kilku związków, które były mniej lub bardziej udane, to moje wnioski, to jest to, na czym teraz opieram swoje życie, jeśli chodzi o tworzenie czegoś we dwoje.
A tworzenie czegoś na cztery ręce i dwa serca jest fajne. Ciągle tak uważam, jednak teraz dużo bardziej świadomie podchodzę do tego, zanim na coś się zdecyduję. Możesz powiedzieć, że to wrodzona ostrożność, niemiłe doświadczenia, cokolwiek.
Każdy z nas jest inny, każdy z nas jest wyjątkowy. Każdy z nas dokonuje swoich wyborów.
I teraz spójrz, każdego dnia kogoś spotykamy na swojej drodze, w pracy, na imprezach, w sklepie… Ludzie, biegając i krążąc życiowo, przecinają się swoimi ścieżkami.
Nie mówię tutaj o sytuacjach z komedii romantycznych, kiedy to sklepie upada jej jabłko, powoli toczy się pod Twoje stopy, schylasz się, chcesz je podnieść, nagle wasze dłonie się spotykają, zaczyna grać chór anielski, czas zwalnia, wasze spojrzenia się spotykają i wydaje Ci się, że to jest właśnie to, że to ona będzie tą jedyną, kiedy patrzysz, jak zaczyna się uśmiechać i orientujesz się, że brakuje jej jedynki i czar pryska…
Nie no dobra, nie nadaję się na pisanie scenariuszy do komedii romantycznych, to fakt.
Na spokojnie.
Poznajesz kogoś, obserwujecie się, badacie teren wokół siebie. Spotkanie jak każe inne, zamieniacie parę słów, wymieniacie się numerami, zaczynacie rozmawiać…
Tak to wygląda prawda? Zgadzamy się tutaj.
Nie ma żadnego pierdolnięcia, strzały amora, błyskawic z niebios, a za to jest coś, czego teraz może nie da się nazwać, a zazwyczaj mówi się o tym, że coś zaczyna się dziać.
I teraz pytanie. Co stać się powinno, by nastał związek?
Może zadajesz sobie to pytanie tak jak ja, a może znajdziesz tutaj odpowiedź.
PUNKT PIERWSZY!
SPOTKANIE.
Logiczne? No nie do końca, bo z jednej strony każdy wie, że do nawiązania jakiejkolwiek relacji potrzebne jest spotkanie kogoś, kto nam się spodoba.
A z drugiej strony często, za często słyszę, że ludzie nie potrafią nikogo poznać.
Spójrz, jeżeli nie dajesz sobie przestrzeni na poznanie kogoś, jeżeli nie poszerzasz swojego otoczenia o nowych ludzi, to jak chcesz doprowadzić do spotkania…
PUNKT DRUGI!
POCZĄTEK ZNAJOMOŚCI.
Powiedzmy sobie, że pierwszy kontakt mamy już za sobą. Parę słów padło, coś nam się spodobało. I co dalej? Większość nie ma pojęcia, co dalej zrobić z tym, żeby znajomość się rozwijała.
Inaczej mówiąc, ludzie strasznie się spinają, kiedy mają nawiązać znajomość z kimś nowy…
Mógłbym powiedzieć „wrzuć na luz i bądź sobą”. A wielu powie, że łatwo się gada.
Tyle, że jeżeli ma to być znajomość, która dokądś prowadzi, to nie może się skończyć na gadaniu o pogodzie. To powinno być coś więcej, elektryczna chęć poznania drugiego człowieka, zainteresowanie się tym, co ma do powiedzenia, jasny sygnał, że chcesz więcej się dowiedzieć. Subtelny flirt, który zaczyna przeobrażać się w istotę poznania kogoś bardziej. Wtedy to ma sens… Wtedy jest szansa na kolejne spotkania.
PUNKT TRZECI!
KOLEJNE SPOTKANIA.
I to jest niby proste, a z drugiej strony nie takie oczywiste. Bo mógłbym powiedzieć, że jeżeli ktoś chce spędzać z Tobą czas, to robi to bez względu na wszystko, ale życie nauczyło mnie, że każdy, ale to każdy człowiek coś w sobie nosi. Może to być niepewność, drzazga w sercu, kolec w duszy, może też być tak, że naprawdę jest na pewnym etapie życia, w którym tego czasu ma mało.
I teraz pojawia się pytanie, które i ja sobie zadaję „Czy warto o kogoś zabiegać?”
Z mojej perspektywy, jeżeli jest przysłowiowa chemia, to TAK, do upadłego… Do momentu aż jest nadzieja, że ten ktoś, może jest właśnie tym kimś, ale… To kwestia indywidualna.
Jeśli pojawiają się iskry, jeżeli powietrze jest przesączone wyładowaniami elektrycznymi, jeżeli zaczynasz czuć, powstają więzi, chęć kolejnych spotkań, to dobry znak.
Tyle że to powinno przebiegać naturalnie, nie być jednostronną inicjatywą, a wspólną „pracą”, bo jak wiadomo, w pojedynkę niczego się nie uciągnie na dłuższą metę.
Warto też wspomnieć, że nie ma określonej liczby randek, która gwarantuje, że to jest to, która przynosi odpowiedzi na wszystkie pytanie, jakie rodzą się w głowie.
PUNKT CZWARTY.
ZACIEŚNIANIE WIĘZI.
Jeżeli ma się już za sobą kilka spotkań, a przy tym ma się umiejętność słuchania drugiego człowieka ze zrozumieniem, to pewne wnioski można wyciągnąć.
Warto pamiętać tym, że kolejne spotkania, randki, zwał jak zwał, wcale nie muszą się skończyć związkiem. Po drodze może się wysypać wszystko, może też dojść do tego, że faktycznie coś nie zagra, ale zostaniecie dobrymi znajomymi.
Takie jest życie.
Jeżeli jednak spotkania przebiegają dobrze, chemia narasta, powietrze jest już ciężkie od uczuć, to warto sobie zadać pytanie, samemu sobie „kim ten człowiek może dla mnie być?”, a potem się tego trzymać, bez rozglądania się na boki.
PUNKT PIĄTY.
ZWIĄZEK.
OK! Fanfary. Zagrało. Niestety jest tak, że wiele osób po wejściu w związek zaczyna odpuszczać, a jeżeli dojdzie do małżeństwa, to na pewnym etapie jest już to regułą.
Otóż, jeżeli już jesteście razem, to warto o swojej relacji rozmawiać, wyznaczać jej kurs, informować co jest ok, a co nie, co można zmienić. Związek jest jak żywy organizm, trzeba do doglądać każdego dnia, żeby nie umarł śmiercią naturalną.
Bliskość buduje się poprzez obecność i wsparcie, a szczera rozmowa naprawdę ułatwia funkcjonowanie i rozwiązywanie problemów. Dużo słów, mniej niedomówień, dużo gestów, mniej pretensji.
Oczywiście, to nie zawsze tak wygląda, ale uważam, że w większości przypadków to podobna droga.
Oczywiście, możesz się ze mną nie zgodzić…